Partner: Logo KobietaXL.pl

 

 

Kilkaset tysięcy Polaków na skutek wzrostu kursu franka szwajcarskiego ma pętle na szyi i boi się, że do końca życia nie będą w stanie się wypłacić. Mówienie dziś, że sami wiedzieli, co czynią, biorąc na siebie ryzyko kredytu w obcej walucie, jest niesłusznym oskarżeniem. Nasz rozmówca, nazwijmy go Bankierem, bo chce pozostać anonimowy, wyjaśnia mechanizm zadłużenia w szwajcarskiej walucie.

 

Dlaczego ludzie brali te kredyty?

 

Bo banki same proponowały. Kurs franka 8- 10 lat temu wahał się w granicach 2 złotych. To było apogeum frankowskich kredytów. Oprocentowanie było bardzo korzystne około 2 procent. Tymczasem kredyt w złotówkach kosztował około 10 procent i w związku z tym był droższy, czyli mniej dla ludzi dostępny.

 

Nie brali więc kredytów we frankach ludzie bogaci?

 

Wręcz przeciwnie – większość klientów to byli ludzie raczej mało zamożni. Przychodzili do banku i okazywało się, że mają zdolność kredytową na 50 tysięcy złotych. A potrzebowali więcej. Kredyt we frankach z racji niższej ceny zwiększał ich zdolność praktycznie dwukrotnie! Więc nie mieli często wyboru, brali franki.

 

Mówi się, że bankowcy świadomie wprowadzali ludzi na minę?

 

Nieprawda! To był okres, gdy gospodarka świetnie stała, nikt nie mógł przewidywać kryzysu czy takiego wzrostu kursu. Oczywiście, każdy w banku chciał sprzedać jak najwięcej produktów. Kredyt hipoteczny jest bardzo dobry. Obwarowany jest ubezpieczeniami, jest zastaw w postaci nieruchomości, robiło się wyceny itp. Dodatkowo zarabiało się więc na tych ubezpieczeniach, rzeczoznawcach i tak dalej. Dlatego banki tak chętnie udzielały tych kredytów. Ale nie było w tym jakiegoś celowego działania, które miało w rezultacie ludziom zaszkodzić.

 

Więc nikt celowo nie namawiał?

 

Nie, tego nie było. To wynikało wyłącznie z przelicznika. W banku klient słyszał – możemy ci dać w złotówkach 500 ale we frankach 1000.

 

I nagle wzrost kursu. Dlaczego ludzie nie przewalutowywali kredytów? Nie brali w innym banku, żeby ten frankowski spłacić?

 

To nie jest takie proste. Każdy bank przy kredycie hipotecznym zabezpieczał się minimalnym okresem trwania umowy, właśnie po to, żeby nie było migracji klientów. Można było ją zerwać, ale kary bywały ogromne.

 

Więc ludzie zostali postawieni pod ścianą?

 

Tak jest. Bo przykładowo, ktoś wziął 100 tysięcy zł we frankach, kupił za to mieszkanie. Spłaca 8 lat, a jeszcze musi spłacić drugie 100 tysięcy złotych, bo kurs franka jest dwukrotnie wyższy. Mieszkanie nadal jest warte swoje 100 tysięcy złotych, a człowiek płaci za nie podwójnie.

 

Banki powinny pomóc?

 

Oczywiście, nie może być tak, że ryzyko leży wyłącznie po stronie klienta. Ale uważam, że na razie będą czekać kilka miesięcy. Oszacują rynek. Ile jest osób, których nie stać będzie na spłaty, jaka jest skala zagrożenia. Dopiero wtedy zapadną jakieś decyzje. Ale klienci też będą musieli się dołożyć. Pamiętajmy, że przez kilka dobrych lata nieźle zarobili na tych kredytach, właśnie ze względu na ich niskie oprocentowanie. Płacili niższe raty niż "złotówkowicze".

 

Ale ludzie boją się, że stracą dorobek życia, że przez niepłacone raty będą eksmisje...

 

Wątpię, dla banków to żaden interes, bo te lokale trzeba utrzymać, dbać o nie, a ich wartość rynkowa jest dziś niższa niż wartość kredytu. Ale przede wszystkim masowe wyrzucanie ludzi z mieszkań byłoby dla banków wizerunkowo nie do przyjęcia. Więc o to ludzie raczej nie powinni się martwić. Jakieś kompleksowe rozwiązania będą jednak musiały nastąpić. 

 

Rozmawiała: Magdalena Gorostiza

 

 

Tagi:

kredyt ,  frank ,  frankowicze ,  bank , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót