Partner: Logo KobietaXL.pl

Nie było mi lekko

 


Alicja sama wychowywała córkę. Mąż z dnia na dzień odszedł do innej. Kasia miała wtedy 3 lata. Ojciec wyjechał na drugi koniec Polski. Wystąpił o rozwód, płacił zasądzone alimenty, potem kontakt się urwał.

- Ja nawet nie szukałam go i nie prosiłam o te grosze, które sąd mu zasądził – mówi Alicja. - Byłam księgową, znałam się na swojej robocie, zarabiałam bardzo dobrze.

Ale samotne macierzyństwo i tak daje w kość. Nawet jeśli są pieniądze. Alicja miała wszystko na swojej głowie. Dziecko, dom, zakupy, naprawy. I choroby Kasi.

- To było najgorsze, Kasia jakaś bardzo chorowita nie była, ale jak to dziecko, czasami wysoka gorączka, czasami co innego – opowiada Alicja. - I nigdy nie wiesz, wołać już lekarza, czy domowymi metodami leczyć? Na siebie bierzesz całą odpowiedzialność. Nie ma tez nikogo, kto choć na chwilę wyręczy cię w opiece.

Jeszcze gorzej, jak chorowała Alicja. Z anginą woziła dziecko do przedszkola, jak na trzy dni musiała iść do szpitala, musiała zawieźć Kasię do swojej mamy, która mieszka 200 kilometrów od niej.

- Każda samotna matka wie, o czym mówię. To tysiące drobiazgów, które małżeństwa dzielą między siebie – dodaje Alicja. - Nauczyłam się „męskich” robót. Jak kran naprawić, jak wbić gwoździa.

No ale z córki może być dumna. Skończyła studia, wyszła za mąż. Ma własne biuro rachunkowe, bo zaszczepiła się księgowością od matki.

- Dobrze zarabia, pracę zawsze znajdzie – podkreśla Alicja.

 


Zazdrościłam innym kobietom

 


Alicja nie ukrywa, że z zazdrością patrzyła na małżeństwa znajomych. Wie, że ideałów nie ma, ale jej chodziło o bliskość, o świadomość, że ma się na kogo liczyć. Obserwowała, jak mężowie naprawiają równe rzeczy, załatwiają przeróżne sprawy, już nie mówiąc o drugiej pensji, przynoszonej do domu.

- Ja za wszystko musiałam przecież płacić, za drobne naprawy samochodu, za niewielkie remonty, bo z tym już nie dałabym rady – mówi Alicja. - No i zazdrościłam wspólnych wyjazdów, tego, że mąż przyjeżdżał po moją koleżankę, że jeździł z nią do lekarza. Ja skazana byłam na samotność.

Ale póki Kasia z nią mieszkała, nie miała zamiaru układać sobie życia. Nie skazałby córki na ojczyma, który może miałby do dziewczynki uwagi albo pretensje. Nie wyobrażała sobie, żeby jej dziecko musiało coś takiego znosić.

- No dokonujemy jakiś tam wyborów, raz gorszych, raz lepszych, ja uznałam, że drugiego ojca szukać jej nie będę – mówi Alicja. - Ale cały czas marzyłam o jakimś związku, o tym, że będzie koło mnie facet, który o mnie zadba.

Kiedy więc Kasia wyprowadziła się po studiach z domu, Alicja postanowiła, że wreszcie ułoży sobie życie.

- Dziś wiem, że to był wręcz rodzaj obsesji – mówi. - Zwyczajnie szukałam związku na siłę. No nie z byle kim. Ale zapragnęłam poznać fajnego mężczyzną.

 


Mamo, po co ci to?

 


Alicja zaczęła bywać na dancingach dla singli 50 plus, zapisała się do różnych grup na Facebooku. Szukała kogoś, kto naprawdę wpadnie jej w oko. Po jakimś czasie poznała Janusza. Mieszkał, co prawda, w innym mieście, ale zaczęli się spotykać. Dla niej był spełnieniem marzeń, wysportowany, przystojny, może niezbyt majętny, ale ona miała przecież swoje pieniądze. Randki z dalekimi dojazdami jednak męczyły. Alicja zaproponowała Januszowi przeprowadzkę. Zamieszkali razem i wreszcie miała to, czego chciała. Janusz był już na emeryturze, był byłym wojskowym. Dbał o dom, naprawiał, reperował, remontował, Alicja wtedy delektowała się kawą na tarasie.

- Było nam cudownie – mówi. - Janusz był wdowcem, miał dwóch dorosłych synów, obaj wyjechali z Polski. W sumie był bez żadnych zobowiązań. Kasia wyszła za mąż, urodził się wnuk, uznałam, że i do mnie uśmiechnęło się szczęście.

W końcu Janusz jej się oświadczył. Córka protestowała, pytała – po co ci to, mamo? Uważała, że lepiej będzie, żeby nie formalizować związku.

- Znacie się krótko, nic o nim nie wiesz – tłumaczyła. - Co ci przeszkadza, że nie macie ślubu?

Ale Alicja chciała mieć wreszcie męża. Wymarzonego, prawdziwego, z którym bywa wszędzie oficjalnie.

- Cóż, jak się okazało, córka miała rację – wzdycha dziś ciężko. - Nigdy więcej nie popełniłabym takiego błędu.

 


Koniec sielanki

 


Pół roku po pięknym ślubie i dość hucznym, jak na senioralną parę, weselu. Janusz dostał udaru. Nagle, nic nie zapowiadało tego faktu. Rozpacz, szpital, długa hospitalizacja. Do domu wrócił leżący, praktycznie nic nie mówiący, z jedną władną ręką.

- I to był koniec moich marzeń, zostałam bezpłatną opiekunką – mówi Alicja. - Jego synowie nie interesowali się chorym ojcem, powiedzieli, że przecież ma żonę, ona się wszystkim zajmie.

I zajmowała się, rehabilitacją, turnusami w szpitalach, pampersami, karmieniem, całodobową opieką. Cóż, żadne z nich nie mogło tego przewidzieć, ale gdyby nie byli małżeństwem, Alicja nie musiałaby Janusza ze szpitala zabierać.

- Synowie musieliby sobie jakoś poradzić, to ja mogłabym pomóc na dochodząco, gdybym tylko chciała – mówi. - A tak zostałam bezpłatną opiekunką. I proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chodzi o to, że Janusza bym porzuciła, ale taka opieka jest ponad ludzkie siły. A ja nie o tym przecież marzyłam.

Po czterech latach udało jej się załatwić dom opieki. Janusz nadal jest w kiepskim stanie, Alicja często do niego jeździ. Trudno jej się pogodzić z tym, że zamiast wspaniałego życia u boku fajnego człowieka, ma w zamian wyłącznie wizyty w tym smutnym miejscu. Ogląda ciężko chorych ludzi, współczuje im bardzo, ale sama ma z tego powodu stany depresyjne.

- Nie wiem, dlaczego mnie to spotkało, dlaczego los tak ze mnie zadrwił? - pyta retorycznie. - Ale słyszałam też o podobnym przypadku. Dlatego ślub w starszym wieku chyba nie jest najlepszym pomysłem, choć i młodszy człowiek może zachorować. Ale wtedy jest zupełnie inaczej. Ja musiałam się opiekować praktycznie obcym dla mnie człowiekiem.

 


Magdalena Gorostiza 

 

 

 

Tagi:

małżeństwo ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót