Partner: Logo KobietaXL.pl

Outsider, który broni słabszych

Marek wygląda źle – podkrążone oczy, niewyprasowana koszula, nieprzystrzyżony zarost. Jego stan fizyczny zdaje się bezpośrednio odzwierciedlać to, co czuje jego dusza.

– Wybacz, że wyglądam jak na kacu, ale to efekt problemów ze zdrowiem – tłumaczy mężczyzna.

Chwilę później sięga do portfela po zdjęcie. Jest na nim w zupełnie innej formie – ogolony, uśmiechnięty, a towarzyszą mu syn i piękna żona.

– To foto z ostatnich wakacji. Widzisz tu zupełnie innego faceta niż teraz – wyjaśnia.

Trudno się dziwić. Wtedy przecież nie mógł nawet przypuszczać, że osoby, za którymi wskoczyłby w ogień, wytną mu taki numer, że w krótkim czasie będzie musiał zacząć budować swoją rzeczywistość od nowa.

– Dopiero teraz zaczyna mi się układać z żoną. Długo musiałem jej tłumaczyć, że zdjęcia, które dostała na maila, są fejkami – mówi tajemniczo nasz bohater.

Marek od zawsze był typem outsidera. Chodził swoimi ścieżkami, unikał imprez, uwielbiał samotne wędrówki po osiedlu wieczorami.

– Nigdy nie kręciło mnie palenie fajek ani picie tanich win. Balowanie z rówieśnikami uważałem za nudne. Wolałem posłuchać muzyki, poczytać książkę albo pójść na spacer – opowiada.

Kiedy pytam go, czy nie bał się osiedlowych chuliganów, odpowiada następująco:

– Od zawsze byłem pewny siebie. Może dlatego, że pomimo skromnych warunków fizycznych, od najmłodszych lat chodziłem na karate, co dawało mi przewagę nad niektórymi osiłkami. Druga sprawa to fakt, że ludzie z mojego osiedla byli honorowi i nie zaczepiali co drugiej osoby, tylko reagowali, gdy komuś naprawdę działa się krzywda.

On również pozostawał wierny takiej postawie. Nigdy pierwszy nie inicjował zaczepek. Wyjątek stanowiły sytuacje, kiedy widział, że ktoś dokucza słabszemu.

– Pamiętam, jak kiedyś na szkolnym korytarzu paru cwaniaczków zaczęło zaczepiać dwóch spokojnych chłopaków. Początkowo popychali ich, rzucając jakieś chamskie teksty, jednak w pewnym momencie jednemu z nich połamano okulary – wspomina.

Wówczas to Marek nie wytrzymał i wkroczył do akcji.

– Powiedziałem, żeby spróbowali ze mną. Dali się sprowokować i przekonali się, że nie było warto – uśmiecha się na samą myśl człowiek honoru.

Takie sytuacje miały miejsce jeszcze kilka razy. To właśnie podczas jednej z nich honorowość Marka miała docenić jego przyszła żona, Marianna.

– Szkolna miłość brzmi dziś niczym oksymoron, bo przecież ludzie nie chcą się już wiązać na stałe jako małolaty. Współcześnie wystarczy jeden problem i wymieniamy partnera na kogoś innego. Nie chcę tu brzmieć jak „dziaders”, ale dla nas było ważne, by szukać porozumienia i reperować, gdy coś się popsuło – porównuje swoje spojrzenie na relacje damsko-męskie ze współczesnymi związkami mężczyzna.

Co ciekawe, Marianna kompletnie mu się wtedy nie podobała.

– Była (i nadal jest) piękną dziewczyną, ale fizyczność nie wystarczyła, żeby mnie zdobyć. Myślałem, że to taka osoba, której wszędzie pełno, lubiąca być w centrum uwagi. Kiedy jednak zaczęliśmy rozmawiać i poznałem ją bliżej, zrozumiałem, jak bardzo się myliłem – tłumaczy Marek.

Buntownik w garniturze

To Mariannie zawdzięcza otwarcie się na ludzi. Jak twierdzi, gdyby nie ona, dalej byłby nieufnym wobec świata gościem.

– Dzięki niej żółw Marek wyszedł ze swojej skorupy i popełzał do agencji reklamowej – żartobliwie konstatuje 40-stolatek.

Od zawsze miał głowę do wymyślania historii, ale nigdy nie przypuszczał, że wykorzysta tę umiejętność zawodowo.

– Marzyłem o napisaniu książki przygodowej. Nie potrafiłem jednak tworzyć dłuższych form, stąd lepiej wychodziło mi pisanie krótkich historyjek, co później pomogło mi w pracy – wyjaśnia Marek.

Jego pomysły znajdowały aprobatę u reszty zespołu oraz szefa. Uwagę kolegów zwracała również inna umiejętność Marka.

– Byłem dobrym mediatorem. Starałem się dbać o to, by nie było wzajemnego obgadywania się i innych złośliwości, bo to tworzy toksyczną atmosferę – opisuje swoją drugą rolę w pracy mężczyzna.

Od początku czuł jednak niechęć dwójki znajomych.

– Kamila i Andrzej byli bardzo specyficzni. Miałem wrażenie, że chcą zdominować całą grupę, narzucić jej swój punkt widzenia za wszelką cenę. To było dla mnie strasznie sekciarskie – ocenia początki znajomości z koleżanką i kolegą po fachu.

Z czasem udało im się znaleźć wspólny język, a to za sprawą projektu reklamowego dla jednej z popularnych firm motoryzacyjnych, nad którym siedzieli razem przez tydzień.

– Kiedy reszta grupy szła do domu, my zostawaliśmy po godzinach, by szlifować projekt. Zamawialiśmy pizzę i piliśmy kawę o nieludzkiej porze. Okazało się, że mamy podobne poczucie humoru, więc było kreatywnie i wesoło – wspomina nasz bohater.

Marek utwierdził się w przekonaniu, że zbyt pochopnie ocenił dwójkę współpracowników. Cała trójka polubiła się do tego stopnia, że zaczęła również spotykać się prywatnie i mogła na siebie liczyć w różnych sytuacjach.

– Gdy zachorowała nasza córka, Kamila zgodziła się nią zaopiekować. Innym razem, kiedy to Kamili popsuła się lodówka, z Andrzejem naprawialiśmy ją przez pół dnia – wraca do dobrych wspomnień nasz bohater.

Wszystko miało się zmienić rok później, kiedy to Marek stał się świadkiem dziwnej sytuacji.

– Usłyszałem, jak naśmiewają się z innych kolegów. Pomyślałem – gdzie się podziali ci fajni ludzie? Najgorsze jest to, że później próbowali w to wciągać mnie – żali się 40-stolatek.

Mężczyzna poczuł, że atmosfera pracy zaczyna się psuć, a on coraz gorzej czuje się w miejscu, które do niedawna było dla niego niczym drugi dom. Oliwy do ognia dolało osaczenie najmłodszej pracownicy agencji reklamowej, Hani.

– Jak każdy młoda osoba w zespole, Hania była bardzo nieśmiała. Staraliśmy się jej pomóc, wspierać ją, bo miała dobre pomysły. Kamila i Andrzej zaczęli to jednak wykorzystywać, udając jej przyjaciół, a jak przyszło co do czego, wyśmiewali ją publicznie – denerwuje się na samą myśl Marek.

Facet, który od zawsze gardził dwulicowością, nie omieszkał publicznie skrytykować zachowania kolegów. Oni jednak twierdzili, że jest przewrażliwiony.

– To nie było zabawne. Widziałem, jak Hania płacze, jak boi się podnieść głowę znad swojego biurka – wyjaśnia mężczyzna.

Miarka się przebrała, gdy Kamila ukradła projekt Hani. Wtedy też Marek postawił stanąć otwarcie po stronie młodszej koleżanki w trakcie publicznego sporu.

– Świadkiem tej sytuacji był szef, który zamiast załagodzić konflikt, nazwał mnie jego prowodyrem i zaprosił na rozmowę. Dowiedziałem się podczas niej, że wielu pracowników skarży się na moje rzekomo aroganckie zachowanie – opowiada Marek.

Poirytowany fałszywymi oskarżeniami pracownik agencji reklamowej niemal natychmiast wybiegł z pokoju szefa i podszedł do Andrzeja.

– Powiedziałem, że zapłaci za te oszczerstwa, na co on rzucił tylko – widzi szef? Marek na problem z agresją – opisuje niewesołą sytuację nasz bohater.

Ostatecznie nie dał się sprowokować. Po powrocie do domu czekała jednak na niego kolejna przykra niespodzianka.

– Przy stole siedziała zapłakana żona. Na nim zaś leżały porwana koperta, list oraz zdjęcia ze mną obejmującym przyjacielskim gestem Hanię. Treść listu sugerowała, że regularnie zdradzam Mariannę – wspomina Marek.

Żona, choć wysłuchała męża i wiedziała o jego sytuacji w pracy, straciła do niego zaufanie. Wówczas to Marek zrozumiał, że musi obronić swą pozycję, zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym.

– Przegięli totalnie, wciągając w to moją żonę. Ja po prostu przytuliłem koleżankę, bo widziałem, jak bardzo ją boli ta niesprawiedliwa sytuacja. Myślę, że każdy by tak zrobił na moim miejscu, tymczasem oni próbowali wrobić mnie w zdradę – tłumaczy Marek.

Zapytany przeze mnie, czy nie dziwi go zachowanie szefa oraz pozostałych kolegów, którzy wcześniej stali za nim murem, jest pewien, że ich podejście nie było przypadkowe.

– Wiem, że kilka osób próbowano zastraszyć. Andrzej i Kamila to wszak mistrzowie zbierania haków. Prawdopodobnie trafili w czyjś czuły punkt i taka osoba była gotowa na mnie donosić do szefa, wymyślając różne bzdury. A co o nim myślę? Od zawsze lubił lizusów, więc uległ działaniom wrednego duetu – odpowiada.

Odwet

Wiedząc, że nikt mu nie pomoże, postanowić działać na własną rękę. Zrobił najprostszą rzecz z możliwych – umówił się na spotkanie z Andrzejem, udając, że jest gotów z nim współpracować.

– Zadzwoniłem do niego, mówiąc, że chcę się dogadać, bo miał w wielu kwestiach rację, a ja niepotrzebnie się stawiałem. Niczym typowy narcyz, łyknął tę bajkę jak młody pelikan i spotkał się ze mną. Powiedziałem mu, że wiem o tym, że to on stał za zdjęciami oraz listem, ale doceniam inwencję i wybaczam mu to, bo mam interes. Kilka sekund później przyznał się do wszystkiego i zaczął opowiadać mi o swoich dalszych planach – relacjonuje to wydarzenie Marek.

– Nie domyślał się, że wszystko nagrywam telefonem – dodaje sprytny mężczyzna.

Andrzej wyznał Markowi, że marzy mu się przejęcie firmy i teraz pora na szefa.

– Stary to pijak. Umówisz się z nim na flaszkę whiskey i gotów zostać – mówił z dumą w głosie oponent naszego bohatera.

Dorzucił też coś, co zaskoczyło samego Marka.

– Kamila to naiwna gęś, która mi wszystko zawdzięcza. Mały romans i robi, co jej każę. Te zdjęcia dla twojej żony i list to jej robota – wyznał niespodziewanie.

Jak na każdego manipulatora i na niego przyszła pora. Marek wysłał bowiem nagranie rozmowy na służbowy serwer, dzięki czemu wszyscy mogli poznać, co Andrzej o nich myśli.

– Mina Kamili? Bezcenna! Nigdy nie cieszyłem się z czyjeś porażki, ale widzieć, jak ponoszą z Andrzejem konsekwencje swojego zachowania, było przyjemnym doświadczeniem – uśmiecha się Marek.

Dyscyplinarne zwolnienie oraz sprawa w sądzie – tak zakończyła się przygoda Andrzeja i Kamili. Triumfujący zawodowo Marek przepłacił niestety całą sprawę zdrowiem.

– Wylądowałem dwa tygodnie temu w szpitalu ze stanem przedzawałowym. Kumulacja stresów zrobiła swoje – przyznaje.

Najbardziej bolał go jednak fakt, że najbliższa mu osoba zwątpiła w jego uczciwość.

– Jesteś z kimś przez większość życia i nagle jedna mocna sprawa może ci to szczęście popsuć. W sumie to rozumiem Mariannę, bo będąc na jej miejscu, pewnie zachowałbym się podobnie. Z drugiej strony zabolał mnie ten brak zaufania, biorąc pod uwagę naszą relację – wyznaje z bólem w oczach.

Na szczęście wszystko powoli wraca do normy. Marek chciałby przy okazji przestrzec innych przed dwulicowymi ludźmi.

– Jeśli tylko będziecie świadkami sytuacji, gdy ktoś obgaduje osoby nieobecne w towarzystwie, natychmiast wyjdźcie z pokoju i unikajcie jak ognia kontaktu z bajczarzami. Współpracę z nimi ograniczcie wyłącznie do spraw zawodowych – radzi dziś wszystkim Marek.

Elvis Strzelecki

Tagi:

przyjaźń ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz