Partner: Logo KobietaXL.pl

Przepiłeś zdecydowaną większość swojego dorosłego życia. Warto było?

Oczywiście, że nie warto. Ale dziś wiem, że alkoholizm to choroba. Taka sama jak każda inna, może nawet gorsza, bo to choroba emocji i ciała. Cierpi dusza. To choroba, która dotyka wszystkich, dziś jest inna świadomość, alkoholik to nie tylko żul spod budki z piwem. To również elegancko ubrany, ładny człowiek. Dlatego ja się z chorobą nie kryję. Nie mam powodu do wstydu. Zaczynałem jako 18-letni chłopak. Jak większość moich kolegów. Impreza, alkohol, dobra zabawa. Tyle tylko, że ja nie mogłem przestać. Powoli zaczęło się klinowanie, potem ciągi. Były wagary, miałem rożne problemy jak to nastolatek. Alkohol wtedy pomagał. Szkołę udało się skończyć, jestem z zawodu hydraulikiem. Ale znalazłem sobie pracę, która dawała mi możliwość picia, zostałem kelnerem. Czasami wypijałem kielicha z gośćmi, potem piłem coraz więcej, kradłem alkohol z restauracji, podbierałem pieniądze, żeby mieć za co pić. Zostałem wyrzucony z pracy. To akurat nie jest dla mnie powodem do dumy, ale opowiadam, jak było. Do czego alkoholizm w końcu prowadzi.

 

Kamil: Matka mnie uratowała, wyrzucając mnie z domu.

 

To było twoje dno, od którego się odbiłeś?

Jeszcze nie, piłem dalej. Byłem wtedy z partnerką, dla niej poszedłem na pierwszą terapię. Kompletnie bez sensu, bo zrobiłem to dla niej, nie dla siebie. A nie o to chodzi w trzeźwieniu. Nie można przestać pić dla kogoś. To musi wychodzić od ciebie, sam musisz podjąć taką decyzję, inaczej to traci sens. Terapię skończyłem. Udawałem, że jest OK, że nie mam głodów, nosiłem maski. Trwałem w tak zwanym dupościsku. Długo tak się nie dało, znowu zacząłem pić. Partnerka mnie wyrzuciła z domu.

 

I poszedłeś do matki?

Tak, ale ona mi powiedziała, że nie chce mieć ze mną niczego wspólnego. Żebym sobie radził sam, skoro nadal piję. Wtedy wylądowałem na ulicy.

 

Masz mądrą mamę.

Zajebiście mądrą, bo gdyby mnie wtedy nie wyrzuciła, pewnie nigdy nie przestałbym pić. Za to ją bardzo kocham. Ale wtedy miałem do niej żal, że tak potraktowała swoje dziecko. Wielki żal... A alkoholikowi trzeba zabrać komfort picia, to jedyna droga, żeby się opamiętał. Jeśli będzie się go chronić, usprawiedliwiać, załatwiać lewe zwolnienia lekarskie z pracy, nigdy się za siebie nie weźmie.

 

Ty się opamiętałeś?

Zostałem bezdomny, a to nie jest świat, w którym mógłbym się odnaleźć. Spałem na ulicy, w lesie, czasami u kumpla. To trwało tydzień, oczywiście piłem. Ale miałem przebłyski, że nie chcę tak żyć. Bo alkohol już nie dawał ulgi, jak kiedyś, a jeśli dawał, to na chwilę. Kiedyś z bezsilności walnąłem ręką w ścianę. I z tą rozwaloną, jak się potem okazało, złamaną ręką, trafiłem do lekarza. On na mnie popatrzył i spytał: „Chłopaku, nie masz już dość?”. Powiedziałem, że mam. Przewieźli mnie z Piaseczna do Pruszkowa na detoks. Potem trafiłem na 2 miesiące na zamkniętą terapię. Uświadomiłem sobie, że najlepsze lata życia spędziłem w rynsztoku. Nie jest to przyjemne. Ale postanowiłem o siebie zawalczyć.

 

kamil: zapicie jest częścią procesu psychoterapeutycznego.

 

Jak szło?

Całkiem nieźle, choć miałem głody i wiedziałem, że tak będzie już do końca życia. Ale nie zadbałem o swój komfort. Pracowałem wówczas w pociągach, w wagonach restauracyjnych. Ciężka praca, 24 godziny na dobę. I złamałem HALT, czyli cztery najważniejsze zasady, których nie przestrzeganie grozi nawrotem. To skrót od angielskich słów H, jak hungry, czyli głodny. A, jak angry, czyli zły, L jak lonley, czyli samotny i T jak tired, czyli zmęczony. Wszystko naraz się posypało. Byłem koszmarnie zmęczony i niewyspany. Miałem nawrót. W dodatku dowiedziałem się, że moja partnerka mnie zdradziła. To był wystarczająco dobry pretekst, żeby się napić. Piłem tydzień, poszedłem na tydzień detoksu. Po detoksie znowu wróciłem do picia na tydzień. Ale już sam się po tym ciągu zgłosiłem do Tworek, bo miałem myśli samobójcze. Po 2,5 tygodnia pobytu na oddziale psychiatrycznym, poprosiłem o przeniesienie mnie na terapię. To była moja ostatnia, pogłębiona terapia na oddziale zamkniętym. Od tamtej pory minęło teraz, kiedy rozmawiamy, 130 dni.

 

Nie wstydzisz się wpadki po trzech latach trzeźwości?

Nie, dziś wiem, że to też element procesu terapeutycznego i zdrowienia. I nie mówię tego, żeby się usprawiedliwiać, biorę to na klatę. Tak to już w tej chorobie może być. Chodzę cały czas na dalszą terapię, grupową i indywidualną. W kwietniu skończę 40 lat. Chce być wtedy trzeźwy, to będą moje czwarte trzeźwe urodziny w dorosłym życiu.

 

Nie chodzisz na mityngi AA?

Jakoś mnie to nie pociąga. Ale każdemu pomaga co innego, każdy powinien iść swoją drogą i najważniejsze jest to, żeby nie pić.

 Ile lat piłeś?

Tak praktycznie non stop to od 18 do 35 roku życia. Szmat czasu. Nikt mi tych lat nie odda.

 

Kamil: najlepsze lata spędziłem w rynsztoku.

 

 

Prowadzisz bloga, pomagasz innym ludziom.

Kolega mnie namówił, żeby zaczął opisywać swoje doświadczenia, że może komuś się to przyda. I tak powstał „Kiedy powiem sobie STOP” na Facebooku i na Instagramie. Robię to kompletnie bezinteresownie, pisanie pomaga mi zdrowieć. Piszę o swoich doświadczeniach, o tym, co robię. Najbardziej cieszy mnie to, że mam duży odzew i na blogu i w wiadomościach prywatnych. Piszą do mnie osoby, które też wychodzą z nałogu, ci, którzy jeszcze piją, albo osoby współuzależnione, z reguły żony alkoholików. Tłumaczę im, że nie wolno dawać komfortu picia alkoholikowi, szukać dla niego usprawiedliwień.

 

Nie mówisz, aby wzorem twojej matki czy partnerki wyrzuciły takiego męża z domu?

Nie podpisałbym się pod takimi słowami, to musi być ich decyzja, ja nie wziąłbym za nią odpowiedzialności. Ale ja widzę te klasykę współuzależnienia, to krycie, załatwianie zwolnień, dzwonienie do szefów, żeby wytłumaczyć nieobecność męża. To jest też choroba, te osoby powinny też iść na terapię. Ja w takich sytuacjach mówię – kobieto, jedno co możesz zrobić, to zadbać o siebie. Ale jak to zrobić, to już indywidualny wybór i decyzja.

 

Trzeźwe życie jest lepsze?

No jest, nie ma wątpliwości. Wiesz, ja zrzuciłem maski. Kiedyś byłem homofobem, musiałem zresztą nim być, bo obracałem się w towarzystwie takim, a nie innym. Trzeba było przestrzegać zasad, bo inaczej by cię odrzucili. A tego się bałem. Dziś już o to nie dbam, mogę myśleć i żyć, jak chcę. Nie jestem homofobem, mogę mieć przyjaciół gejów. Niech każdy robi, co chce. Jak świadomie trzeźwiejesz, to zmienia się wiele rzeczy wokół ciebie, bo sam się zmieniasz od środka. No to jest kompletnie inne życie. Mam pracę, mam inne priorytety. Jak się jest trzeźwym, to świat staje się inny. Docenia się nawet to, że wieje wiatr.

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

Zdjęcia archiwum prywatne Kamila Więcka

Tagi:

alkoholizm ,  nałóg ,  Kiedy powiedzieć STOP , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót