Partner: Logo KobietaXL.pl

Wydałeś właśnie swoją kolejną książkę „Anna i Pan B”. Książka zbiera bardzo dobre recenzje. Czujesz się już pisarzem, takim prawdziwym?

Odpowiem na dwa sposoby. Kiedyś, w prywatnej rozmowie z przyjaciółką, która zadała mi dokładnie to samo pytanie, odpowiedziałem, że nie, bo pisarz to człowiek, który żyje ze swojego pisania. To było bardzo proste podejście i według mnie szczere.

Dzisiaj patrzę na tę kwestię trochę inaczej. Jeśli pisarz to ktoś, kto o otaczającym go świecie myśli jak o świecie przedstawionym kolejnej książki, jeśli w otaczających go ludziach widzi bohaterów literackich, a wypowiadane przez nich słowa zapisuje ukradkiem w telefonie, jeśli to wreszcie ktoś, kto – pomimo obowiązków zawodowych – znajduje czas, by rozmawiać o swoim pisaniu z każdym, kto ma na to ochotę, a potem siada codziennie na kilka godzin przed monitorem komputera, by pisać i choć o pół strony podciągnąć swoją opowieść do przodu, to tak, wtedy zdecydowanie bliżej mi do tego, by nazwać się pisarzem. Gdybym jednak miał to zrobić, to bym się nie onieśmielił, tak ważne jest dla mnie to słowo i darzę je ogromnym szacunkiem. Gdy słyszę „pisarz”, przed oczami pojawiają mi się inne twarze niż moja.

Powiem jeszcze jedno, jestem typem człowieka, który lubi „pójść dalej”, we wszystkim. Badać granice i przekraczać je. Kiedy osiągnę postawiony przed sobą cel, nie świętuję albo robię to bardzo skromnie. Szybko stawiam przed sobą kolejny cel i ciężko pracuję, by go osiągnąć. Najpierw zamarzyłem o wydaniu książki, ale pojąłem, że „marzyć” to trochę za mało. Trzeba marzenie zamienić w cel, a drogę do jego spełnienia w plan działania. Następnie zakasuje się rękawy i dzień po dniu, krok po kroku idzie się w stronę celu. To trudne i stresujące, ale kim bylibyśmy bez tego codziennego wysiłku, który wkładamy w życie? Po dobrze spełnionym dniu czuję ulgę. Udowadniam samemu sobie, że po coś tu jestem, jakbym zrzucał z siebie część jakiejś absurdalnej winy.

 

Twój debiut „HALT”, opowieść o trzeźwieniu, doczekała się drugiego wydania, a teraz dodruku. Myślisz, że popularność książki wynika z faktu, że uzależnienie od alkoholu jest poważnym problemem w Polsce?

To naprawdę zdumiewające, jak potoczyła się historia tej książki. Siadając do jej pisania, nie miałem pojęcia, że ktoś ją wyda. Nocne spotkania z plikiem tekstowym były w założeniu działaniem terapeutycznym. Szybko jednak zrozumiałem, że to nie jest żadne „pisanie ekspresywne”, czy „dziennik głodu”, a coś znacznie dla mnie ważniejszego. Czuję ogromną satysfakcję, że „HALT” pozwolił mi nawiązać współpracę z renomowanym wydawnictwem i że doczekał się dodruku. Oznacza to chyba, że problem, o którym mówi moja książka, dotyczy wielu osób.

 

Jakub Zając

Tu możecie przeczytać wywiad na temat pierwszej książki Jakuba Zająca: https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/jestem-nie-tylko-alkoholikiem/75deh7h,30bc1058

 

 Dla mnie alkoholizm to epidemia, choroba społeczna, najgroźniejsza w naszym kraju. Patologia w płynie i szklana lufa rewolweru. Mówię to z pełną odpowiedzialnością. Nie znam rodziny, do której drzwi nie zapukał alkoholizm. Liczba wiadomości, które otrzymuję od czytelników i sposób, w jaki mówią o swoim uzależnieniu albo o uzależnieniu swoich bliskich, pokazuje mi skalę problemu. Zastanawiam się wtedy, jak bardzo ktoś musi cierpieć i jak dużą czuć bezradność, skoro o swoich intymnych, bolesnych sprawach zdecydował się napisać do zupełnie obcego faceta? A może osobisty ton mojej książki prowokuje ten kontakt? Bardzo możliwe. Tych osób jest mnóstwo. Świadczy to też o tym, że wiele z nich nie wie, jak problem uzależnienia (nie tylko od alkoholu) rozwiązać. Dokąd pójść, do kogo zadzwonić, co zrobić?

Za miesiąc miną trzy lata od pierwszego wydania „HALTU”, a ja dostaję tych wiadomości coraz więcej. To świadczy dobrze nie tylko o książce, ale i też o tym, że choroba alkoholowa ma się w tym kraju świetnie. Zresztą, alkoholizm jest komponentem zjawiska o charakterze szerszym. To dobry kompan bezsenności, stanów lękowych, depresyjno-maniakalnych i nerwic. To ogólnodostępny lek na nadmiar problemów i regulator emocji, z którymi tak trudno sobie radzić. Żyjemy w czasach niewywołujących uśmiechu na twarzy, a młodzi ludzie, z którymi na co dzień pracuję – szczerzy w ekspresji i bardzo silnie przeżywający emocje – nie patrzą spokojnie w przyszłość i chcą od niej uciec. Szczerze? Wcale się im nie dziwię.

 

Miałeś odwagę przyznać się otwarcie do picia, nie wstydzisz się tego. To doświadczenie czegoś cię nauczyło? Wychodzenie z bagna, jak mówisz, pomogło w pisaniu?

Więcej wysiłku wymaga chowanie prawdy, niż jej ujawnienie. Po wydaniu pierwszej książki poczułem ogromną ulgę. No i przekonałem się, że mogę robić to, o czym zawsze marzyłem – pisać. Wziąłem odpowiedzialność za swoje życie. Nie grzebię się już w bagnie, ale nie zapomniałem o nim. Spoglądam na nie od czasu do czasu i chodzę ostrożnie, żeby nie wdepnąć w nie ponownie.

 

Twój bohater z "Anny i Pana B." też jest pisarzem po odwyku. Ile jest w nim Ciebie? Szczerze, ten facet nie budzi mojej sympatii…

Głównemu bohaterowi i zarazem narratorowi nowej książki daję inicjał mojego imienia i kawałek alkoholowej przeszłości. To jednak zupełnie inna książka niż „HALT”.

„Anna i Pan B.” to powieść, fikcja literacka. Co prawda inspirowana prawdziwym zdarzeniem, ale zgodzimy się chyba oboje, że nie mogła wydarzyć się naprawdę. Nie rozmawiamy przecież na co dzień z kolejnymi wcieleniami francuskich poetów i nie biegamy po ulicach Warszawy ze staruszkami na plecach (uśmiech). Trudno wypowiadać mi się o tym, czy główny bohater budzi, czy nie budzi sympatii. Przeczytałem już niemal setkę wypowiedzi na temat książki i rzeczywiście przyznaję, że Anna „podoba się” czytelnikom bardziej niż główny bohater. Dla mnie to zrozumiałe. Byłoby dziwne, gdyby reakcja czytelników – zaangażowanych przecież w lekturę emocjonalnie – była inna. Kiedy jednak pośpieszne oceny, do których skłaniają nas uczucia i stereotypowe sympatie, zweryfikujemy i nieco spokojniej przyjrzymy się bohaterom, ocena postępowania K. może już nie być tak jednoznaczna. Zresztą, wcale nie jest. Są czytelnicy stojący „po jego stronie”. Trudno też mówić o K., nie zestawiając go z towarzyszem podróży, Panem B. Wolałbym jednak nie zdradzać szczegółów powieści i nie powiedzieć za dużo. Wydaje mi się, że najlepiej będzie, jeśli każdy wypracuje sobie własną opinię na jej temat. Mam nadzieję, że podróż na Dolny Śląsk zabierze Was nie tylko do Pilchowic, ale i w głąb samych siebie. Literatura – w moim rozumieniu jej zadań – powinna mówić czytelnikowi coś nowego o nim samym i robić to poprzez konfrontowanie go z sytuacjami niejednoznacznymi, nowymi lub zaskakującymi. Ma go wybić z myślenia „łatwego”, ma go zaniepokoić. Ty nie lubisz K. Świetnie! Ja, szczerze mówiąc, też mam z nim zaszłości (śmiech), ale kręci mnie to, że jest, jaki jest.

 

„ Anna i Pan B.” opowiada o ludziach, którzy nie umieją być z kimś blisko. To kolejna epidemia naszych czasów?

Nie wiem. Nie wierzę w możliwość bycia z kimkolwiek na tyle blisko, by pozbyć się uczucia samotności. Oczywiście na tym najgłębszym, egzystencjalnym poziomie. To, co scala mnie jako indywiduum, jest zdecydowanie silniejsze, niż to, co łączy mnie ze światem zewnętrznym i innymi ludźmi. Czuję się bytem niezależnym, wyobcowanym, innym niż wszystko. Nie oznacza to wcale, że jestem wyjątkowy. A jeśli tak, to dokładnie w ten sam sposób, w jaki wyjątkowy jest każdy człowiek. Dla mnie więc niemożność bycia z kimś absolutnie i naprawdę to nie kwestia czasów, ale moich przekonań dotyczących jednostki ludzkiej. Badam ją uporczywie i nieustannie, a potem – poprzez rozmowy i lektury – konfrontuję swoje rozpoznania z przeżyciami innych i zgłębiam ważne dla mnie kwestie pisząc. A piszę nie po to, by kogoś pouczać albo zabawiać, ale też po to, by – opowiadając historię – samemu się czegoś nauczyć, by siebie zaniepokoić, zaskoczyć i dowiedzieć czegoś, czego nie poznałbym żadną inną drogą. Przecież sztuka to jedno z narzędzi do poznawania świata. Nie tylko dla kontemplującego, ale przede wszystkim dla twórcy.

Uważam, że człowiek skazany jest na samotność albo na oszukiwanie się. Jesteśmy zamknięci, najeżeni, wsobni. Anna to ukrywa. To element gry w „pokochaj mnie”. Zdecydowana większość nas tak robi. Ale chować wcale nie jest lżej, niż wypowiedzieć. K. jest ostentacyjnie samotny i nie godzi się na iluzję, która Annie zdaje się wystarczać. Oboje byli poszukiwaczami ideałów. Anna jest starsza od K., już wie, że ideały nie istnieją i chce myśleć, że kocha K i że może z nim być. K. wierzy w ideały, a skoro Anna przestała, to szukać ich musi bez niej.

Trudne doświadczenia rosną w człowieku przez całe życie, zatruwają go i czynią toksycznym egoistą. Każdy skrzywdzony potrzebuje opieki, duchowego hospicjum, sam nie może być opiekunem, chyba że pozornie. Toksyczna przeszłość wdziera się do każdej komórki i jest jak choroba, która trawi drzewo. Trzeba je wyciąć, zanim zarażą się inne drzewa. A co ma zrobić człowiek, skoro jego nie można wyciąć? Ma przez całe życie wyjeżdżać i odsuwać się od ludzi, których polubił, pokochał, a teraz nie chce zarazić? Najcięższym grzechem K. jest idealizm i świadomość, że nie wolno krzywdzić ludzi, w tym siebie.

 

Jesteś nauczycielem języka polskiego w Krakowie. Wiem jednak, że nadal chcesz pisać. Da się to pogodzić? Pisarz nie potrzebuje więcej przestrzeni?

Cudownie byłoby móc myśleć tylko o pisaniu i rozmowach z czytelnikami. To byłby raj na ziemi. Pisarz w domku na wsi. Biurko przy oknie z widokiem na wodę i maszyna do pisania to moja kiczowata fantazja, ale nie widzę w dążeniu do jej urzeczywistnienia niczego złego. Nie spocznę, dopóki przed tym oknem nie usiądę (śmiech).

Ale zejdźmy na ziemię, nauczyłem się godzić pracę w szkole, dodatkowe lekcje, pisanie i promocję książki. Na tym łapaniu wszystkiego za ogony, oczywiście raz ucierpi praca, raz pisanie, raz promocja. Życie to sztuka wyboru (uśmiech), dążenie i kompromis. Praca daje mi jeść i pozwala mieszkać w Krakowie, a pisanie to spełnienie marzeń i produkcja nowych. Robię swoje i wierzę, że wszystko zmierza we właściwą stronę. Na szczęście otaczają mnie ludzie szczerzy, życzliwi i wyrozumiali. Nie za wielu, ale każdy z nich jest naprawdę świetny. Słowo „dziękuję” powtarzam codziennie kilkadziesiąt razy.

 

 

W planie masz kolejną książkę. Zdradzisz, o czym będzie?

Można powiedzieć, że zawsze mam w planie kolejną książkę! Zawsze coś piszę, praktycznie codziennie. Zwykle dwa, trzy teksty jednocześnie. Ale tak całkiem serio, to rzeczywiście pojawił się pewien pomysł i rozpocząłem pracę. Wyposażyłem się w odpowiednie materiały, lektury i odbyłem kilka ważnych rozmów. Studiuję temat, czytam, zapisuję refleksje, mam już pierwszy i trzeci rozdział gotowe. Czy będzie to nowa powieść? O tym zdecyduje mój Wydawca. Myślę, że za dwa miesiące będę wiedział, czy pracuję nad nową książką. Dla mnie osobiście ta praca trwa zawsze i wciąż, nieustannie.

 

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

Zdjęcia Monika Dalinkiewicz

Tagi:

alkoholizm ,  Jakub Zając ,  uzależnienie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót