Partner: Logo KobietaXL.pl

Beata (imię zmienione na prośbę rozmówczyni) od lat marzyła o własnym kącie. Jest singielką, nieźle zarabia, wyjechała z rodzinnego domu do dużego miasta.

- Wynajmowałam różne mieszkania, ale w końcu pomyślałam, że warto zainwestować w coś swojego – mówi. - Bo czynsze za wynajem stale rosną, więc lepiej spłacać ratę kredytu.

 Znalazła biuro pośrednictwa. Oglądała wiele mieszkań. Wybrała takie, które było wręcz idealne – zamknięte osiedle, parter, ale za to z dużym tarasem, wręcz mini ogródkiem. Już widziała siebie oczyma wyobraźni, jak latem czyta tam książkę na hamaku.

 - Cena, jak na takie warunki, była przystępna. Pośredniczka powiedziała, że właścicielka mieszka za granica, chce mieszkanie szybko sprzedać, bo potrzebne jej pieniądze na jakieś inwestycje – relacjonuje Beata.

 Była tam kilka razy, pytała pośredniczkę o sąsiadów, dostała informację, że mieszkanie obok zamieszkuje chyba jakieś młode małżeństwo. Nawet się ucieszyła, że może będzie mieć towarzystwo. Nie wiedzieć czemu, wyobraziła sobie spokojną parę ludzi podobnych do niej, uwielbiających zieleń, ciszę i spokój. Tarasy zapewniały też intymność. Ten Beaty jest wkoło zarośnięty tujami, nie ma nawet jak do niej zajrzeć. To też było, według niej, ogromnym plusem.

 Właścicielki nigdy nie widziała, wszystkie formalności załatwiło biuro. Mieszkanie nie wymagało dużych nakładów i Beata wkrótce zamieszkała w nowym lokum.

 - I wtedy zaczął się horror. Od godziny 16 mam za ścianą wrzaski i piski. Okazuje się, że małżeństwo, owszem jest młode, ale ma troje dzieci – wzdycha Beata.

 Jej salon sąsiaduje z salonem sąsiadów, dzieciaki tam siedzą, oglądają bajki, ryczy telewizor, są wieczne kłótnie, bieganie, czasami granie w piłkę. Na taras w ciepłe dni też wyjść nie może, bo tam jest mini plac zabaw dla dzieci.

 - Był też dmuchany, mały basen ze zjeżdżalnią – wzdycha ciężko. - Domyśliłam się po hałasie, bo przez te tuje nic nie widać. Tak się z nich cieszyłam. Gdyby ich nie było, może zobaczyłabym na tarasie zabawki…

 Ma żal do siebie, ma żal do pośredniczki.

 - Powinnam była pojechać obejrzeć mieszkanie w weekend, wieczorem, popołudniu – wylicza. - Nie pomyślałam o tym. Pośredniczka twierdzi, że o niczym nie wiedziała, ale nie wiem, czy mogę jej wierzyć. Bo w końcu cena była bardzo atrakcyjna, może właścicielka powiedziała, jej dlaczego.

 Bożena wie, że na drodze prawnej niczego nie wskóra. Rozmawiała nawet z zaprzyjaźnionym prawnikiem. Uciążliwi sąsiedzi nie są wadą mieszkania – tak jej powiedział. W dodatku chodzi o dzieci, a dzieci jak wiadomo, bawią się, piszczą krzyczą.

 - Jestem załamana, żadnej radości życia. Oddycham z ulgą, kiedy gdzieś wychodzą, ale mam już nerwicę sytuacyjną, jak zaczynają się za ścianą piski, mnie coś łapie za gardło, chce się wyć, mam ochotę walić głową w ścianę – mówi Beata.

 Próbowała delikatnie rozmawiać z sąsiadami. Okazali nawet zrozumienie, ale usłyszała tylko, że cóż, małe dzieci tak mają. Jak będzie miała własne to zrozumie. Znajoma psycholog wytłumaczyła Beacie, że oni nawet już nie słyszą tych krzyków, dla nich to jest normalne.

 - Myślę, że wystawię mieszkanie na sprzedaż, poszukam czegoś innego – zastanawia się Beata.

 Kiedy pytam, czy powie potencjalnym nabywcom o dzieciach, mówi, że chyba nie będzie miała odwagi. Wie, że może to nie w porządku, ale boi się, że mieszkania wtedy nikomu nie sprzeda.

 

Renata Kot, właścicielka lubelskiego biura M3 Nieruchomości zna przypadki „felernych” mieszkań sprzedawanych po kilka razy.

 - Głownie krążą wśród nabywców z innych miast, bo miejscowi znają dzielnicę, w której dane mieszkanie jest położone – wyjaśnia. - Jest w Lublinie taki blok, nacinają się na niego przyjezdni. Szczególnie jak szukają mieszkania dla dziecka, które przyjeżdża do Lublina na studia.

 Pośrednicy też wolą o wadach nie mówić, czasami sami o nich nie wiedzą, bo właściciele z reguły się nimi nie chwalą. I zgodnie z prawem pośrednik za wady lokalu czy działki nie odpowiada, chyba, że udowodni mu się, że zataił prawdę o stanie prawnym nieruchomości, albo o grożącym katastrofą stanie technicznym budynku.

 - A właściciele niechętnie o tym mówią, bo przecież chcą szybko mieszkanie sprzedać – wyjaśnia Renata Kot. - Natomiast z doświadczenia wiem, że znacznie niższa niż rynkowa cena mieszkania, powinna wzbudzić u nabywcy czujność.

 Bardzo rzadko bywa tak, że sąd nakazuje unieważnienie aktu notarialnego, z reguły są to drastyczne wady ukryte nieruchomości, prawne czy budowlane.

 - To jednak są wyjątki, obawiam się, że płaczące dzieci nie byłyby wzięte pod uwagę – mówi Renata Kot. - Dlatego uczulam kupujących, by oglądali nieruchomość w różnych porach, zastukali do potencjalnych sąsiadów, dowiedzieli się o stan budynku w spółdzielni czy we wspólnocie. Dzięki temu mogą uniknąć po zakupie przykrych niespodzianek.

 

Magdalena Gorostiza

Chcesz opowiedzieć nam swoją historię? Napisz do nas – redakcja@kobietaxl.pl

Tagi:

hałas ,  mieszkanie ,  życie ,  sąsiad , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót