Partner: Logo KobietaXL.pl

Marta wielokrotnie wyjeżdżała za granicę, czasami nawet kilka razy do roku. Głównie jeździ po Europie, zawsze z biurami podróży. Doświadczenie ma więc duże.

 

- Zośka, choć trudno w to uwierzyć, za granica nigdy nie była. To miał być jej pierwszy wyjazd. Znamy się od lat, może dlatego chciałam zabrać właśnie ją? – mówi Marta. – Ale jak widać, to nie był zbyt dobry pomysł. Może to też kwestia jej charakteru? 

 

Marta z reguły jeździła z mężem, zawsze w czerwcu i we wrześniu, ceny są też niższe, nie jest tak gorąco. Mąż Marty wyjechać tym razem jednak nie mógł. Ma firmę, dostał duży kontrakt, musiał wszystkiego dopilnować, żeby wreszcie odbić się po pandemii. Miał być co najmniej kilka miesięcy zajęty. Ale Zośka mogła pojechać tylko w wakacje, bo jest nauczycielką,  w dodatku budżet miała ograniczony. I zaparła się na Hiszpanię.

 

- Mówiłam jej, że sierpień w Hiszpanii to szczyt sezonu, drogo, masa ludzi, tubylców i w dodatku są upały. Ale ona się uparła, że tylko tam. Ile ja się naszukałam, żeby się w jej budżecie zmieścić – wzdycha Marta.

 

W końcu znalazła nieduży, dośc skromny hotel, miał tę zaletę, że był przy samej plaży, w centrum miasteczka, wystarczyło przejść przez promenadę. Ale pokoje maleńkie, bez opcji widoku na morze, łóżka na plaży płatne. Zośka wiedziała o wszystkim. Marta uprzedzała, że hotel widzi jej się dość kiepski, ale koleżanka twierdziła, że w pokoju siedzieć nie będą, plaża jest, będą sobie robić różne wycieczki.

 

- Pomyślałam sobie, że dobrze, jakoś damy przecież radę. Znamy się tyle lat, problemu nie będzie. Ja też chciałam gdzieś wyjechać, była opcja 10 dni, uznałam, że idealna – opowiada Marta.

 

Prosiła koleżankę, żeby wzięła małą walizkę, bo i tak przecież chodzi się w kilku rzeczach, które można przeprać. I buty niech weźmie wygodne, klapki na plażę i sandały, przecież to wystarczy. Stroić się nie miały po co, bo ani hotel elegancki, ani w planach wielkich wyjść nie miały.

 

Jednak kiedy już spotkały się na lotnisku, Marta była przerażona. Przyjaciółka miała wielką walizę, na nogach jakieś sandały na koturnie. Zapytała Zośki, po co tyle rzeczy nabrała, skoro była inna umowa. Marta miała ze soba niewielką walizkę, prawie taką, że mogła robić za bagaż podręczny.

 

- Zośka się nie odezwała, ale już czułam, że nie spodobało jej się, to co powiedziałam. Właściwie w samolocie milczałyśmy cała drogę, była z resztą trochę przestraszona – opowiada Marta.

 

Pierwsza awantura zaczęła się po wyjściu z autokaru. Okazało się, że do samego hotelu autobus nie podjedzie, bo uliczka jest za wąska. Turystów wysadzono przy promenadzie, jakieś 300 metrów od hotelu. O tym informacji z biura podróży nie dostały i Zośka była wściekła.

 

- Nogi jej spuchły w samolocie, te sandały na koturnach były niewygodne. No i targała tę swoją walizę, w dodatku coś tam było nie tak z kółkami. Oberwało mi się, jakby to moja wina była, że nikt nam o tym nie powiedział. Wkurzyłam się i powiedziałam jej kilka „ciepłych” słów o tych jej butach i o bagażu. Dotargałyśmy się do hotelu w ciszy – opowiada Marta.

 

Pokój był jak pudełko zapałek z maleńkim balkonikiem. Widok na inny hotel przy wąziutkiej uliczce, praktycznie okno w okno, można było zobaczyć, co w pokojach robią ludzie naprzeciwko. Szafa na kilka ubrań. Nie bardzo było nawet gdzie postawić walizki. W dodatku upał był niemiłosierny, w pokoju duchota.

 

- Klima niby chodziła, ale trzeba było czasu, żeby pokój schłodzić. A ta latała, otwierała drzwi od balkonu i mówiła, że zaraz się udusi. Tłumaczyłam, że jak drzwi otwiera to klimatyzacja nie pracuje, do pokoju wpuszcza gorące powietrze. Że nie będziemy mieć nigdy chłodno, trzeba trochę czasu – opowiada Marta. – Ale Zośka zachowywała się jak wariatka.

 

Potem zaczęła płakać, że nie ma gdzie wypakować rzeczy, że szafa za mała, że nie ma gdzie postawić butów, bo chyba pięć par przywiozła. Marta dla świetego spokoju postanowiła trzymać rzeczy w walizce, jej bagaż mieściła się między oknem a łóżkiem.

 

- Powiedziałam Zośce, że wiedziała, gdzie jedziemy, ile metrów ma pokój. Wszystko jej się wtedy podobało. Ja generalnie wybieram lepsze hotele, to dla niej zdecydowałam się obniżyć standard. No to ją rozjuszyło jeszcze bardziej. Zaczęła się wydzierać, że traktuje ją jak ubogą krewną – wzdycha Marta.

 

Próbowała łagodzić sytuację, ale się nie dało. Zośka była  obrażona i przestała się odzywać. Odburkiwała cokolwiek półgębkiem. Pierwsza noc była fatalna. W pokoju jeszcze było duszno, dość późno można było zacząc oddychać. Marta z nerwów spać nie mogła. Sądziła jednak, że rano Zośce przejdzie. Nic z tego, przyjaciółka była śmiertelnie obrażona, Marta więc się wściekła.

 

- Stwierdziłam, że nie będę więcej się odzywać, ostatecznie to ja zgodziłam się na jej warunki. Tłumaczyłam przed wyjazdem, że trzy gwiazdki w Hiszpanii to nie żaden Hilton. Ale w Polsce jej nastawienie było kompletnie inne. Miałyśmy miło spędzać czas, do hotelu wracać praktycznie na noc. No ale sprawa się rypła – mówi Marta.

 

Przez dziesięć dni każda z nich chodziła swoimi drogami, atmosfera w pokoju była napięta. Odzywały się do siebie tylko wtedy, kiedy musiały. Ale Zośka ostentacyjnie wydzwaniała do swoich koleżanek i przy niej opowiadała, jak to wsadziła Zośkę na minę, a niby taka doświadczona podróżniczka.

 

- Modliłam się, żeby te dziesięć dni minęły jak najszybciej. Zamiast fajnych wakacji był koszmar. W Hiszpanii były wtedy straszne upały. Nawet nie chciało się chodzić gdziekolwiek – opowiada Marta.

 

Wróciły wreszcie do Polski i Marta odetchnęła z ulgą. Powiedziała sobie, że następnym razem pojedzie sama, bo woli być sama niż przeżywać taki koszmar.

 

- Straciłam pieniądze, zmarnowałam urlop. No i przyjaźń się skończyła. Dlatego warto się zastanowić, z kim się jedzie na wakacje – mówi Marta. – Ja mam nauczkę. 

 

Magdalena Gorostiza

 

Imiona bohaterek i niektóre szczegóły zostały zmienione.

 

 

Tagi:

urlop ,  przyjaciółka ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót