Partner: Logo KobietaXL.pl

Okazuje się, że nie tylko wtedy. Jan Błachowicz, zawodnik mieszanych sztuk walki wywalczył tytuł mistrza organizacji UFC w wadze półciężkiej, bo jak twierdził dotyka sznura, na którym powiesił się człowiek. Wierzy, że to daje mu szczęście w walkach!

 

 

 

Spotkać na drodze wisielca - to nie pech

 


Na swoim kanale YouTube Błachowicz tak opowiadał o zdarzeniu sprzed kilku lat: - Spacerowałem przez las i patrzę, stoi jakiś chłop w lesie. Tylko nie pasowało mi to, że gdy się do niego zbliżałem i wołałem psy, to on w ogóle się nie ruszył, żeby zobaczyć co się dzieje za plecami. To już było dziwne, podchodzę bliżej i mówię: Coś tu k**wa jest nie tak! Jak do niego podszedłem, to już zobaczyłem, o co chodzi. Chłop stał… W sumie nie stał, tylko wisiał na drzewie. Na tej gałęzi jeszcze cały czas jest lina.

Gdy przybyły wezwane przez Błachowicza służby ratunkowe, policjant przeprowadził z nim rozmowę: - Pyta się mnie, czy sobie wziąłem kawałek liny do domu? A ja: Po co?’ On mówi, że na szczęście. Jak na szczęście? - Kiedy znajdziesz wisielca, to bierzesz linę do domu na szczęście - opowiada na swojej stronie.

W domu przeczytał w internecie, że sznur wisielca ma magiczną moc. - W sumie od tamtego momentu przed każdą walką przychodzę dotykam tej liny. Sprawdziła się, ma 90 procent skuteczności, kiedy się ją dotyka – przyznawał zawodnik.

 


Średniowieczne panaceum

 


W nadzwyczajną moc sznura wisielca wierzono w całej średniowiecznej Europie. Nawet niewielki kawałek takiej liny miał przynosić szczęście, do tego chronić przed zimnem. Wśród właściwości magicznych przypisywano mu niezwykle silne moce lecznicze. Do tego powróz miał zapewniać dobre plony. Pod warunkiem, że przytroczyło się go do ramienia albo zaszyło w ubraniu.

Na stronie Ciekawostek Historycznych czytamy o sznurach z szubienicy: Ufano także, że może być pomocny w poszukiwaniu skradzionych przedmiotów. W 1535 r. pewien kapelusznik z Monachium próbował kupić od miejscowego kata kawałek wisielczego sznura. Liczył bowiem na to, że pomoże mu odnaleźć kapelusze, które padły pastwą złodziei. Ponoć karczmarze wrzucali kawałek takiej liny do gorzałki, zabieg gwarantował, że klient wypiwszy zaprawiony magią napitek, wróci po następną kolejkę. Tu się akurat zwykle sprawdzało.

W księdze spraw, które toczyły się przed sądem wójtowskim w Poznaniu w 1559 roku można przeczytać zeznanie Anny Madejowej Sieczczyny: "Czasu jednego przyszła do niej obroczna dziewka i prosiła jej, aby z nią szła do szubienice obiecując jej dać za to podwika i żeby tam u szubienice mogli dostać powroza od szubienicznika, który by już na ziemi leżał, bo powiedziała obroczna, iż miał pomóc ku wyszynkowaniu miodu i chodzili tam, ale go nie znaleźli"

 


Dojrzałe owoce stryczka

 


W dawnych czasach, aby kara odniosła odstraszający i edukacyjny skutek, zwłoki wisiały na szubienicy tygodniami. Ściągano je, gdy zaczęły same spadać na ziemię. Przestępcom, w tym wisielcom oraz samobójcom, nie należał się przyzwoity pogrzeb. Mieli zakaz spoczynku na święconej ziemi. Jak czytamy w księgach historycznych, cytowanych w artykule „ Praktyczna przydatność wisielca” Panoptikum: Niemalże oficjalnie do końca XVIII wieku samobójstwo było to ciężkie przestępstwo i grzech przeciw Bogu. Wiadomo, że samobójca nie miał żadnych szans na uzyskanie zbawienia, jednak to nie wszystko - swoim czynem mógł na lokalną społeczność ściągnąć gniew Boży. Z tego też między innymi powodu każdy, kto skutecznie porwał się na swoje życie był grzebany w mniej lub bardziej skomplikowanym rytuale nazywanym „oślim pochówkiem” nie w poświęconej ziemi cmentarza, tylko tam, gdzie wszyscy skazańcy oraz padlina zbierana z ulic przez pomocników kata - pod szubienicą.

Często były to takie miejsca jak: rozstaje dróg czy rzeki lub jeziora. Nawet w XX wieku samobójców chowano co prawda bez upokarzającego rytuału, ale nadal tuż za murem cmentarza - po zewnętrznej stronie. Stąd szczątki doczesne nieszczęśników były łatwo dostępnym dobrem „magicznym”

 


Może trupi paluszek albo „klejnoty”na szczęście?

 


Z wisielca nic nie mogło się "zmarnować", wszystko miało „tę moc”. Popularnym talizmanem były odcięte wisielcom palce, dłonie, włosy czy inne fragmenty zwłok – z genitaliami włącznie. Nawet kości, skóra i tłuszcz skazańca mogły pełnić rolę talizmanów lub wzmacniać mikstury lecznicze. Rabusie zwłok najbardziej polowali na kciuki swoich powieszonych kolegów po fachu, to miało przynosić szczęście.

Kradzieże części ciała przestępców były tak rozpowszechnione, że już na drugi dzień po egzekucji zostawał tylko kawałek zwłok skazanego. Mówi o tym historia z połowy XVII stulecia. Żona i syn monachijskiego kata sprofanowali nocą zwłoki ściętej dzieciobójczyni, wycinając jej serce. Jak wykazało urzędowe dochodzenie, posłużyć ono miało do wytwarzania popularnych amuletów.

Przydawało się wszystko, przeróżne artefakty po złoczyńcach lądowały w chałupach, gdzie chowano je w strategicznych miejscach - w łożu lub skrzyni. Miały chronić i przynosić dobrobyt.

Przesłuchiwana pod koniec XVII w. w okolicach Kowalewa Pomorskiego oskarżona o czary kobieta, przyznała że do swoich tajemnych praktyk wykorzystywała głowę wisielca znalezioną pod szubienicą. Wierzyła bowiem, że kawałki zwłok przyniesione z miejsca straceń mogą być pomocne przy wyszynku piwa i gorzałki. Aby osiągnąć upragniony efekt, wystarczył kawałek czerepu, albo rozgnieciona kość czaszki. Sproszkowane kości odpowiednio przyrządzone mogły mieć odwrotny skutek. Dodane ukradkiem do warzonego piwa skutecznie psuły całą produkcję. Wisielec w proszku mógł polepszać smak potraw. Np. w 1669 roku w Bydgoszczy wybuchł głośny skandal, gdy jeden z miejscowych piekarzy został oskarżony o dodawanie do rozczynionego chleba sproszkowanych ludzkich kości, przyniesionych spod szubienicy.

 


Kupi nie kupi, pohandlować można

 


Mit sznura przetrwał jednak do dzisiaj. Na forach internetowych można spotkać oferty kupna takiego sznura, ponieważ taki talizman ma zgodnie z obiegową opinią - jakoby zapewniać sukces finansowy.

Sznurami po wisielcach handluje się także na portalach internetowych. Np. w 2009 roku w kategorii „Zabawne przedmioty” ukazała się oferta „3 cm sznura od wisielca”. Właściciel makabrycznego przedmiotu pochodził z Łodzi. W opisie przedmiotu czytamy: Opis oryginalny „/ ze tak napisze : ORYGINAL , / nie wierzysz nie kupuj, ilosc odcinkow ograniczona / sila rzeczy /- na trzy osoby ktore maja ode mnie kawalki tego sznura wszystkie , w ciagu roku odniosly znaczace sukcesy / ja tez nie wierzyłem ale ... /”

 


Cena wywoławcza za artefakt opiewała na 99 zł, chętnych jednak nie było.

 

 

 

 źródła:

 

www. ciekawostkihostoryczne.pl

 


Jacek Wijaczka, Magia i czary. Polowanie na czarownice i czarowników w Prusach Książęcych w czasach wczesnonowożytnych, Toruń 2008

 


Józefem Łukaszewiczem, fragment księgi sądowej z 1838 roku: http://www.pbi.edu.pl/book_reader.php?p=42742).

 


https://forum.gazeta.pl/forum/w,62,7512518,7512518,Sznur_wisielca_.html

 


:http://dlibra.umcs.lublin.pl/dlibra/docmetadata?id=5155&from=publication

 


Oskar Kolberg "Lud" w 1874 r.

 


https://archiwum.allegro.pl/oferta/3cm-sznura-od-wisielca-i826138847.html

Tagi:

talizman ,  amulet , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót