Partner: Logo KobietaXL.pl

Matka Polka zadowolona z życia

 

Martyna nigdy nie chciała robić żadnej kariery. Jedyne o czym marzyła to był własny dom i przynajmniej trójka dzieci.

- Wiem, że może w dzisiejszych czasach to dziwne, bo kobiety nastawione są na sukces – mówi. - Ale ja tak miałam od zawsze. Chciałam być w domu, zajmować się przyziemnymi sprawami, bo ja to zwyczajnie kocham.

 

Z Jarkiem znali się od liceum, on poszedł na studia, Martyna dla spokoju rodziców zrobiła licencjat. Potem przez kilka lat pracowała, ale traktowała to jako przykrą konieczność.

 

- Jarek od początku miał pomysł na firmę i powiedział, że pobieramy się, jak tylko ją rozkręci – mówi Martyna. - On chciał takiej „domowej” żony. Jego mama też nigdy nie pracowała, wychowała czwórkę rodzeństwa.

 

Kiedy się pobrali, Martyna jeszcze pracowała. Uznali, że na razie przyda się parę groszy do wspólnego budżetu. Ale firma zaczęła zarabiać, zabrali się za budowę domu, Martyna już wtedy zrezygnowała z pracy. Doglądała robotników, niedługo okazało się, że jest w ciąży. Dziecko urodziło się już w nowym domu, wszystko było wymuskane ręką Martyny. Mogli sobie już wówczas na wiele pozwolić, bo Jarek zarabiał coraz większe pieniądze.

 

- Potem urodziłam jeszcze dwoje dzieci – mówi Martyna. - Byliśmy bardzo szczęśliwi. Ja zajmowałam się domem, robiłam przetwory, woziłam dzieci do szkoły, na zajęcia. Ale dla mnie to nie była nuda, a czysta przyjemność.

 

Podział ról był jasny – Jarek zarabia, Martyna dba o rodzinę. Nigdy nie płaciła żadnych rachunków, nie bardzo wiedziała, w jakim mają banku konta. Nie interesowało jej to. Nawet opony w samochodzie wymieniał jej Jarek. Męskie zajęcia to była jego domena.

 

- I tak było mi bardzo dobrze – mówi Martyna. - Może dla kogoś mało ambitnie, ale dla mnie idealnie.

 

Szczęście nie trwa wiecznie

 

O tym, że nic nie jest nam dane na zawsze, Martyna przekonała się bardzo brutalnie. Jarek wyjechał jak zwykle do pracy, ale do domu nie wrócił. Zginął w wypadku.

 

- To jest szok i trauma nie do opisania – mówi Martyna. - Jak ktoś choruje, można o tym myśleć, że to się źle skończy. A tak… Rano zdrowy człowiek wychodzi do pracy i już nigdy więcej go nie zobaczysz. To jest nie do opisania i nie do zrozumienia.

 

Wpadła w czarną rozpacz, nie wiedziała, jak żyć, co będzie dalej, jak sobie poradzi. Mieli jakieś nawet przyzwoite oszczędności, ale utrzymanie domu i trójki dzieci kosztuje. A branie z przysłowiowej kupki szybko się kończy.

 

- No i ja na początku nawet nie wiedziałam, gdzie Jarek trzymał pieniądze, w jakim banku. Były rodzinne narady, rodzeństwo męża sugerowało, żeby sprzedać firmę – mówi Martyna. - Ale ja nie wiedziałam, co i jak mam robić.

 

I wtedy mąż po raz pierwszy pokazał jej się we śnie. Nic nie mówił, tylko się uśmiechał. Kiedy Martyna się obudziła, uznała, że to dobry znak, że jakoś sobie poradzi.

 

Zawiłości prawne

 

Firma Jarka to była jednoosobowa działalność gospodarcza, jakich wiele na rynku. Martyna nigdy nie interesowała się prawnymi aspektami działania firmy. Musiała zacząć się mierzyć z formalnościami.

 

- Trzeba było powołać zarządcę sukcesyjnego do czasu przejęcia spadku, żeby firma działała – mówi Martyna. - A musiała działać, bo realizowała kontrakty. To wszystko okazało się dość skomplikowane.

 

Szczególnie dla niej, bo o interesach męża nie miała pojęcia. Co prawda jego bracia deklarowali pomoc, chcieli firmę przejąć i Martyna już prawie się na to zgodziła, gdy mąż przyszedł do niej po raz kolejny.

 

- Tym razem powiedział jedno zdanie: Nie sprzedawaj firmy, nie ufaj moim braciom, zaufaj Bartkowi – mówi Martyna.

 

To ją bardzo zdziwiło, bo myślała, że rodzeni bracia Jarka nie będą chcieli przecież jej krzywdy. Bartek był przyjacielem męża jeszcze ze studiów. Martyna za nim nie przepadała i jak jej się wydawało, z wzajemnością. Nie wiedziała, co zrobić, zadzwonić i powiedzieć, że Jarek był u niej?

 

- To zakrawałoby na jakieś szaleństwo – mówi Martyna. - Ale postanowiłam męża posłuchać. Zadzwoniłam do Bartka, poprosiłam o spotkanie.

 

Okazało się, że Bartek, wbrew obawom Martyny, natychmiast zareagował. Wyjaśnił jej, dlaczego nie warto sprzedawać jednoosobowej działalności gospodarczej, bo tak naprawdę to tylko towar i maszyny. Trudno wycenić jest prawdziwa wartość takiej firmy, a on z Jarkiem współpracował i wie, jaki to jest potencjał. Powiedział też, że na początek Martynie pomoże, żeby to ona przejęła firmę po mężu, a on zadba, żeby wszystko było dobrze.

 

- Bartek został zarządcą, choć bracia męża bardzo się za to obrazili – mówi Martyna. - Wprowadzał mnie we wszystkie tajniki, oczywiście o sprawach technicznych nie miałam pojęcia, ale w firmie męża pracują zaufane osoby. Jarek był zawsze dobrym pracodawcą, im też zależało, żeby była ciągłość.

 

Po załatwieniu wszelkich formalności Martyna przepisała firmę na siebie. Interes prosperuje dobrze, Bartek pomaga z doskoku, Martyna coraz bardziej wdraża się w specyfikę firmy.

 

Nie można o niczym nie wiedzieć

 

Z dzisiejszej perspektywy Martyna wie, że popełniła kilka kardynalnych błędów. Po pierwsze powinna dobrze wiedzieć, gdzie w jakim banku są wspólne pieniądze, gdzie lokaty, czy mąż inwestował na giełdzie. Powinna wiedzieć, kto jakie usługi w ich domu świadczył, choćby to, gdzie Jarek woził samochody na zmianę opon.

 

- Niby drobiazgi, ale ja nawet tego nie wiedziałam – mówi Martyna. - Dobrze, że on miał porządek w w papierach, znalazłam dokumenty z przechowalni opon. Ale to jest mniejszy kłopot. Moim zdaniem współmałżonek powinien mieć pojęcie o interesach męża. Żeby w razie konieczności wiedzieć jak się na tym gruncie poruszać.

 

Nigdy nie chciała być bizneswoman, ale los nie dał jej innego wyjścia. Z żadnej pensji, gdyby poszła do pracy, nie utrzymałaby domu, siebie i dzieci.

 

Tak naprawdę mąż uratował naszą rodzinę

 

Najważniejsze jednak jest to, że Martyna wierzy, że Jarek ma ją i dzieci na oku. Że nie da im zginąć. Ona sama nigdy nie wierzyła w duchy, spotkania ze zmarłymi, przekazy płynące z nieba. Jednak teraz całkowicie zmieniła zdanie.

 

- I to nie są wymysły, to jest prawda – mówi. - Mnie by nigdy nie przyszło do głowy, żeby dzwonić do Bartka i jego prosić o pomoc. Myślę też, że za namową braci męża oddałabym im firmę za nieduże pieniądze. Cóż oni pewnie sądzili, że ja nie dam rady, a sami przejmą bardzo dobry biznes.

 

Jarek nigdy więcej nie przyszedł. Od tamtej pory nigdy się Martynie nie śnił. Ale ona mocno wierzy, że jak będzie miała problem, mąż jej nie zawiedzie.

 

- Pewnie wie, że jest dobrze, że nie ma potrzeby żadnej ingerencji – mówi Martyna. - Ja jestem jednak spokojna, jak będzie trzeba, to przyjdzie.

 

Magdalena Gorostiza

 

Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.

Tagi:

zmarli ,  smierć ,  mąż ,  zona , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz