Partner: Logo KobietaXL.pl

Mam dwoje nastoletnich dzieci, syna i córkę. I coraz bardziej czuje się nimi zmęczona. Jestem przytłoczona nadmiarem obowiązków, tym, że wszystko jest na mojej głowie. Jestem graficzka komputerową, zarabiam lepiej od męża. Tyle tylko, że muszę pracować nocami, bo w dzieci brakuje czasu na wszystkie obowiązki.

Zaczęło się od pandemii, wcześniej wychodziłam do pracy na 8 godzin, jak każdy. W pandemii było mniej zleceń, bywało krucho. Szef postanowił zlikwidować biuro, zwolnił nawet kilka osób, reszta przeszła na pracę zdalną. Wtedy nawet byłam zadowolona, dzieciaki też były w domu, była jakaś kontrola. Mąż cały czas pracował poza domem. Zostawałam sama z dziećmi. Szybko okazało się, że wcale nie jest to takie cudowne.

Kiedy pracujesz w domu, reszta uważa, że tak naprawdę wcale nie pracujesz. Sama też nie wiesz, czy właśnie jest czas na pracę czy na domowe obowiązki. Ja muszę realizować różne projekty, mało rozmawiam z klientami, właściwie wyłącznie z moim szefem. Tak więc nie mam w sumie takiej przestrzeni, by zamknąć się i zniknąć. Jestem więc wiecznie rozdarta pomiędzy pracą a domem, pomiędzy obieraniem kartofli na obiad, wstawianiem prania a komputerem. Żeby się skupić, pracuje nocami. Więc wedle domowników mam w dzień czas na wszystko. Na odwożenie dzieci na zajęcia, robienie zakupów, sprzątanie, prasowanie. A ja, kiedy rano widzę pobojowisko po śniadaniu, kiedy zostaję już sama w domu, przestaję mieć ochotę na cokolwiek.

Mąż wraca z pracy wiecznie zmęczony, kiedy proszę, żeby w czymś pomógł, to słyszę „przecież byłaś cały dzień w domu, mogłaś to ogarnąć”. Tłumaczenie, że ciężko pracuję jakoś do niego nie trafia. Projekty powstają „same” tak jak pieniądze co miesiąc „same” wpływają na moje konto.

Mam dosyć kłótni dzieci, jestem zmęczona ich problemami. Wyrzucam sobie, że jestem kiepską matką, bo nie mam siły na znoszenie ich wiecznych fanaberii. Czasami myślę, jakby to było, gdybym dzieci nie miała? Jakie życie mogłoby być wówczas piękne i spokojne. I też mam często ochotę zniknąć, jak to małżeństwo. Zostawić list „dacie radę”, wyjechać gdzieś daleko, byle było WiFi. Mnie to do pracy i przeżycia wystarczy.

Byłam u psychologa. Powiedział mi, że cierpię na wypalenie rodzicielskie. Ja myślę nawet, że mam wypalanie rodzinne, choć nikt chyba jeszcze takiego syndromu nie opisał. Czuję się wiecznie zmęczona, zniechęcona, mam poczucie, że czas przecieka mi przez palce, że nic ciekawego mnie już nie czeka w życiu. Nie mam z kim o tym porozmawiać, bo mam wrażenie, że każdy nosi swoją maskę. Że nawet jeśli znajomi czują podobnie, za boga nie chcą się do tego przyznać. Żyjemy w kraju, w którym rodzina, dzieci to swoista świętość. Nie wypada mówić o tym, że ma się własnych dzieci dosyć, że mąż drażni i męczy, że życie rodzinne wcale nie jest takie cudowne, jak się wydawało kiedyś. Może tym listem rozpocznę dyskusję? Może warto zacząć ten temat podjąć? Wybieram się na terapię, ale czy będzie skuteczna? Nie wiem. Wiem, że na razie zazdroszczę małżeństwu z Mokotowa. Tylko ja zostawiłabym jeszcze męża.

 

Ewa

 

Czekamy na wasze listy redakcja@kobietaxl.pl

 

Tu możecie przeczytać historię zaginionego małżeństwa https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/zaginiecie-malzenstwa-z-warszawy-psycholog-mowi-o-wypaleniu-rodzicielskim/wybwd77

 

 

Tagi:

matka ,  rodzina ,  kryzys ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót