Partner: Logo KobietaXL.pl

Przejrzawszy oferty biur podróży, stwierdziłam, że nie ma sensu korzystać z ich propozycji. Tygodniowy pobyt w hotelu ze śniadaniem kosztowałby mnie wówczas kilkanaście tysięcy złotych. W dodatku skazana byłabym na jedzenie wyłącznie w restauracjach. Ponieważ od lat sama organizuje dalekie wyjazdy, postanowiłam i na Barbados wylecieć na własną rękę.

Barbados to małe państwo wyspiarskie w Ameryce Środkowej, zajmujące wyspę o tej samej nazwie, położoną w archipelagu Małych Antyli, na Oceanie Atlantyckim. To najbardziej na wschód wysunięta wyspa Karaibów. Jej powierzchnia wynosi 430 km². Barbados zamieszkuje około 300 tys. ludzi. Od 1627 do 1966 roku Barbados był kolonią Wielkiej Brytanii, a 30 listopada 2021 r. zerwał unię personalną z Wielką Brytanią, stając się republiką.

 

Piękne zachody słońca na naszym wybrzeżu.

 

Barbados na zachodzie ma dostęp do Morza Karaibskiego, na wschodzie do Oceanu Atlantyckiego. To również ważna informacja, jeśli chcecie tam jechać. Plaże na wschodzie są idealne dla surferów, z powodu wysokiej fali często jednak kąpiel w oceanie jest zwyczajnie zbyt niebezpieczna. Podczas naszego pobytu na wschodnich plażach była również plaga alg. Słynna Plaża Żurawia (Crane Beach) była ich pełna, a i z kąpieli z powodu fali raczej nie dało by się skorzystać.

 

Słynna Crane Beach pełna alg.

Nasza kameralna plaża na zachodnim wybrzeżu.

 

Samemu taniej niż z biurem

Skupiłam się więc jeszcze przed wyjazdem na poszukiwaniach lokum na zachodnim wybrzeżu. Przez popularny portal wynajęłam cały dom na plaży w miejscowości Fitts Village. Wybór był strzałem w dziesiątkę. Pod nosem były kameralne plaże, obok domu supermarket, przystanek busa i w okolicy kilka knajpek. Do stolicy dojeżdżało się w zaledwie 15 minut publiczną komunikacją.

Na wyspę wyleciałam z dwoma koleżankami, za 10 dni pobytu w oddzielnym domu zapłaciłyśmy po 4300 zł na osobę. Byłoby taniej przy większej ilości ludzi – może tam mieszkać do 6 osób. Miał być to jednak kameralny wyjazd i nikogo nie chciałyśmy więcej ze sobą zabierać. Leciałyśmy British Airways przez Londyn – cena biletu wyniosła około 3600 zł. Przez cały pobyt na jedzenie złożyłyśmy się po 150 USD od osoby, co daje około 660 zł. Za taksówki z lotniska i na lotnisko zapłaciłyśmy na głowę 270 zł. W sumie więc pobyt na Barbadosie bez zwiedzania i dodatkowych atrakcji mógłby się zamknąć w kwocie poniżej 9 tys. zł na osobę, co biorąc pod uwagę ceny biur podróży jest kwotą atrakcyjną.

 

Marina w Bidgetown.

 

Trudno jednak wyjechać i niczego nie zobaczyć. Ja przynajmniej chcę zawsze zobaczyć jak najwięcej. Zwiedzanie Barbadosu też tanie nie jest. Prywatny samochód z kierowcą (nie wynajęłabym tam samochodu, bo ruch jest lewostronny) kosztuje około 40 – 50 USD za godzinę. Nie płaci się więc od konkretnej wycieczki, ale od ilości czasu spędzonego w podróży. Przy kilku osobach się to opłaca, bo są również wyjazdy po wyspie organizowane przez różne biura. Kosztują jednak znacznie drożej.

Na Barbadosie w obiegu jest miejscowy dolar, przelicznik jest bardzo prosty – wystarczy podzielić cenę na pół, by uzyskać cenę w USD, co dla nas przelicza się już łatwiej. Nie należy brać na wyspę euro. Miejscowi przeliczają je jak dolary amerykańskie, stracimy więc na ich kursie, bo euro są w Polsce od dolara o ponad 30 groszy droższe.

 

Co jeszcze warto wiedzieć przed przylotem?

Nie zaoszczędzimy przywożąc jedzenie z domu. Na Barbados jest zakaz wwożenia jakichkolwiek przetworów mięsnych, warzywnych itp., a ich przywóz należy zgłosić w deklaracji celnej, trzeba by mieć stosowne pozwolenia. Jest też zła wiadomość dla palaczy – na wyspę nie wolno wwozić papierosów, grożą za to kary. Na miejscu nie ma popularnych u nas slimów, a paczka papierosów kosztuje od 5 do 10 USD w zależności od preferowanej marki. Najlepiej więc przed wylotem palenie rzucić.

Językiem urzędowym jest angielski, ale nawet władając nim całkiem biegle, można mieć spore problemy w zrozumieniu wielu tubylców. Mówią oni specyficznym dialektem i nie ukrywam, że byłam w sytuacjach, gdy nie rozumiałam praktycznie ani jednego słowa kierowanego pod moim adresem. Mieszkańcy są jednak mili i dość tolerancyjni, wystarczy poprosić, by nie mówili aż tak szybko…

Wyspa jest bezpieczna i raczej nie słychać o żadnych zagrożeniach dla turystów. Można spokojnie się po niej poruszać publiczną komunikacją, bilet za każdym razem kosztuje tyle samo – 1,75 USD. Można też próbować zwiedzać wyspę jeżdżąc busami. Niestety, czasami trzeba się przesiadać kilka razy i nie do wszystkich miejsc busami się dotrze.

Należy zabrać kapcie do wody. Barbados otacza rafa koralowa i w wielu miejscach wchodzi się do morza po kamieniach.

 

Jedzenie w sklepach jest drogie i niesmaczne

Odpuściłyśmy sobie korzystanie z restauracji, bo ceny w nich są ogromne. Miałyśmy nieopodal naszego domu włoska knajpkę na plaży, ale ceny dań zaczynały się w niej od 30 USD. Jedzenie pizzy za ponad sto złotych uważam osobiście za przesadę. Postanowiłyśmy się więc żywić na własną rękę, szczególnie, że w naszym domu była świetnie wyposażona kuchnia, a do sklepu miałyśmy może 100 metrów. Niestety, zakupy w supermarkecie okazały się być wielkim rozczarowaniem. Nie tylko z powodu cen, które też są wysokie, bo przykładowo 300 gramowa kostka masła kosztuje 10 USD.

 

Ceny w sklepach są wysokie.

 

Głównym problemem był jednak brak produktów, do których jesteśmy przyzwyczajeni. W marketach nie ma świeżych wędlin czy świeżego mięsa. Świeże ryby można kupić tylko na targu. W sklepie wszystko jest zamrożone – nawet bekon czy parówki. Te ostatnie, podobnie jak mielonki w puszkach, niestety w niczym naszych nie przypominają. Ich smak jest raczej dość koszmarny. Najlepszym wyborem jest więc kupowanie mrożonych filetów ryb, boczku, jajek, dżemu, warzyw i owoców. Mięso jest też niestety bardzo drogie. Zapomnijcie również o świeżym pieczywie. Jedyne co było w markecie dostępne to paczkowany chleb tostowy lub bułki, przypominające te używane u nas do hamburgerów. Ale i na takim jedzeniu da się przez 10 dni wytrwać. Do miejscowych barów nie radzę zaglądać, bo choć można zjeść relatywnie tanio – 15 USD za obiad, są to gotowe dania w banerach, nie specjalnie zapraszające do konsumpcji.

 

Smacznie i tanio można zjeść u Jackie.

W niedziele w naszej mieścinie domowe obiady gotuje Jackie, od której można obiad na wynos kupić. To się opłaca, bo za 10 USD dostaje się ogromną porcję świeżego jedzenia, która wystarcza spokojnie na dwa dni.

 

Koniec języka za przewodnika

Na Barbados poleciałam w ciemno nie mając żadnych konkretnych planów zwiedzania wyspy, nie szukając żadnego kierowcy wcześniej. Jednak już przed wyjazdem zapisałam się do anglojęzycznej grupy podróżników na Barbadosie na Facebooku, gdzie bez problemu można zdobyć konieczne informacje na każdy temat, co gorąco polecam, jeśli wybieracie się na wyspę. Można dostać nazwiska kierowców, otrzymać wskazówki dojazdu busem w różne miejsca, dowiedzieć się w jakich godzinach i w jakie dni dostępne są największe atrakcje wyspy. Aczkolwiek naszego kierowcę Georg’a poznałam podczas pierwszej wizyty w stolicy Bridgetown. Zaczepił nas na ulicy, oferując swoje usługi.

 

George'a poznałam na ulicy.

 

Mogę polecić go z czystym sumieniem – punktualny, pomocny, grzeczny, a cenę negocjowaliśmy na konkretny wyjazd, a nie od godziny. Warto też korzystać z usług miejscowych „naganiaczy”. Wyjazd na snoorkling załatwił nam chłopak z naszej plaży, wypożyczający skutery wodne. Zapłaciłyśmy 40 USD od osoby za rejs wraz z transportem do stolicy, zawiózł nas tam jego ojciec.

Jeśli chcecie zobaczyć wszystkie atrakcje w Bridgetown, musicie liczyć się z tym, że trudno to zrealizować na piechotę (chyba, że jesteście w stanie w upale przemierzać długie kilometry). George za 50 USD obwiózł nas po całym mieście i jego okolicach, pokazując najważniejsze punkty. Kolejna wyprawa do stolicy, już busem, pozwoliła nam, by zobaczyć na spokojnie całe centrum.

 

Co warto na wyspie obejrzeć?

 

To jest moja subiektywna lista, a kolejność nie ma większego znaczenia. Wśród wielu odwiedzonych miejsc, te zrobiły na mnie największe wrażenie.

 

1. Animal Floral Cave

 

Animal Floral Cave

 

Położona w przepięknej scenerii, w miejscu, gdzie Morze Karaibskie łączy się z Oceanem Atlantyckim, na północy wyspy.

 

Tu Atlantyk łączy się z Morzem Karaibskim.

 

Swoją nazwę zawdzięcza maleńkiemu zwierzątku morskiemu, które ją zamieszkuje – anemonowi morskiemu, przypominającemu do złudzenia kwiatka.

 

Nazwę jaskini dało to małe żyjatko.

Animal Floral Cave

 

Zejść można do niej wyłącznie gdy ocean jest spokojny. Wstęp kosztuje 20 USD.

 

2. Hunte's Gardens 

 

Hunte's Gardens

 

To zwieńczenie wizji ich założyciela Anthony'ego Hunte'a i lat jego pracy nad tym arcydziełem. Ogrody położone są w wąwozie w środkowej części wyspy, rozplanowane na tarasowych zboczach.

Hunte's Gardens

 

Hunte's Gardens

Spacer po ogrodach pozwala na podziwianie pięknie zakomponowanej egzotycznej roślinności. Wstęp 40 USD.

 

3. Batsheba Beach

 

Batsheba Beach

 

Niesamowita plaża, która przyciąga fotografów, turystów i surferów.

 

Batsheba Beach

Kąpiel na niej jest zbyt niebezpieczna, warto jednak zobaczyć tę niesamowitą, naturalną scenerię.

 

4. Carlise Bay

 

Carlise Bay

 

Zatoka w Bridgetown z pięknymi plażami. To tu przyjeżdża się, by pooglądać wraki na dnie morza czy popływać z żółwiami.

 

Snoorkling nad wrakiem.

 

Nie polecam na odpoczynek. Na te plażę przychodzą pasażerowie z ogromnych statków, które odbywają rejsy po Karaibach. Jest więc głośno, tłoczno i drogo.

 

5. Pebbeles Beach

 

Pebbeles Beach

Położona również nad Carlise Bay, pomiędzy Hiltonem i Radissonem. Tu codziennie o 6 rano przychodzą trenerzy z końmi z pobliskich torów wyścigowych.

Pebbeles Beach

 

Konie pływają o wschodzie słońca w morzu. Widok jest niesamowity i przyciąga wielu turystów.

 

6. Harisson’s Cave

 

Harisson’s Cave

Jaskinia niewątpliwe warta odwiedzenia, ogromne stalaktyty i stalagmity robią wrażenie, podobnie jak podziemne strumienie.

 

Harisson’s Cave

Jeździ się po niej specjalnym tramwajem, więc jest dostępna dla każdego. Wstęp 57 USD.

 

7. Bridgetown

Bridgetown, stolica kraju, jest miejscem wielu atrakcji, warto tam pojechać, by pospacerować, posiedzieć nad brzegiem rzeki. 

 

Kolorowe Bridgetown.

 

W śródmieściu większość zabytków znajduje się w pobliżu i można je zwiedzać na piechotę. Charakterystyczne budynki parlamentu, łatwo rozpoznawalne dzięki neogotyckiej architekturze i wieży zegarowej oraz Plac Bohaterów Narodowych to dwa główne miejsca w centrum miasta.

 

 

Uniwersytet w Bridgetown.

 Parlament w Bridgetown.

 Słynny most.

Po drugiej stronie ulicy od budynków parlamentu znajduje się piękny most Chamberlain Bridge, z którego roztacza się widok na rzekę Constitution.

 

Ale już dom George'a Washingtona położony jest z dala od centrum.

 

Dom Washingtona.

 

Były prezydent Stanów Zjednoczonych spędził tu dwa miesiące pod koniec XVIII wieku ze swoim schorowanym bratem w nadziei, że piękna barbadoska pogoda wyleczy go z gruźlicy. Dziś dom pokazuje, jak wyglądało życie w tamtych czasach z doskonale zachowanymi pokojami i wystrojem. 

 

Tu urodziła się Rihanna.

Z dala od centrum jest też rodzinny dom Rihanny, która urodziła się na Barbadosie. Rihanna ma też na wyspie posiadłość, do której przyjeżdża podobno cztery razy w roku.

Obecna rezydencja Rihanny.

 

Ogromny dom, wart, jak mówią miejscowi – 24 miliony USD usytuowany jest pomiędzy Holetown a Fitts Village.

Tagi:

podróże ,  Barbados , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót