Partner: Logo KobietaXL.pl

Ulica Nadbystrzycka w Lublinie to dość ruchliwe miejsce, praktycznie w centrum miasta. Tu mieści się Politechnika – w roku akademickim pełno jest młodych ludzi, samochodów, tędy wiedzie jeden z ważniejszych lubelskich traktów komunikacyjnych.

Ulica Nadbystrzycka.

 

Ale w bok od ulicy Nadbystrzyckiej w stronę Bystrzycy, ciągną się małe, senne uliczki. Wśród starych, maleńkich domków pojawiają się już nowe, bardziej okazałe, gdzieniegdzie wyrastają niewielkie bloki. Nadal jednak miejsce zachowuje swój stary charakter i nie należy do najbardziej prestiżowych dzielnic w mieście.

 

Stare domki przy ul. Nadbystrzyckiej

Stare domki przy ul. Nadbystrzyckiej.

I to tu, w małym domku doszło 30 września do tragedii. Babcia, która przyszła z wizytą do córki, odkryła zwłoki trójki wnucząt - 4-letniego chłopca oraz dziewczynek w wieku 2 lat oraz 9 miesięcy. Wezwani na miejsce ratownicy podjęli reanimację, ale dzieci nie udało się uratować. Z pierwszych medialnych doniesień wynikało, że miejsce znane było policji, a matka dzieci to narkomanka.

Domki przy ul. Nabystrzyckiej.

 

Zaprzecza jednak tym słowom Magdalena Suduł, rzeczniczka prasowa MOPR w Lublinie. Co prawda Paulina N. była pod opieką lubelskiego MOPR zaledwie od lipca, ale robiła bardzo dobre wrażenie.

- Rozsądna, logiczna, sama zgłosiła się po pomoc. Na miejscu był pracownik socjalny, nie stwierdził żadnego zagrożenia dla dzieci, była cisza i spokój, nie mieliśmy żadnych informacji z policji na temat interwencji – podkreśla.

Kobieta mieszkała wcześniej na terenie innej gminy. Z reguły jeśli w grę wchodzą jakieś poważne problemy, ośrodki między sobą wymieniają się informacjami. Lublin żadnych dokumentów na temat Paulin N. nie dostał, nie było też mowy o żadnych uzależnieniach.

- Była w przemocowym związku, ale sama to zgłosiła. Do Lublina przeniosła się bez partnera i sama mieszkała z dziećmi. To tanie, niezbyt komfortowe stancje, ale ona doprowadziła mieszkanie do względnego porządku, niedaleko mieszkają jej rodzice, mama jej pomagała, naprawdę nic nie zwiastowało takiej tragedii – dodaje Magdalena Suduł.

Trudno zdobyć wiele informacji na temat Pauliny. Ostatni jej post na Facebooku jest z 31 grudnia 2020 roku. Zmieniła zdjęcie profilowe, jest na nim dwójka uśmiechniętych dzieci. Na wcześniejszym zdjęciu profilowym mała córeczka i nakładka Strajku Kobiet z błyskawicą i napisem - Wybór nie zakaz. To zdjęcie z października 2020, w czerwcu tego samego roku Paulina ma zdjęcie profilowe z partnerem i nakładką – Mój Prezydent#DUDA2020. Pisze o sobie, że pracuje jako mama i uczyła się w mama. Nieliczne posty widoczne publicznie to wyłącznie zdjęcia jej dzieci i jej były partner.

Facebook Pauliny N.

Wbrew też medialnym opiniom na temat złej sławy kobiety, sąsiedzi, z którymi rozmawiałam, mówią, że nawet nie wiedzieli, że ktoś tam mieszka. Młody mężczyzna, którego spotkałam wchodzącego do bloku stojącego nieopodal, powiedział, że zawsze był tam spokój i cisza.

- Ja co prawda przyjechałem to tylko skosić trawę, ale rozmawialiśmy z właścicielką o tej tragedii. Ona nawet nie wiedziała, że ktoś wynajmuje ten domek – mówi mi mężczyzna z posesji po przeciwległej stronie. Dodaje, że o Paulinie N. sąsiadka dowiedziała się dopiero po zabójstwie, kiedy na miejsce przyjechała policja. Starsza pani z sąsiedniej uliczki nawet nie widziała Pauliny na oczy. Oczywiście, słyszała o tragedii i w tej dzielnicy w głowie się to nie mieści. Ale podkreśla, że starych mieszańców jest już tu bardzo mało, większość wynajmuje tu stancje i mało kto kogo zna.

Dziś jest wyjątkowo piękny dzień i w promieniach słońca nawet te małe, często biedne domki wyglądają w jesiennej oprawie prawie bajkowo.

 

W jesiennej scenerii okolica wygląda bajkowo.

 

Dom, w którym mieszkała Paulina, odnajduję bez problemu. Pod furtką znicze, maskotki, do furtki przyczepiony list, podpisane tylko inicjały? Przyjaciółka? Ktoś z rodziny? Ktoś, kto bywał i znał dzieci i Paulinę.

 

Dom, w którym mieszkała Paulina z dziećmi.

 

„Kocham te dni spędzone w rodzinie z dziećmi” „Kochane anioły na całym świecie zróbcie co tylko możecie i chrońcie moje dzieci. Niech teraz chronią ciebie w walce z chorobą Paulinko” - czytamy na kartce zawieszonej na furtce. „Miłość matki nie zaginie i to chyba jedyna miłość, która będzie na zawsze. Co by się nie stało.”

 

 Puste podwórko.

 

Paulina N. została aresztowana, przyznała się do uduszenia dzieci. Podczas zatrzymania była trzeźwa, pobrano jej krew, aby sprawdzić, czy była pod wpływem narkotyków.

Paulina N. przyznała się do zabicia dzieci. Zdjęcie Policja

Kobieta została skierowana do szpitala psychiatrycznego. Dziś wiele osób zastanawia się, czy tragedii można było zapobiec? Kto mógł zawinić? MOPR, który niczego nie dostrzegł, a może zwyczajnie nie mógł dostrzec? Policja? Matka, która wiedziała, o chorobie córki?

Komisarz Kamil Gołębiowski, rzecznik prasowy KMP w Lublinie mówi, że były bodajże trzy interwencje, ale nie dotyczyły stricte opieki nad dziećmi i pewnie za wiele ich opis do sprawy nie wniesie. - Trwają dokładne analizy, szczegółowy raport możemy wysłać dopiero jutro – mówi.

Moja znajoma, pragnąca zachować anonimowość, emerytowana już pracownica MOPR, mówi wprost:

- Najważniejsza w takiej sytuacji jest rodzina i sąsiedzi. To oni wiedzą najwięcej, ale nie zawsze reagują, nie chcą „donosić”, ba tak często dalej traktuje się takie sygnały. A właśnie to może pomóc. W MOPR pracują tylko ludzie, nawet najbardziej doświadczeni, mogą podczas jednorazowej wizyty czegoś nie zauważyć. Są przepracowani, zarabiają grosze, a ta praca wypala i wyczerpuje, nie bójmy się reagować słysząc za ścianą kłótnie czy płacz dziecka, widząc dziwne zachowania bliskich czy sąsiadów – apeluje.

Marta Rutkowska, psycholog z Powiatowego Ośrodka Interwencji Kryzysowej w Zielonce, która na co dzień ma do czynienia z podobnymi sprawami, wyjaśnia, że takie historie się zdarzają i często nie ma możliwości, by móc przewidzieć tragedię.

- Nie wiemy, czy ta kobieta była chora, czy się leczyła, czy była pod stałą opieką psychiatry, psychologa, czy brała jakieś leki? Nie ma przecież powodów, by osoba chora psychicznie, która dobrze funkcjonuje, nie mogła być matką i nie mogła zajmować się dziećmi. Trzeba jednak pamiętać, że osoby cierpiące na rożne zaburzenia nie mają wglądu w swój stan, nie mają świadomości, że coś złego z nimi się dzieje. Rozpoznanie objawów prodromalnych, czyli zapowiadających nasilenie choroby jest niezwykle trudne. Jest też pytanie, na które nie znamy odpowiedzi, na ile bliscy mogli coś przeczuwać, czy na przykład wiedzieli, że dana osoba się nie leczy i niczego nie zrobili. Wtedy możemy mówić o pewnej współodpowiedzialności – mówi.

 Na te pytania będą szukali odpowiedzi biegli psychiatrzy badający Paulinę.

 

List zawieszony na furtce.

 

„Tym razem nawet Twoja wielka miłość do dzieci Paulino nie wygrała z chorobą, bo walka była nierówna” - tak kończy się list powieszony na furtce, gdzie matka zabiła swoje dzieci.

 

Magdalena Gorostiza

Tagi:

życie ,  Lublin ,  morderstwo ,  dzieci , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót