Partner: Logo KobietaXL.pl

W Kanadzie zaczęły płonąć świątynie jako sprzeciw wobec tego, co z rdzennymi plemionami zrobił kościół katolicki. Nie pochwalam takich działań, ale jest to objaw zmęczenia postawą hierarchów, którzy zamiast otwarcie mówić o złu, które jest w kościele, wolą raczej tuszować występki?

Kościołowi rzymskokatolickiemu nigdy na zdrowie nie wychodził mariaż z władzą. W Kanadzie szkoły dla dzieci pierwszych przedstawicieli narodów organizowano na podstawie umowy z ówczesnym rządem. Oczywiście, uprzedzam twoje pytanie – należy nazwać po imieniu to, co przedstawiciele kościołów, w tym rzymskokatolickiego wyrządzili dzieciom i ich rodzicom. Ale punktem wyjścia był jednak związek z władzą. A to nie jest rolą Kościoła, nie o budowanie królestwa niebieskiego na ziemi chodzi. Bolesna historia kolonializmu oraz udziału instytucji kościelnych w tym procesie powinna być nazwana po imieniu. I zgadzam się z tym, że nie było jasnego, precyzyjnego stanowiska liderów religijnych w tej sprawie, pojawiły się przeprosiny, ale to za mało. Należy za popełnione zło zadośćuczynić, a ponadto zastosować działania prewencyjne na przyszłość. Pomyśleć o budowaniu nowego, sprawiedliwego modelu integracyjnego. W mojej opinii za obecny kryzys odpowiada brak kompetencji w komunikacji, brak zrozumienia osób doświadczających przemocy i wykluczenia, brak głębokiego współczucia. Kościół płaci za to słoną cenę, ale Kościół rzymskokatolicki to nie tylko liderzy religijni i podmioty widoczne w mediach cyfrowych, to także osoby, które są w drodze za Chrystusem, żyjące szczerze ewangelią - ponoszące konsekwencje kryzysu wizerunku i wiarygodności instytucji kościelnej. Ma to konkretny wyraz w przejawach tzw. cancel culture, czyli kultury anulowania lub unieważniania Kościoła rzymskokatolickiego w przestrzeni publicznej. To zjawisko jest obecne nie tylko w Kanadzie, ale również w krajach europejskich, w tym także w Polsce. Kulturę anulowania można zdefiniować jako medialnie zapośredniczone wycofywanie wsparcia i poparcia ważnym podmiotom publicznym, wyrażane często w formie oburzenia i zawstydzania aż po negację, w związku ze słowami lub działaniami, które nie są akceptowalne zwłaszcza przez dotychczas marginalizowane grupy osób.

Zjawisko kultury unieważniania ma związek z mediami cyfrowymi, które coraz intensywniej kolonizują rzeczywistość. Nie ulega wątpliwości, że gdyby nie media cyfrowe, nie mielibyśmy tak szybkiego dostępu do informacji. Ale też rozwój mediów społecznościowych, rożnych platform, sprawił, że do głosu doszli ludzie wcześniej marginalizowani przez tradycyjne media. Kiedyś do radia czy telewizji zapraszało się wyselekcjonowanych gości, oni kreowali poszczególne dyskursy. Dziś post na Facebooku lub Instagramie może stworzyć każdy użytkownik-konsument mediów, każdy może zorganizować swoją grupę, opublikować film itp.. Pod wpływem takich działań można unieważnić potężny podmiot, zniszczyć instytucję, lidera politycznego czy religijnego, celebrytę, markę, która jest np. nieekologiczna lub wyzyskuje pracowników. Cancel culture ma także swoje negatywne konsekwencje – co zauważył niegdyś m.in. Barack Obama. Zdaniem niektórych badaczy zagraża ona pluralizmowi światopoglądowemu – także na niektórych uniwersytetach amerykańskich, jako kultura burząca dotychczasowy porządek, szybko straciła swoją świeżość i powiela w niektórych obszarach schemat poprzedniej rzeczywistości.

 

 

Moim zdaniem w tej chwili dochodzi do upadku autorytetu Kościoła. I tak jak mówisz, to nie tylko Kanada. W Polsce też mamy problem z wyjaśnianiem afer związanych z pedofilią. Kościół jest niechętny do prawdziwego otwarcia się na ten temat, przeproszenia i zapłacenia odszkodowań.

Znów dotykamy kwestii języka i komunikowania religijnego. W konsekwencji wizerunku i wiarygodności. Ewangelie w żadnym miejscu nie ukrywają zachowania Szymona Piotra ani Judasza, podobnie tych apostołów, którzy liczyli, że Jezus jako polityczny mesjasz zapewni im uprzywilejowane miejsce w królestwie, które pojmowali w błędny sposób. Piotr powstrzymujący Jezusa przed drogą krzyża został nazwany szatanem pod Cezareą Filipową. Oczekiwanie opinii publicznej, a także wiernych Kościoła rzymskokatolickiego dotyczy przejrzystości komunikatów i konkretnych reakcji ze strony liderów religijnych, łącznie z ukaraniem winnych wszelkiego rodzaju nadużyć. Nie do zaakceptowania jest natomiast język bezosobowy, język dystansu i pozbawiony konkretów. Wymaga tego funkcjonowanie w społeczeństwie pluralistycznym i demokratycznym. Jednak reprezentanci wielu środowisk nie chcą już uprawiać dialogu z liderami życia kościelnego. Im szybciej liderzy religijni, w tym hierarchowie, zdadzą sobie sprawę, że Kościół rzymskokatolicki nie jest najważniejszą instytucją wpływu w społeczeństwie – tym lepiej.

 

 

Ale pomimo tego, że sam krytycznie oceniasz te zjawiska, nie przestałeś być duchownym, wielu wiernym też jakby to nie przeszkadzało, dalej chodzą na msze, uczestniczą w sakramentach?

Nie jestem zwolennikiem teorii mówiącej o zbiorowej odpowiedzialności, każdy odpowiada za swoje czyny i słowa. Ale należąc do wspólnoty, która przeżywa kryzys wywołany m.in. przez nadużycia seksualne niektórych duchownych – to należy zmieniać to, na co możemy realnie wpłynąć. Osobiście jestem zaangażowany w badanie komunikowania religijnego, przejawów cancel culture w odniesieniu do Kościoła rzymskokatolickiego na gruncie medioznawczym, jestem członkiem zespołu interdyscyplinarnego ds. przeciwdziałania przemocy, prowadzę szkolenia z zakresu przemocy i cyberprzemocy, edukuję studentów, promuje w mediach instytucje i osoby odpowiedzialne za przeciwdziałanie przemocy i ochronę najbardziej narażonych na ból i cierpienie. Przed kilkoma dniami ukazała się książka naukowa, którą napisałem wspólnie z koleżanką „Pedagogiczne i medioznawcze aspekty przeciwdziałania przemocy” – wszystko po to, by przemocy było mniej. I to każdego rodzaju przemocy, od fizycznej, poprzez psychiczną, seksualną i ekonomiczną. Jest też wiele organizacji katolickich, które działają od lat, a nawet dekad w obszarze przeciwdziałania przemocy i pomocy najbardziej wykluczonym. Jednak fakt katolickości w nazwie sprawia, że odmawia się im kompetencji, stosuje się wobec nich język wykluczenia i agresji. W przeciwdziałaniu przemocy musi być zachowana współpraca interdyscyplinarna, zaangażowanie wielu środowisk wolnych od zależności politycznych. Inaczej będą to działania pozorowane. Spojrzenie na osoby wierzące lub liderów religijnych często zależy od środowiska medialnego, w którym żyje przeciętny użytkownik mediów. Trudno znaleźć dziś w mediach pozytywne informacje na temat Kościoła rzymskokatolickiego, co prowadzi do określonych konsekwencji, także na poziomie epistemologicznym.

 

 

Ja sądzę, że przyczyną takiego stanu rzeczy są też u nas kościelne zakusy, by mieć wpływ na życie świeckie, na stanowione prawo, na normy moralne. Współczesne społeczeństwo, a przynajmniej jego spora część, nie chce takich działań. Chce rozdziału kościoła od państwa.

W wielu krajach Zachodu miał miejsce życzliwy sekularyzm. Tam stosunki między Kościołami a państwem układały się według innego schematu. Tożsamość wierzących i specyfika wspólnot została zachowana w warunkach demokratycznego społeczeństwa, bez wyróżniania pozycji takich lub innych podmiotów. W Polsce zabrakło dialogu społecznego na ten temat, dojrzałej refleksji, a spowodowane to było zwłaszcza uwarunkowaniami historycznymi. Wiele osób nie rozumie, że Kościół rzymskokatolicki nie stanowi już dziś najważniejszej oferty dla ludzi, nie tylko młodych. To nie tylko kwestia procesów emancypacyjnych, ale też intensywnych zmian w obszarze kultury i wzrostu znaczenia etyki laickiej. Po transformacji ustrojowej w naszym kraju doszło do przesakralizowania przestrzeni publicznej. A w takich warunkach nie ma zbyt wiele miejsca na pytania dotyczące Boga, człowieka, świata. Transcendencja stała się w jakimś sensie zbędna, bo wszystko było dosłowne, uproszczone, a nawet zbanalizowane. Przy czym – do tego stanu rzeczy przyczynili się politycy, a nawet samorządowcy – którzy w imię własnych korzyści wyborczych forsowali nie tak dawno przecież, nadawanie szkołom, rondom, placom i ulicom imię np. Jana Pawła II. Nikt ich zbytnio nie powstrzymywał przed tym instrumentalnym traktowaniem i osoby papieża, i religii. A dziś mówi się o „odjaniepawlaniu”. Przy czym należy odróżnić znaczenie realne od strukturalnego. Samo analizowanie powodów „odjaniepawlania” nie wystarczy, trzeba też uczciwie rozliczyć poprzednie pokolenie – także z tego, co zrobiło nie tylko z osobą i dziełem papieża, ale także ze społeczeństwem. I zrobić wszystko, aby uratować zdolność do uprawiania szerokiego dialogu społecznego i zmienić model integracji społecznej. Pytanie, czy to jeszcze możliwe.

 

 

Mówisz o przesakralizowaniu przestrzeni publicznej, księża byli i są obecni praktycznie wszędzie. Ale to, że zapraszają, nie oznacza, że musisz iść. Kościół chciał i chce być obecny, budować tak swoje wpływy.

Owszem, wpływy instytucjonalne. Ale jak mówiłem, nie o to powinno chodzić. Zniknęła z pola widzenia duchowość chrześcijańska, zabrakło wrzenia filozoficznego i teologicznego, zabrakło koncentracji na budowaniu dojrzałego społeczeństwa obywatelskiego, zaczęto myśleć o komfortowych warunkach rozwoju i konsumpcji – po latach ucisku komunistycznego. A liderzy życia kościelnego cieszący się w okresie transformacji ustrojowej szerokim zaufaniem społecznym, w mojej opinii nie zrobili wystarczająco, by popchnąć liderów życia publicznego i przeciętnych katolików również – do rozwoju, do budowania odpowiedzialnej wspólnoty i sprawiedliwej przyszłości. Można dziś się zastanawiać dlaczego przeciętny katolik nie poznał np. obszernego nauczania papieża z Polski na temat ekologii. Albo na inne kwestie społeczne. Tłumy wiwatujące na cześć Jana Pawła II podczas pielgrzymek do kraju zostały zastąpione w mojej opinii tłumem apateistów, ludzi obojętnych na religię i Boga, choć media za bardziej atrakcyjne uznają formalne akty apostazji.

 

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

 

ks. dr Rafał Jakub Pastwa, pisarz i poeta, dziennikarz, pracownik badawczo-dydaktyczny w Instytucie Dziennikarstwa i Zarządzania KUL, członek Katolickiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom Potrzebującym „Agape”, duszpasterz środowisk twórczych, członek Zespołu Interdyscyplinarnego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie.

Tagi:

Rafał Pastwa ,  kościół ,  religia ,  wiara ,  społeczeństwo , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót