Partner: Logo KobietaXL.pl

- Moja matka się w czoło pukała, ona była ze swoje pracy bardzo dumna, choć była zwykła urzędniczką - mówi Weronika - Ale zawsze podkreślała, że praca daje nie tylko pieniądze. To możliwość wyjścia z domu, napęd do dbania o siebie, chęć kupienia nowych ubrań, żeby pokazać się koleżankom. Może ja tego nie potrzebowałam?

 

Kiedy poznała Krzyska, niedawno skończyła studia. Pracowała drugi rok i jak podkreśla, uważała swoją pracę za niezbyt ekscytującą. Robiła, co do niej należało, dostawała co miesiąc pensję. Nie myślała o żadnej karierze czy o jakimś awansie.

 

- Szczerze? O niczym nie myślałam, wtedy inaczej się żyło. Człowiek miał poczucie, że zawsze jakąś pracę znajdzie, że jakoś to będzie – mówi Weronika. - To był schyłkowy okres komuny i nikt nie wiedział, że w Polsce będą takie zmiany. Żyło się bez stresu.

 

Krzysiek zakochał się w niej do szaleństwa, ona przyznaje, że z wzajemnością. Już wtedy robił rożne interesy, czasami ryzykowne, ale facet był obrotny. Szybko oświadczył się Weronice, ale zastrzegł jedną rzecz - chce, aby po ślubie została w domu.

 

- Mówił mi, że jest tak o mnie zazdrosny, że nie wyobraża sobie tego, żebym pracowała wśród obcych facetów. Nawet w okresie narzeczeństwa codziennie przychodził po mnie do pracy – śmieje się Weronika. - Mnie to pochlebiało. Poza tym, jak mówiłam, nie zależało mi na karierze.

 

Jej decyzja wzbudziła co prawda zdziwienie wśród rodziny i znajomych, ale Weronika zdawała się tym nie przejmować. Koleżanki uprzedzały ją, że będzie zależna od męża, bez własnego grosza przy duszy, będzie musiała prosić o każdą złotówkę, tłumaczyć się, co i za ile kupiła.

 

- Ale one nie znały Krzyśka, on nie z takich – śmieje się znowu Weronika. - Do dziś wszystkie pieniądze są nasze wspólne, on woli, żebym ja miała nad nimi kontrolę, bo miewa zbyt lekką rękę.

 

Tym więc się wcale nie martwiła. Podobnie jak i domowym budżetem, bo Krzysiek zapewniał, że da radę sam zapracować na wszystko. Też jej nie zawiódł w tym względzie. Bywało co prawda rożnie, czasami nie wyszedł mu jakiś interes, bywało, że zaciskali pasa, ale zawsze wychodził jednak na prostą. Bo to facet pracowity i obrotny.

 

Niedługo po ślubie pobudowali dom, Weronika zajęła się jego urządzaniem, dość szybko zaszła w ciążę, urodziła w sumie troje dzieci. Nie narzekała na brak zajęcia, przy trójce zawsze było coś do roboty. Kiedy dzieci podrosły, ona robiła za kierowcę. Odwoziła, przywoziła, ze szkoły, z angielskiego, z przeróżnych treningów.

 

- Przez wiele lat żyłam z zegarkiem w reku i zastanawiałam się, jak pracujące kobiety dają sobie z tym radę – mówi Weronika. - Krzysiek dużo pracował, dom i dzieci były na mojej głowie. Zakupy, obiady, pranie, sprzątanie.

 

Na wakacje jeździli na działkę do teściów. Teściowie mają domek nad jeziorem. Weronika mogła siedzieć tam całe lato, dzieciaki były w siódmym niebie. Która pracująca matka ma taki luksus, żeby dwa miesiące wakacji siedzieć z dziećmi nad wodą? Dbała o dobre jedzenie, własne, domowe. Na zimę robiła przetwory, ogórki, paprykę, dżemy, kompoty. Zajęcie zawsze jakieś było. Nie bywało tak, żeby cierpiała na nadmiar wolnego czasu, kiedy dzieci mieszkały z nimi.

 

Pytam, czy nie żal jej było studiów, tego, że zamieniła się w gosposię?

 

- Żal? Raczej nie, bo te studia nie były moją pasją. Czas na uczelni był za to fajny, przedłożyłam sobie młodość – mówi Weronika. - Kiedyś koleżanka mi powiedziała, że moje wykształcenie, za które zapłacili podatnicy, poszło na marne. Odpowiedziałam jej, że dzięki temu bardziej świadomie wychowuję dzieci.

 

Ale myślała o tym potem wielokrotnie. Ma syna i dwie córki. Zadbali z Krzyśkiem o dobre szkoły, wszystkie dzieci skończyły studia. Jej obie córki pracują, nie wyobrażają sobie siedzenia w domu. Weronika miewa też czasami wrażenie, że nie rozumieją decyzji matki, że uważają ją za osobę bez ambicji, za przysłowiową kurę domową.

 

- Cóż, to akurat bywa przykre. Nie tylko one zresztą tak myślą – mówi Weronika. - Są ciemne strony siedzenia w domu. Zaczyna się odstawać od koleżanek, człowiek trochę się zaniedbuje, gorzej ubiera, bo nie ma po co.

 

Ona się na tym złapała, jak już dzieci podrosły. Zrobiło się wokół niej dziwnie pusto. Dawne przyjaciółki nie miały tyle czasu, co ona. Kilka z nich zrobiło kariery. Nie bardzo chciały spotykać się z Weroniką, bo dla nich ona nie była odpowiednią osobą.

 

- Czułam to, zadzwoniłam do kilku z nich, jakoś tak mnie w sumie spławiły. Mam dwie koleżanki z dawnych czasów. Obie pracują, czasami podczas różnych rozmów dawały mi do zrozumienia, że nie popierają mojej decyzji – opowiada Weronika. - Że nie chciałyby całego życia spędzać między kuchnią a salonem.

 

Weronika jednak przywykła. Choć rozumie, że dla innych to nie byłoby satysfakcjonujące. Ona jednak docenia to, że odkąd dzieci są samodzielne, nie musi nastawiać budzika, może sobie żyć własnym rytmem. Spokojnie rano wypić kawę, ogarnąć dom, pojechać na zakupy. Może trochę żałuje, że nie dokłada się do domowego budżetu, bo żyje im się teraz trochę ciężej. Ale jak pomyśli, że musiałaby się zacząć lepiej ubierać, wydawać na fryzjera czy na paznokcie, to tak naprawdę i tak niewiele by zostało z jej pensji.

 

- Bo miałam kilka razy takie przebłyski, żeby może znaleźć choć pół etatu – mówi Weronika. - Krzysiek już nawet na to by przystał, bo z biegiem lat przestał być tak strasznie zazdrosny. Ale gdzie ja bym poszła? Do jakiej pracy? Dawno zapomniałam o tym, czego uczyłam się na studiach.

 

Czy uważa, że ma nudne życie? Że straciła je na smażenie mielonych i gotowanie na zimę kompotów?

 

- Nie wiem, czy praca, taka przeciętna, sprawiłaby, że moje życie byłoby bardziej ekscytujące – mówi Weronika. - Ja je przeżyłam tak, a nie inaczej. Dla kogoś może beznadziejnie. Ja nie żałuję, nigdy nie byłam nadmiernie ambitna.

 

Magdalena Gorostiza

 

Imiona zostały zmienione.

 

Tagi:

kobieta ,  praca ,  związek ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót