Partner: Logo KobietaXL.pl

29 lipca opisała podróż z Warszawy do Kępna. I wie, że tej podróży nie zapomni nigdy. Mówi, że takiego upokorzenia, upodlenia wręcz, nie przeżyła dawno.

- W autobusie musiałam się czołgać, potem leżałam kilkanaście minut na betonie, bo kierowca nie chciał mi wyjąć wózka – opowiada. - Co gorsze, nikt z pasażerów nie stanął w mojej obronie, jedynie 80-letnia kobieta zaproponowała mi pomoc.

 

 

Monika jechała 29 lipca z córką Agatą z Warszawy do Kępna, rejsowym autobusem firmy Polonus, wyjeżdżającym o 8,15 rano do Kudowy Zdroju. Jak opowiada - było dwóch kierowców, młodszy i starszy. Problemy miały zacząć się już na początku, kiedy starszy kierowca wskazał inne miejsca niż w rezerwacji, miał zwlekać z otworzeniem bagażnika, żeby schować wózek. Monika jest niepełnosprawna, choruje na SM, jest stan stale się pogarsza. Już nie chodzi, jedną stronę ciała ma spastyczną, drugą wiotką. Mimo to kobieta stara się żyć w miarę normalnie, podróżuje, maluje obrazy.

 

Monika stara się żyć aktywnie.

 

 

O jej chorobie rozmawiałyśmy dwa lata temu. Tu znajdziecie historię Moniki:

https://www.onet.pl/styl-zycia/kobietaxl/jestem-przerazona-tym-co-choroba-ze-mna-robi-i-tym-ze-nie-wiem-co-bedzie-dalej/n0nghhs,30bc1058

 

 

Nie mogę rozmawiać z tych nerwów

 Monika swoją podróż opisała już kilka dni temu. W tym samym dniu wysłała do Polonusa skargę. Potem zamilkła, bo jej stan się pogorszył. Wysłała mi wiadomość, że może ze mną rozmawiać dopiero w środę 2 sierpnia, kiedy przyjdzie jej asystentka Marcela Wyrwińska, bo ktoś musi tłumaczyć, co ona mówi. Zawsze jak jest duży stres, mowa Moniki się pogarsza.

- Tak jest, Monika bardzo to przeżyła – mówi mi Marcela przez telefon. - Ale damy radę, Monika będzie odpowiadać, ja przekażę treści.

 

Z relacji Moniki wynika, że pomimo rezerwacji miejsca z przodu, kierowca nie pozwolił jej tam usiąść. Dla niej zdecydowanie łatwiej jest wejść, a w zasadzie wciągnąć się na schody z przodu, środkowe wejście jest mniej wygodne.

 

 Monika musiała siedzieć z tyłu.

 

- Zaznaczyłam miejsce które kierowca kazał nam zająć, daleko od 1 wejścia. Drugie wejście jest trudniejsze do pokonania, schody są bardziej strome, wysokie i nie ma możliwości podparcia się, bo nie ma na czym, więc ja w pozycji pół leżącej, podpierając się na jednym łokciu musiałam cały swój ciężar ciała spastycznego dźwignąć by się tam dostać. Oczywiście zjechałam że stopnia uderzając kręgosłupem, straciłam kontrolę tułowia, nie miałam się czego chwycić. Jest łatwiej mi wejść pierwszym wejściem, bo i jest szersze, i jest dużo elementów o które mogę się zaprzeć – opowiada Monika. Wysyła też swoje zdjęcie na schodach, żeby uzmysłowić w jaki sposób może wspiąć się na górę.

 

 tak Monika wchodzi po schodach.

 

W tym czasie córka miała prosić o otworzenie bagażnika na wózek. W końcu kierowca to zrobił i wózek udało się tam umieścić. Niestety, pomimo próśb, kobiety zostały na miejscach z tyłu. Monika mówi, że córka prosiła panie z przodu o zamianę i one chciały się na to zgodzić. Ale kierowca miał być nieugięty.

 

 

Przeszedł nade mną, żeby zapalić

 

Monika opowiada, że na pierwszym przystanku dostała swój wózek i mogła chwilę odpocząć. Marcela wyjaśnia, że siedzenie autobusowe nie jest dla Moniki komfortowe, ona nie siedzi bez podparcia, wózek ustawiony jest w optymalny dla niej sposób. Nawet te kilkanaście minut pozwala udręczonemu ciału na większy relaks. Więc kiedy na kolejnym postoju pod jakimś zajazdem, Agata stwierdziła, że pójdzie do toalety, Monika powiedziała jej, że wyjdzie z autokaru i poprosi o wózek.

 

Monika wysłała mi  zdjęcie miejsca, w którym leżała.

 

- Stał tam młodszy kierowca, ja leżałam na betonie, poprosiłam o swój wózek. Nie zareagował, poprosiłam po raz drugi, przeszedł nade mną i zapalił papierosa – opowiada Monika. - Kilkanaście minut spędziłam na betonie między autobusem a chodnikiem. Nikt z pasażerów się za mną nie wstawił. Wróciła moja córka. Weszłam do autobusu przednim wejściem, doczołgałam się na swoje miejsce. Tylko jedna starsza pani zaproponowała mi pomoc.

 Monika dopowiada, że w Wieluniu autobus się zepsuł. Ona była już w takim stanie, że zadzwoniła do siostry, aby ta po nią przyjechała. I tak wróciła do domu.

 

Teraz hejtują moją córkę

 

Monika nie ukrywa, że cała ta historia odbiła się na jej zdrowiu. Czuje się wściekła, czuje się upokorzona. Nie rozumie reakcji pasażerów.

 

W autokarze musiała się czołgać do swojego miejsca.

 

- Miałam wrażenie, że boją się kierowcy – opowiada. - Że pojedzie i ich zostawi na drodze.

Za chwilę pisze jeszcze do mnie, by dopowiedzieć, jak to odbiera:

„Jestem silna osobowością, ale ta sytuacja mnie pokonała psychicznie. Ciągle o tym myślę, spać nie mogę, bo nie potrafię pojąć ludzkiego umysłu - takiego zachowania i postawy, jak u tych kierowców. Ja naprawdę nie oczekuję żadnych przywilejów i specjalnego traktowania, tylko choć trochę empatii, zrozumienia i pomocy. Wylewa się teraz hejt, dlaczego córka mi nie pomogła… To już przesada. Moje dziecko jest przy mnie 24 godziny na dobę, pomaga dosłownie we wszystkim, towarzyszy mi wszędzie, jej pomoc w tej sytuacji to to, że zadbała o moje bezpieczeństwo, podała i podłączyła szybko i mi koncentrator tlenu i zadbała o wiele innych rzeczy, aby mi pomóc, tego na fotach z podróży nie widać, chowanie i wyciąganie wózka, podanie picia, jedzenia, podpora fizyczna, gdy potrzebowałam zmienić pozycję. Wielokrotnie zwracała się do kierowców z prośbą o pomoc i możliwość zmiany miejsca. Była ignorowana. Nie weźmie mnie córka ważąca 40 kg na ręce i nie zaniesie na miejsce - to jest niemożliwe, nierealne, nawet gdyby to miał zrobić dorosły silny mężczyzna. Moje ciało jest spastyczne, więc cięższe. Mięśnie się napinają, ciało wygina do tyłu. Mam padaczkę lekooporną,w każdej chwili mogę dostać napadu. Kotłuje się we mnie mnóstwo emocji, żalu, złości, smutku. Nikt kto nie jest blisko z taką osoba jak ja, nie wie jak funkcjonuję, jak żyję, nie ma prawa wypowiadać się jak to powinno wyglądać. Jest mi po prostu cholernie przykro. Cała sytuacja odbiła się na moim zdrowiu fizycznym i psychicznym. Zamiast działać dalej, realizować się, skupiać się na fajnych rzeczach to ja bez sił walczę, by wrócić do jakieś formy która pozwoli mi działać i robić to, co kocham. Teraz ani nie maluje, nie tworzę, bo nie jestem w stanie, ogarnia mnie w tej chwili ogromna złość i żal.”

 

 

Nie odpuszczę dla wszystkich niepełnosprawnych

 

Monika napisała skargę do Polonusa już 29 lipca. Mówi, że nie ma jeszcze żadnych wieści z firmy. Zapowiada, że nie odpuści, nie tylko dla siebie, ale też dla wszystkich osób niepełnosprawnych:

„Mój wózek i moja niepełnosprawność nie jest dla mnie problemem, ale jest cholernie dużym problemem dla innych. i to zdrowych ludzi. I nic ich nie usprawiedliwia, nie tłumaczy takiego zachowania. Jestem kaleką to fakt, cierpię fizycznie i psychicznie, ale nie mówię o tym głośno. Bo skupiam się na tym, co mam, a nie na tym, co choroby mi zabrały. Chcę i będę brała nadal udział w życiu społecznym - bo mam do tego prawo, tylko teraz zamierzam walczyć z każdą dyskryminacja. Bo tu już nie chodzi tylko o mnie, ale o wszystkie osoby które są w takiej sytuacji jak ja.” - dopisuje jeszcze do mnie na messengerze.

Napisaliśmy do firmy Polonus  prośbę o komentarz dotyczący powyższej sytuacji. Odpowiedź z biura prasowego nadeszła bardzo szybko:

Szanowna Pani Redaktor,

w odpowiedzi na prośbę o komentarz uprzejmie informuję, iż aktualnie trwają czynności wyjaśniające sprawę uwzględniające weryfikację zapisów z monitoringu i przesłuchania kierowców, a także informacje uzyskane bezpośrednio od pasażerów kursu. Po zebraniu wszystkich danych podejmiemy odpowiednie kroki o czym niezwłocznie poinformujemy.

Z poważaniem,

Edyta Sobolewska-Socha

Zespół prasowy PKS Polonus

 

Magdalena Gorostiza

 

 

Tagi:

niepełnosprawność ,  Monika Dąbrowska , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót