Partner: Logo KobietaXL.pl

Piszę to ku przestrodze, bo ja dałam się nabrać. Na wizerunek kreowany na Facebooku, na obietnice w rozmowach telefonicznych. Jestem singielką, dobrze 30 plus. Jestem na grupie na Facebooku, która łączy takie osoby na wspólne wyjazdy. Jak ktoś szuka towarzystwa, to się tam ogłasza. Grupa zrzesza raczej osoby aktywne, takie, które lubią uprawiać różne sporty. Ja do takich osób należę, jeżdżę na nartach, lubię długie spacery, próbowałam nurkowania, wspinaczki. Ale znam swoje możliwości i nie wyjechałabym na wyjazd dla nurków ze swoimi umiejętnościami, ewentualnie na kurs dla początkujących. Znalazłam ofertę na narty w Austrii, znam ten region, trasy nie należą tam do najłatwiejszych, trzeba też pamiętać, że w Austrii nigdy nie ma „stołu”, jak we Włoszech. No taka to już specyfika tego kraju. Jak ktoś jeździ dużo, to wie. Mogłam jechać sama, ale musiałabym dopłacić do jedynki kilkaset złotych. I w końcu przyjemniej jest jeździć z kimś, a ludzie często jeżdżą na narty w parach i trudno komuś swoje towarzystwo narzucać. Zwykle jeździłam z grupą znajomych, ale w tym roku z powodów finansowych postanowili oni, że zrobią może jakiś wypad w Polskę. Ja narty kocham i zawsze chcę choćby raz w sezonie pojechać w Alpy.

Dałam więc ogłoszenie na Facebooku, że szukam towarzyszki podróży. Do wspólnego pokoju i na wspólną jazdę. Zgłosiła się kobieta, kilka lat młodsza ode mnie. Napisała, że też narty kocha, że jest niekonfliktowa, że chętnie w te Alpy ze mną pojedzie. Rozmawiałyśmy kilka razy przez telefon, dałam jej dokładny opis oferty. Wiedziała, że mieszkamy kawałek od wyciągu, że rano nas będzie woził autokar, a jak ktoś woli dojechać sam, to musi potem dojść na przystanek skibusa. Znała standard hotelu, właściwie pensjonatu, wiedziała doskonale, że to żaden Hilton. Podczas rozmów telefonicznych wydawała się bardzo fajna. Wyluzowana, z poczuciem humoru. Pytałam, czy dobrze jeździ na nartach, bo chodziło mi o kogoś, kto lubi się skatować na górze, powiedziała, że nie jest mistrzynią, ale będzie się starać mi dorównać kroku. Powiedziałam sobie OK, fajna dziewczyna, będzie z kim po nartach posiedzieć, pogadać.

Pojechałyśmy. Marudzenie zaczęło się już po wejściu do pokoju, że mały, że skromny, że za takie pieniądze spodziewała się czegoś lepszego. Oczywiście to pod moim adresem kierowała te słowa, jakbym obiecywała jej bóg wie jakie warunki. Pokój faktycznie był ciasny i wymagał dyscypliny w trzymaniu i rozlokowaniu swoich rzeczy, a wiadomo, że na narty trochę się ich wiezie. Z tym też, jak się miało później okazać, miał być spory problem.

Następnego dnia rano było marudzenie, że tak wcześnie jedziemy na stok, bo ona chciałaby się wyspać. Powiedziałam jej, że przecież potem może dojeżdżać skibusem, będziemy się na górze umawiać. Ale już się we mnie gotowało, bo miałyśmy jeździć przecież wspólnie. Zabrałyśmy sprzęt zostawiony w narciarni i pojechałyśmy ze wszystkimi na górę. Okazało się, że ona ma sprzęt od kogoś pożyczony, buty od kogoś innego, narty od kogoś innego no i buty nie pasowały do wiązań. Zamiast jeździć, szukałam z nią ski serwisu, żeby te wiązania do butów dopasować. No ale to był dopiero początek. Wybrałyśmy na rozgrzewkę czerwona trasę, nie bardzo trudną. Okazało się, że ona na nartach była raptem raz czy dwa i niewiele umie poza jeżdżeniem pługiem. Przeżyłam z nią na tej trasie prawdziwy horror. Z trudem zwiozłam ją do wyciągu, trwało to strasznie długo, wjechałyśmy na górę. Poradziłam jej, żeby wzięła lekcje z jakimś instruktorem na oślej łączce, bo ja jej uczyć nie będę. Nie po to wydałam pieniądze na skipass, żeby ją uczyć od podstaw, zamiast samej jeździć. Szczególnie, że napisałam, kogo szukam na wyjazd. Spytałam, czemu mnie oszukała? Powiedziała, że uczyła się trochę jeździć i sądziła, że da radę. Na instruktora pieniędzy nie ma, uważała, że trasy są tu łatwiejsze, a nie takie strome i z muldami ze śniegu. Szczerze to już wtedy miałam dość. Przyjechałam raptem na sześć dni, pierwszy był już zmarnowany. A pogoda była piękna i można było sobie pośmigać. Zaproponowałam, żeby została w knajpie na górze, autokar miał nas zabrać z parkingu o godzinie 16. Niech sobie posiedzi, może się opalać, próbować sama zjeżdżać na małym wyciągu. Zrobiła mi awanturę, że nie po to wydała tyle pieniędzy na wyjazd, żeby teraz siedzieć. Zapytałam więc, czego oczekuje, bo chyba nie tego, że z nią zostanę? Odwróciła się tylko na pięcie i poszła.

Oczywiście była na mnie śmiertelnie obrażona. Kiedy spotkałyśmy się przy autokarze, nie odezwała się do mnie ani słowem. Ludzie wracali radośni, roześmiani, tylko my dwie, jak chmury gradowe.

W pokoju panowała grobowa cisza, rozwaliła wszędzie swoje rzeczy i tylko siedziała w telefonie w tym bałaganie. Na kolacji poznałam fajnych ludzi z grupy i następnego dnia jeździłam już z nimi. Ona nie pojechała z nami rano na górę, nie wiem, co robiła. Kiedy wróciłam do hotelu, zrobiła mi karczemną awanturę, że wprowadziłam ją w błąd, że straciła przeze mnie kupę pieniędzy, że nie tak ten wyjazd miał wyglądać, że na Facebooku pisałam, że szukam towarzyszki, a teraz ona musi siedzieć sama. Zapomniała kompletnie o naszych rozmowach, o tym, że mówiła, że umie jeździć na nartach. Powiedziałam jej, żeby ćwiczyła na oślej łączce, skoro już przyjechała, bo szkoda wyjazdu. Tam trenują instruktorzy z początkującymi, może sobie popatrzeć, jak ich uczą. Ja jej swojego czasu nie miałam zamiaru poświęcać. Może gdyby powiedziała mi prawdę, to bym to zrobiła, ale nie w sytuacji, kiedy mnie oszukała i jeszcze miała pretensje.

Warunki były świetne i skorzystałam z nart. Ale atmosfera w jakiej byłam, fochy, żale, wypominki, to był dla mnie horror. Codziennie słuchałam, że jestem egoistką, że na darmo wydała pieniądze, że nie powiedziałam jej prawdy. Mam nauczkę. To nie był wypoczynek, to była gehenna. Nigdy więcej nie pojadę nigdzie z kimś obcym. Ale widzę, że coraz więcej tworzy się takich podróżniczych grup, ludzie jadą na drugi koniec świata z kimś, kogo nie znają. Zastanówcie się dobrze. Ja teraz wolę dopłacić te kilkaset złotych, mieszkać sama, a na zorganizowanym wyjeździ zawsze kogoś można fajnego poznać.

Alina

 

A Wy macie podobne doświadczenia? Czekamy na wasze listy redakcja@kobietaxl.pl

Tagi:

koszmarny urlop ,  urlop ,  narty ,  wyjazd ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót