Partner: Logo KobietaXL.pl

Początki problemu

Jej historia pokazuje, jak bardzo zaburzenia psychiczne, o których nie mówi się zbyt często publicznie, mogą uprzykrzyć ludzkie życie.

– Kiedy chodziłam do szkoły, pewien chłopak bardzo mi dokuczał. Jedną z form uszczypliwości wobec mojej osoby było siorbanie mi nad uchem. Zdarzało się też, że głośno bekał w mojej obecności – wspomina Krystyna.

Dziewczyna starała się ignorować zachowanie złośliwego kolegi. Nie mówiła również nic nauczycielce oraz rodzicom. W pewnym momencie doszło jednak do niespodziewanego zdarzenia.

– Gdy kolejny raz beknął mi nad uchem, odwróciłam się i uderzyłam go w twarz tak mocno, że upadł. Na szczęście nic mu się nie stało. Wszyscy byli zdziwieni, że taka spokojna dziewczyna podniosła rękę na kolegę i wtedy musiałam powiedzieć prawdę o przyczynach swojego zachowania. W konsekwencji mi i koledze obniżono ocenę ze sprawowania – mówi kobieta.

Od tego momentu stała się wyjątkowo wrażliwa na dźwięki takie jak chrząkanie, mlaskanie, siorbanie czy owe nieszczęsne odbijanie.

– Jedzenie obiadu czy przebywanie w otoczeniu kogoś, kto siorbie wodę, było dla mnie koszmarem nie do zniesienia – dodaje Krystyna.

Nieznośny towarzysz codzienności

Wstajesz rano, przeciągasz się. Dzień zdaje się zapowiadać doskonale. Nagle jednak jeden dźwięk jest w stanie sprawić, że wpadasz w histerię.

– Słyszę, jak mój brat płucze gardło i dostaje spazmów. Po prostu mam wrażenie, że ktoś wjeżdża mi w głowę. To tak silne uczucie, że muszę zatykać uszy, zaciskać zęby – wspomina atak mizofonii Krystyna.

Dziewczyna zaczęła notorycznie zwracać bratu uwagę.

– Gdy tylko słyszałam, jak smarkał lub głośno kichał, krzyczałam – „proszę, przestań”. Patrzył na mnie oczywiście jak na wariatkę. W pewnym momencie zauważyła to mama i spytała, czemu się tak zachowuje. Nie powiedziałam jej o powodach mojego zachowania, bo wstydziłam się tego – tłumaczy nasza bohaterka.

Był to dopiero początek zachowań, które utrudniały dziewczynie kontakty z rodziną oraz znajomymi.

– Mój dziadek bardzo głośno chrząkał i potrafiłam uderzyć w stół lub ścianę, by dać temu sprzeciw. Na randce z kolei, gdy mój chłopak przełykał ślinę, odpychałam go z krzykiem. Był skonsternowany. Wymyślałam jakieś głupie tłumaczenia, ale w końcu musiałam bliskim powiedzieć, że tego typu dźwięki działają na mnie jak płachta na byka. Zasugerowali, że powinnam udać się do psychologa. Nie zrobiłam tego, bo bałam się, że ktoś się dowie i będzie mi dokuczać – szczerze wyjaśnia kobieta.

Jako studentka postanowiła poszukać podobnych przypadków w internecie. Wtedy też trafiła na informację o mizofonii.

– Przeczytałam o jej objawach i stwierdziłam, że niemal w 99 procentach odpowiadają moim. Niestety nie ma na nią lekarstwa, pozostaje tylko unikanie określonych sytuacji, terapia poznawczo-behawioralna lub stosowana przy leczeniu szumów usznych, terapia habituacyjna – mówi Krystyna.

Mając tę wiedzę, pomyślała, że spróbuje zapanować nad objawami mizofonii. Skutki był jednak różne.

– Raz miałam takie dni, że udawało mi się nad tym zapanować, a innym razem zmieniałam miejsce w autobusie, bo ktoś żuł gumę – wyznaje kobieta.

Najbardziej bolało ją to, że przez jej schorzenie cierpieli bliscy.

– Choć wiedzą w mojej dolegliwości, to ciągle mam wyrzuty sumienia, że ich krzywdzę. Bardzo ich kocham, ale moje reakcje potrafią być okropne – dodaje.

Czy zatem w obliczu świadomości na temat konsekwencji tego typu zachowań, zdecydowała się wreszcie na rozmowę z psychologiem?

– Minął już pewien czas od propozycji wizyty u psychologa. Obecnie nie boję się, że ktoś coś o mnie powie, bo zmieniły się czasy. Myślę, że to dobry moment – deklaruje gotowość do podjęcia terapii Krystyna.

 

Elvis Strzelecki

Tagi:

psychologia ,  życie ,  moizofonia , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót