Partner: Logo KobietaXL.pl


Ciężko znaleźć drugą połówkę

 

Marysia pochodzi z małego miasteczka, dostała się na studia w Warszawie i już tam została. Udało jej się zdobyć dobrą pracę. Na początku razem ze znajomymi wynajmowali wspólne mieszkanie, żeby było taniej.

- Z naszej paczki nikt nie miał tak od ręki pieniędzy nawet na kupno kawalerki – opowiada Marysia. – Potem było jak to w życiu, nasza czwórka się wykruszyła, dziewczyny znalazły sobie narzeczonych i zwyczajnie poszły na swoje. Ja jeszcze jakiś czas mieszkałam z nowymi lokatorami, ale nie było fajnie. Dwóm chłopakom nie chciało się sprzątać wspólnych powierzchni. Uważali, że skoro lokatorkami są kobiety, to one będą ogarniać łazienkę i kuchnię. To zrobiło się nie do wytrzymania, gdy nawet śmieci nie wyrzucali.

Marysia była już po trzydziestce i zdecydowała zapłacić więcej, żeby nie mieszkać z toksycznymi osobami. Akurat dostała wyższe stanowisko i ten awans płacowy pokrył różnicę w czynszu. Dziewczyna po opłaceniu mieszkania, nie przepuszczała zarobionych pieniędzy, każdego miesiąca odkładała na swoje własne lokum.

- Rodzice obiecali pomoc przy zakupie, ale nie oszukujmy się, w Warszawie byle jaka klitka kosztuje krocie – stwierdza kobieta. – Chciałam, jak moje kumpelki spotkać kogoś fajnego i rozpocząć wspólne życie. Niestety nie za bardzo miałam szczęście. Na studiach byłam, jak myślałam, w poważnym związku, ale mój chłopak zostawił mnie po 3 latach chodzenia. Zakochał się w córce, właściciela firmy, w której znalazł pracę. No cóż, wybrał dostatek niż ciułanie.

Dla Marysi był to bardzo duży cios, traktowała ten związek bardzo poważnie. Snuli już weselne plany, ustalali listę gości, mieli nawet imiona dla dwójki przyszłych dzieci. Po tej zdradzie przez rok nie mogła się pozbierać, było jej wstyd przed rodzicami i znajomymi, ponieważ w jej mniemaniu, wyszła na pierwszą naiwną. Okazało się, że chłopak przez trzy ostanie miesiące ich związku działał na dwa fronty i to się wydało.

 

 

Zdrada długo boli

 

 

- Najgorsze było to, że zerwał przez SMS, jak najgorszy tchórz – mówi rozżalona kobieta. – Trudno po czymś takim komuś zaufać. W końcu matka ciągle mnie naciskała na szukanie kogoś odpowiedniego, żebym nie traciła młodości. Dla spokoju zaczęłam się umawiać i znowu katastrofa. Trafiałam na amatorów niezobowiązującego seksu, albo „synków mamusi”, którzy najchętniej cały czas graliby w gry, kobiety potrzebowali do obsługi, no bo nawet „wodę przypalali”. To było bez sensu.

Sytuacja uległa zmianie podczas realizacji zamówienia dla pewnego przedsiębiorstwa, z którym współpracowała firma Marysi. Były spotkania, a na koniec wspólna impreza, ponieważ projekt odniósł sukces. Przyszło wielu ludzi, było piwo i tańce.

- Olek od razu mi się spodobał, skupiał wokół siebie grupkę rozbawionych kolegów i koleżanek – wspomina Marysia. – Coś zabawnego opowiadał i wszyscy się śmiali. Zobaczył, że się przyglądam, krzyknął że mnie zaprasza do „kółeczka”. Gdy się sobie przedstawiliśmy, okazało się, że kilka razy rozmawialiśmy przez telefon przy ustalaniu szczegółów naszego projektu. Dwa dni po naszej imprezie otrzymałam maila od Olka z pytaniem, czy u mnie wszystko OK i czy miałabym ochotę wybrać się, któregoś dnia, na kawę. Jeśli tak, to on zaprasza. Było mi bardzo miło, oczywiście się zgodziłam.

Para umówiła się na spotkanie w małej, klimatycznej kawiarence. Mężczyzna przyszedł wcześniej i już czekał przy filiżance kawy, gdy pojawiła się Marysia.

- Do naszego stolika szybko podeszła kelnerka, zamówiłam kawę latte – opowiada Marysia. – Czas płynął miło, Olek dużo mówił o sobie. Okazał się bardzo zorganizowanym mężczyzną, miał już konkretne plany na przyszłość. Dawał do zrozumienia, że teraz szuka odpowiedniej partnerki. Nie interesowały go dziewczyny, skupione tylko na wyglądzie, szukał kobiety, która jest aktywna zawodowo i byłaby wsparciem, a nie dekoracją. Chciał w życiu do czegoś dojść. To było to, ja też tak chciałam.

Siedzieli przy kawie dwie godziny, zamówili jeszcze po koktajlu. Dobrze im się wspólnie rozmawiało, a właściwie Marysia była zachwycona Olkiem. Wydawał jej się bardzo twardo stąpającym po ziemi facetem, żadne ciepłe kluchy, czy rozrywkowy chłopczyk. W końcu przyszło do płacenia rachunku.

 

 

Oszczędny do bólu

 

 

- Znowu podeszła kelnerka i dała nam wspólny rachunek – mówi kobieta. – Mimo, że to Olek zaprosił mnie na kawę, zaproponowałam że płacimy rachunek „pół na pół”. Olek nie oponował, a nawet przyjął moją propozycję z aprobatą. Ponieważ kwota nie była okrągła, zapłaciłam za siebie banknotem i nie poprosiłam o resztę, ale on wysupłał równą kwotę. Nie zostawił napiwku. Pomyślałam, ok, oszczędny gość.

Para umówiła się na kolejne spotkanie. Rzeczywiście, tak jak Marysia myślała, Olek był bardzo gospodarnym mężczyzną. W trakcie ich rozwijającej się znajomości, dowiedziała się, że tak jak ona, Olek odkłada na większe mieszkanie. Lokował pieniądze w akcje i fundusze. Myślał już o czasach emerytalnych. Wszystko miał wyliczone i rozpracowane na etapy.

- To była dla mnie duża nowość, bo dotychczas mężczyźni, z którymi się umawiałam żyli raczej chwilą, a o przyszłości mówili „jakoś to będzie” – przyznaje kobieta. – Ponieważ Olek podkreślał, jak bardzo nie lubi kobiet, które szukają bogatych partnerów, bo zależy im tylko na kasie, robiłam wszystko, by tak o mnie nie myślał. Zawsze, gdy gdzieś wychodziliśmy płaciłam za siebie. Nawet gdy razem jechaliśmy gdzieś na weekend, to dokładałam się do benzyny.

Z czasem Marysia dowiedziała się skąd taka nadzwyczaj oszczędna postawa u Olka. Okazało się, że gdy jej partner był małym chłopcem, ojciec go porzucił. Nie płacił alimentów, ani nie interesował się, czy dziecko ma co jeść, albo co na siebie założyć. Olek przez lata żył w biedzie. Matka robiła co mogła, ale ponieważ nie była zaradną kobietą, nie miała dobrego zawodu, mógł tylko marzyć, że kiedyś, jak dorośnie, będzie bogaty. Dlatego odkąd stał się nastolatkiem zaczął dorabiać i uczyć się. Najpierw były to małe kwoty, a potem dzięki swojemu wysiłkowi i zdolnościom, zarabiał coraz więcej i realizował swój plan na życie w dostatku.

- Gdy mi to opowiedział, byłam wzruszona – mówi Marysia. – Ja też nie pochodzę z zamożnej rodziny, ale przynajmniej mój tato jest wartościowym człowiekiem i nasza rodzina się kocha. Współczułam Olkowi, że ma takiego beznadziejnego ojca i musi liczyć tylko na siebie. Zakochiwałam się w tym silnym mężczyźnie.

 

 

Razem, ale na jej koszt

 

 

Po kilku miesiącach randkowania, podczas wieczoru w pizzerii, Olek zaproponował Marysi, by się do niego przeprowadziła. Po co miała tyle płacić za kawalerkę, gdy mogli razem obniżyć koszty utrzymania.

- To mi się wydawało bardzo rozsądne – twierdzi kobieta. – Związek robił się poważny, uznałam że to naturalny krok, do przyszłego małżeństwa. Oczywiście się zgodziłam. Sama zaproponowałam, że będę płaciła czynsz i media po połowie. Tak samo jedzenie i chemię. Ale tutaj Olek stwierdził, że on bardzo często jada na „mieście” albo w pracy, więc sam o siebie zadba. W razie czego coś sobie kupi. Tak samo z chemią, mieliśmy rozliczać się na bieżąco.

Dla Marysi było to trochę dziwne, w weekendy przecież nie zawsze bywał „na mieście” albo w pracy, ale nie robiła z tego problemu. Cieszyła się, że będą mieszkać razem.

- Na samym początku było fajnie – opowiada. – Ale szybko zrobiło się niezręcznie. Ja lubię mieć pod ręką jakieś zapasy jedzenia. Zresztą zakupy robię raz lub dwa w tygodniu, bo nie mam czasu biegać po sklepach. Oszczędzam na kupowaniu gotowych kanapek, czy obiadów, bo wolę odkładać. Bez problemu mogę sobie sama coś ugotować. To samo z kosmetykami czy proszkiem do prania, trzeba mieć mały zapas, a nie kupować jak nagle zabraknie.

Rozczarowanie zaczęło się niewinnie. Olek wracał z pracy, bez zakupów, bo zapomniał, czy nie miał siły i pytał czy może pożyczyć chleb, jajka, albo wędlinę. Miał odkupić na drugi dzień. Faktycznie kupił, ale najtańszy chleb, albo parówki zamiast kiełbasy szynkowej. Potem już nawet nie pytał, tylko wyjadał i coraz częściej jakoś tak się działo, że nie odkupował nawet tych najtańszych parówek.

Marysia jakoś to znosiła, sądziła że może tak dużo pracuje i zwyczajnie zapomina. Inwestowała w związek. Jednak gdy przyszło do regulowania rachunków za miesiąc wspólnego mieszkania, był bardzo skrupulatny, a nawet zażądał od niej oddania pieniędzy za benzynę, gdy jadąc trzy razy do kontrahenta, podrzucił ją po drodze do pracy.

- Zrobiło mi się przykro, poczułam się wykorzystywana – mówi Marysia. – Postanowiłam nie robić na wyrost zakupów jedzeniowych, ani nie gotować sobie obiadów na kilka dni, które on wyjadał. Chciałam zobaczyć czy do niego dotrze, że zachowuje się nie fair. No i się zaczęło.

 

 

Mój dom, moje zasady

 

 

Pewnego dnia Olek jak zwykle wrócił późno z pracy i od razu skierował kroki do kuchni. Nie znalazł nigdzie garnka z zupą, zaczął przeglądać lodówkę, a ta też świeciła pustkami. Było tylko mleko sojowe, słoik dżemu i musztarda.

- Przyszedł do mnie do pokoju i z pretensją zapytał, dlaczego nie kupiłam żadnego jedzenia – wspomina Marysia. – No tu mu powiedziałam, że też chyba zacznę jadać na mieście i w pracy, bo to w sumie wygoda. Obraził się. Trzasnął drzwiami i zaszył się w swoim pokoiku z komputerem. Tej nocy nie spaliśmy razem.

Na drugi dzień Olek wrócił wcześniej i rzucił na stół w kuchni zakupy. Poszedł do łazienki i zobaczył przepełniony kosz na brudne ubrania. Marysia na widoku postawiła dwa puste opakowania po proszkach do prania. Tego było dla Olka za dużo.

- Wpadł wkurzony do pokoju i opryskliwie zapytał, czy ja przypadkiem nie przesadzam – mówi. – Zapytał, czy ja sobie wyobrażam, że będę go rozliczała za każde ziarnko cukru? Skoro u niego mieszkam powinnam coś wnieść do tego domu, a nie tylko korzystać. Tym bardziej, że wiem o jego planach kupienia większego mieszkania, powinnam to docenić i go szanować. Przyznam, że mnie zamurowało. Przecież on rozliczał mnie za każdą kroplę benzyny, od miesięcy mnie objadał i korzystał ze wszystkiego co kupowałam do łazienki i kuchni. Mało tego, ja od początku robiłam nam pranie. On czasami odkurzył mieszkanie lub wyrzucił śmieci. I ja okazywałam się pasożytem?

Tej nocy para także nie spędziła razem. W sobotę rano Olek wyszedł z mieszkania, nawet nie powiedział gdzie i kiedy wróci. Marysia przełknęła łzy, postanowiła zrobić kolację i na spokojnie porozmawiać, aby wyjaśnić narosłe nieporozumienia. Ustalić na nowo zasady.

- Chciałam się dogadać, przypomnieć, że inaczej ustaliliśmy – mówi. – Olek wrócił późno i był podpity. Nasza rozmowa nie wypadła dobrze. Był nadal obrażony, uważał że jestem kolejną poszukiwaczką nadzianego faceta. Jego zdaniem, nie doceniłam go. Spokojnie przypominałam o naszej umowie, że miało być po równo. Przecież ja też odkładam na mieszkanie. Niestety wyśmiał mnie, oświadczył że zrobił mi łaskę. Przygarnął, więc liczył na większą wdzięczność i zaangażowanie, a nie na takie skąpstwo i życie z jędzą. Nie chciał, abym dalej go wykorzystywała. Przeraziłam się, ja nie miałam dokąd iść. O tej porze roku na rynku nie było atrakcyjnych mieszkań do wynajęcia. Skończyło się na błaganiu go, aby mnie nie wyrzucał na ulicę.

Olek w końcu zgodził się aby Marysia została w malutkim pokoju. Dziewczyna miała dodatkowo płacić za wynajem tego pomieszczenia, jak za kawalerkę. No bo przecież korzystała z kuchni i łazienki.

- Pół roku temu wreszcie się wyniosłam, koleżanka z pracy szukała współlokatorki. Odetchnęłam z ulgą – mówi Marysia. – Ale dziś uważam, że wspólne zamieszkanie przed ślubem jest bezcennym doświadczeniem. Nie wiem, dlaczego nie dostrzegłam wcześniejszych sygnałów, że ten mężczyzna to totalny egoista i pasożyt. I pomyśleć, że ja chciałam za niego wyjść za mąż, urodzić mu dziecko. Przecież gdybym z nim nie pomieszkała i go nie poznała, jaki jest na co dzień, to zniszczyłabym sobie życie. Bycie z takim skąpiradłem to byłby jakiś koszmar.

 

 

Tagi:

toksyczny związek ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót