Przerwane dzieciństwo
Katarzyna Domeracka była kochanym dzieckiem. Urodziła się 23 czerwca 1983 roku, miała jeszcze młodszego brata. Rodzina mieszkała w warszawskiej Białołęce. Dzieciństwo dziewczynki było bardzo szczęśliwe, szczególnie mocno związała się ze swoim ojcem. Niestety, gdy Kasia miała 10 lat, zdarzyła się wielka tragedia, tata zginął w wypadku samochodowym. Matka z dwójką małych jeszcze dzieci, musiała podołać nowym wyzwaniom. Zapewnić normalne życie i utrzymanie rodzinie. W dodatku Kasia, dla której ojciec był wtedy całym światem, przeżyła głęboką traumę, nigdy nie pogodziła się z jego śmiercią. Wkrótce mama dziewczynki związała się z nowym mężczyzną i wyszła za niego za mąż. Dla dorastającej dziewczynki ten substytut „nowego taty” był nie do zaakceptowania. Nie dogadywała się z ojczymem. Wolała przebywać w towarzystwie swoich dziadków, którzy mieszkali na Mokotowie i chętnie wspierali swoją wnuczkę. Dziewczynka czasami u nich nocowała, u dziadków czuła się kochana i bezpieczna. W szkole Kasia dobrze sobie radziła, była lubiana przez rówieśników, twierdzili że często się uśmiechała, wydawała się radosna. Powoli dziewczynka wchodziła w etap dojrzewania, stawała młodziutką, piękną nastolatką.
Ale nie tylko dziadkowie pomagali dorastającej dziewczynce. Zainteresował się nią były przyjaciel jej zmarłego ojca, który szybko wkradł się w łaski małej dziewczynki. Miał ułatwioną sytuację, ponieważ mieszkał tuż obok. Rozpieszczał Kasię, a ona szybko zaczęła go nazywać „wujkiem” i traktować jak bliskiego krewnego. Tym mężczyzną był znany i bardzo zamożny warszawski adwokat Jan W. Oczywiście przyjaciel zmarłego męża służył również wsparciem i pomocą wdowie, szczególnie tuż po jego śmierci. Dlatego kobieta była mu bardzo wdzięczna i nie widziała nic złego w tym, że czasami, a z biegiem czasu coraz częściej, zajmuje się jej córką. Dziecko miało substytut taty, w jego towarzystwie wydawało się bezpieczne. Adwokat kupował dziewczynce wiele prezentów, na które nie nie było stać jej matki. Lata płynęły, Kasia dostała się do liceum. Coraz częściej bywała u dziadków, bo stamtąd miała bliżej do swojej szkoły. Rodzina ustaliła, że gdy skończy 17 lat na stałe zamieszka u nich na Mokotowie. Urodziwa nastolatka miała swojego chłopaka, kilka lat starszego Łukasza. Był akceptowany przez jej bliskich. Wszystko wydawało się dobrze układać, aż do 9 maja 2000 roku.
Jak kamień w wodę
Tego dnia Kasia nocowała u dziadków, umówiła się ze znajomymi na wieczorne ognisko nad Zalewem Zegrzyńskim. Jak opowiadała babcia dziewczyny, widziała że wnuczka szykowała kanapki i chowała je do plecaka. Z imprezy miała wrócić o godzinie 22.00. Ponoć była słowna i nie znikała bez powiadomienia rodziny. Jednak tym razem dziewczyna nie wróciła na noc. Dziadkowie pomyśleli, że Kasia pojechała do mamy i tam nocuje. Niestety, rano dowiedzieli się, że Kasia nie dotarła do mieszkania w Białołęce. Zaniepokojeni dziadkowie powiadomili policję. Funkcjonariusze rozpoczęli poszukiwania nieletniej. Dotarli do koleżanki i kolegi, z którymi Kasia była na ognisku. Młodzi ludzie zeznali, że spędzali razem miło czas na plaży, w pewnym momencie dziewczyna dostała SMS-a. Powiedziała tylko, że musi iść, prosiła aby się nie martwili, jak wróci do domu. Miała bez problemu dotrzeć do rodziny. Ale nie powiedziała znajomym z kim zamierza się spotkać i co było w wiadomości tekstowej.
Niestety, dziewczyny nadal nigdzie nie było, nikt jej później już nie widział. Przepadła. Ruszyło śledztwo, po przesłuchaniu rodziny pierwsze podejrzenie padło na nielubianego przez Kasię ojczyma. Został dokładnie sprawdzony, ale nie budził żadnych podejrzeń. Policja jako kolejnego podejrzanego wytypowała chłopaka Kasi, Łukasza. Młody mężczyzna wydawał się nieszczery w swoich zeznaniach. Dziwnie się zachowywał, uciekał wzrokiem, był niespokojny, dla wytrawnych śledczych było jasne, że coś ukrywa. Gdy go przycisnęli, wyznał, że ma pamiętnik Kasi. No i wtedy wybuchła bomba.
Dobry wujek
Śledczy rozpoczęli analizę pamiętnika zaginionej nastolatki, to co opisywała Kasia poraziło ich. Okazało się, że dziecko prowadziło podwójne życie. Było od lat wykorzystywane seksualnie przez „dobrego wujka” adwokata. Pamiętnik zawierał porażające fakty. Na początku tej relacji dorosły, około 40 letni mężczyzna, zdobył zaufanie 10 letniej dziewczynki. Opiekował się nią, wysłuchiwał jej problemów, kupował, co tylko chciała. Gdy miała już 12 lat była uzależniona od niego emocjonalnie, manipulował nią i posuwał się coraz dalej. Później przesłuchiwana jedna z koleżanek ze szkoły podstawowej tak miała opisywać to co słyszała od zaginionej: "Kasia miała 12-13 lat, na przełomie 5-6 klasy, powiedziała, że jest w jej życiu taki pan, który czasem zastępuje jej ojca. Zabiera ją na lody; mówiła, że jest do niego przywiązana, że go kocha. (...) Gdy byłyśmy w 7. klasie, to powiedziała, że się całują. A w wakacje po klasie 7. napisała liścik, że w swoje urodziny współżyła z nim".
Swoje zeznania złożył również chłopak Kasi, Łukasz który, przyznał że dziewczyna prosiła go o pomoc w wyrwaniu się z bardzo toksycznej relacji ze starszym mężczyzną. Nie radziła sobie ze swoimi uczuciami, była zwyczajnie zbyt młoda na romans z wyrachowanym mężczyzną wieku jej ojca.
Policja uznała, że podejrzanym numer jeden stał się wówczas 43-letni Jan W. znany, szanowany i bardzo ustosunkowany warszawski adwokat, który miał także żonę i dzieci. Było wiadomo, że teraz sprawa stanie się dużo bardziej skomplikowana.
Drugie dno
Wkrótce detektywi dotarli do kolejnego pamiętnika Kasi. Ten bardziej dramatyczny egzemplarz dziewczyna ukryła u swojej przyjaciółki. Z jej zapisków śledczy dowiedzieli się szokujących faktów. Nastolatka ze szczegółami podawała daty, nazwy hoteli i opisy seksu jaki uprawiała z adwokatem. Policjanci dowiedzieli się, że mecenas założył Kasi konto w banku, pod imieniem „Łukasz” aby w razie wykrycia „romansu” zmylić tropy i skierować podejrzenie na innego mężczyznę. Co miesiąc przelewał nastolatce 300 złotych. W tamtych latach to była dość duża kwota dla dziecka. Adwokat wynajął garsonierę, by swobodnie móc uprawiać seks z nieletnią. W pamiętniku dziewczyna szczerze opisywała także swoje wewnętrzne uwikłanie w tę chorą relację.
Z czasem zaczęła zdawać sobie sprawę, że dla tego dorosłego mężczyzny jest tylko zabawką erotyczną. Nic do niej nie czuł, uprawiał z nią tylko sekretny seks. Pisała, jak nie potrafi się z tego związku uwolnić. Dziewczyna próbowała wymusić na adwokacie porzucenie rodziny i wybranie jej. Chciała, aby poświęcał jej więcej czasu, okazał jej uczucie, ale on tylko się nią zabawiał. Rozgoryczona miała wydzwaniać do jego domu, nękać żonę, wysyłała jej listy, w których rzekomo demaskowała to, co robi z nią jej mąż. Chciała go szantażować, sześć dni przed zniknięciem postawiła ultimatum, miał zerwać z żoną do 15 maja. Jeśli nie, to Kasia „weźmie sprawy w swoje ręce”. Mogła mu realnie zaszkodzić, ujawniając że od lat uprawia seks z nieletnią. Straciłby wszystko, na co pracował. Adwokat, jak opisywała, stawał się coraz bardziej agresywny. Miał ją nawet uderzyć.
Policja w końcu miała motyw i osobiste wyznania zaginionej dziewczyny. Jan W. został zatrzymany. Zaczęto szukać twardych dowodów jego winy.
Dziwne zbiegi okoliczności
Wtedy okazało się, że kilka dni po zaginięciu nastolatki, samochód mecenasa został gruntownie wyczyszczony, a tapicerka uprana. Ale przecież to nie jest zabronione. Owszem, znaleziono włos Kasi, lecz to nie mógł być żaden dowód, przecież jako „przyjaciel” rodziny często podwoził gdzieś Kasię, argumentował prawnik. Policjanci znaleźli ślad substancji przypominający krew na podeszwie buta trekkingowego adwokata. Mężczyzna był tym zaskoczony, szybko jednak zapewnił, że to była krew sarny. Lecz adwokat nie był myśliwym. Detektywi byli pewni, że mają w końcu mocny dowód winy. Niestety, jakimś cudem ten najważniejszy dowód w sprawie zaginął podczas transportu do laboratorium w Gdańsku (było jedyną taką specjalistyczną placówką w Polsce). Więc nawet jeśli była to krew Kasi, nigdy to nie zostało ustalone. Winny zniknięcia kluczowego buta, również nigdy nie został ujęty. W takiej sytuacji zatrzymany warszawski adwokat Jan W. musiał zostać zwolniony z aresztu. Śledczy nie byli w stanie postawić mu żadnych poważnych zarzutów. Prawnik nie przyznał się, że mógł być w jakikolwiek sposób powiązany z zaginięciem Katarzyny Domerackiej. Mało tego, zaprzeczył jakoby kiedykolwiek utrzymywał kontakty seksualne z nastolatką. Twierdził, że traktował dziecko po ojcowsku, wyłącznie jako córkę przyjaciela. Zeznał, że w dzień zaginięcia Kasi jej nie widział, przebywał w sądzie albo w swojej kancelarii. Jego wspólnik z kancelarii odmówił składania zeznań, został pełnomocnikiem podejrzanego. Przedstawiono billingi telefoniczne, z których jasno wynikało, że mężczyzna miał stały kontakt z nastolatką, w dzień jej zaginięcia i co bardzo dziwne następnego dnia - 10 maja. Podejrzany stwierdził, że często się go radziła w codziennych problemach, nic więcej nie wiedział. Funkcjonariusze odwiedzili podane w pamiętnikach dziewczyny hotele, pisała prawdę. Odnaleźli podpisy adwokata w hotelowych księgach meldunkowych. Pracownicy potwierdzili, że bywał tam z dziewczyną podobną do zaginionej. To jednak nie wystarczyło.
Śledczy byli bezsilni, nie mieli mocnych dowodów, by pociągnąć do odpowiedzialności typowanego sprawcę. Detektywi chwytali się różnych metod, nawet udali się do znanej wróżki. Pokazali kobiecie plik różnych zdjęć dziewczyn, wyciągnęła fotografię Kasi i powiedziała, co jej zdaniem zaszło. Była pewna, że Kasia nie żyje, bo zabił ją kochanek. To było morderstwo w afekcie, nastolatka tak zdenerwowała mężczyznę, że ją uderzył, ona upadła, a on zaczął ją kopać. Na śmierć. To dlatego miał krew na tym zaginionym bucie. Tylko to mogło go obciążyć. Chyba, że jakimś cudem, jeśli Kasia nie żyje, znajdzie się jej ciało. Matka Kasi nie udziela w tej sprawie wywiadów, nie ma na to już siły i nie widzi sensu by wracać do tej tragedii, jej zdaniem to nic nie zmieni. Jedynie co powiedziała mediom: „przecież wiadomo, kto to zrobił”.
Dzisiaj Katarzyna Domeracka miałaby 42 lata. Dziewczyna miała niebieskie oczy, w dniu zaginięcia miała 157 cm wzrostu, rozjaśniane, długie włosy. Czy tajemnica jej zniknięcia kiedyś zostanie rozwikłana? Być może znajdzie się jakiś świadek? Kasia nadal figuruje w rejestrach jakomosoba zginiona.
Ktokolwiek widział zaginioną lub ma jakiekolwiek informacje o jej losie, proszony jest o kontakt z Fundacją ITAKA – Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych pod numerem: 116 000. Można również napisać w tej sprawie do ITAKI: itaka@zaginieni.pl.
Źródła:
https://zaginieni.pl/sprawa-katarzyny-domerackiej/
https://crime.com.pl/katarzyna-domeracka-i-sprawa-z-adwokatem/
https://www.youtube.com/watch?v=xWl86BiBEHU
https://www.youtube.com/watch?v=nRbkiB0uV1Y
https://www.fakt.pl/wydarzenia/warszawa-zaginiecie-katarzyny-domerackiej-co-stalo-sie-z-17-latka/zfbxtpk
https://audioteka.com/pl/audiobook/twoja-misia-straszny-final-romansu-nastolatki-z-adwokatem/
https://zaginieni.policja.gov.pl/zag/form/r5530698824,DOMERACKA-KATARZYNA.html
https://www.facebook.com/sladamizaginiec/posts/gdzie-jeste%C5%9B-kasiukatarzyna-domeracka-przysz%C5%82a-na-%C5%9Bwiat-23-czerwca-1983-roku-by%C5%82/1380414746786797/
https://www.onet.pl/informacje/umbradetektywipl/od-20-lat-bez-sladu-zaginiecie-katarzyny-domerackiej/dqleq94,30bc1058
https://niewyjasnione-zaginiecia.pl/katarzyna-domeracka/