Partner: Logo KobietaXL.pl

Piotr podkreśla, że zanim ktoś siądzie na stałe za kółkiem, jego wyobrażenia o tej pracy są kompletnie inne. Rzeczywistość natomiast to samotne godziny spędzane za kierownicą, nerwy, brak jakichkolwiek luksusów, ciężka codzienna harówka, z dala od domu i bliskich.

 

- Stres, nerwy, odpowiedzialność. To trzeba pokochać, inaczej się nie da. Jest też w tym jakaś magia, która powoduje, że trudno się z kółkiem rozstać. Czasami zastanawiamy się z kolegami, dlaczego dalej to robimy? - mówi Piotr.

 

Brudni, śmierdzący i klną

 

Taki jest stereotyp kierowcy i Piotr mówi, że trudno się temu dziwić. Jeśli ktoś nie wie, jak żyje się na długiej trasie, trudno mu zrozumieć, że kierowca nie zawsze będzie pachniał czystością. Wbrew obiegowej opinii, nie na wszystkich stacjach czy parkingach są prysznice dla kierowców, część z nich jest w takim stanie, że odechciewa się kąpieli.

 

- Starsi kierowcy dalej wożą w samochodach miednice, myją się w nich w kabinie, o ile to można nazwać myciem. Ja wożę wilgotne chusteczki. Nie zawsze jest czas i miejsce na kąpiel. Po dwóch dniach bez porządnego prysznica zaczyna się śmierdzieć. Bo mycie chusteczkami to taka namiastka mycia – mówi Piotr.

 

Najlepiej są traktowani na Litwie i na Łotwie, zachodnia Europa nie kocha kierowców z Polski.

 

- Być może z tego powodu, że stanowimy konkurencję dla ich przewoźników, wygrywamy, bo jesteśmy w stosunku do tamtejszych kierowców kiepsko opłacani. Ale to, że nas nie kochają, widać na każdym kroku – mówi Piotr.

 

Może dużo opowiadać o tym, jak życie się im uprzykrza. Są zakłady pracy, na teren których kierowca może wjechać, po zdaniu egzaminu z tamtejszego BHP. Ogląda się obowiązujące zasady na komputerze, potem trzeba odpowiedzieć na przykład na 30 pytań. Kiedyś testy były po polsku, dziś tylko w miejscowym języku, albo po angielsku.

 

- Zdarza się, że odmawia nam się załadunku, bo „kierowca jest niekomunikatywny”. Zadaje nam się podchwytliwe pytania po angielsku, ale czy kierowca musi znać perfect angielski? Mamy list przewozowy, inne dokumenty i to powinno wystarczyć, ale robi nam się takie złośliwości – mówi Piotr.

 

Stres narasta, telefony do spedycji, czas leci. Są w ciągłym niedoczasie. Kiedy załadunek się przeciąga, na tachografie nastawiają – odpoczynek. Czasami czeka się 8, 9 godzin na towar. Gdyby zgodnie z prawdą, podali, że są w pracy, nie mogliby potem przejechać ani kilometra.

 

- Pracodawcom to na rękę, my wsiadamy do samochodu wykończeni. W wielu zakładach nie ma dla nas łazienki, prysznica, miejsca, w którym kierowca mógłby chwilę wypocząć. To też pokazuje stosunek do nas i naszej pracy, jesteśmy tam nikim, trudno wtedy nie kląć – mówi Piotr.

 

 

Życie zgodnie z tachografem

 

Tachograf rejestruje każdy ruch, wyznacza życie każdego kierowcy. Mogą jechać 9 godzin, dwa razy w tygodniu nawet 13 lub 15 godzin. Pracodawcy, spedytorzy bardzo chętnie wykorzystują te prawne możliwości. Kierowca w jednym dniu pracuje więc jakby na dwa etaty, ale nikogo nie obchodzi, czy jest zmęczony, czy daje radę.

 

- Żyjemy zgodnie z tachografem, on reguluje kiedy stajemy, kiedy możemy ruszyć w trasę. Staramy się przestrzegać zasad, bo niestety, mandaty w razie kontroli są wysokie. Ale i tak nie zmienia to faktu, że jest to bardzo wyczerpująca praca – mówi Piotr.

 

Przepisy ciągle się zmieniają, aby kierowcy faktycznie mogli wypocząć. Znana była historia kierowców z Rumunii czy Bułgarii, którzy w szoferkach spędzali po pół roku non stop. Piotr pracuje w systemie – dwa tygodnie w trasie, jeden tydzień w domu. Jeździ po całej Europie.

 

Halo, jestem w Paryżu

 

Marzenia o zwiedzaniu, poznawaniu Europy można sobie między bajki włożyć. Piotr może napisać na Facebooku, że jest właśnie w Paryżu czy w Rzymie, w praktyce oznacza to tylko tyle, że jest na obwodnicy tego miasta i wie, że ono gdzieś tam jest za ekranami dźwiękoszczelnymi, zamontowanymi na autostradzie. Nie da się zjechać i wjechać do centrum, bo nikt tam nie wpuszcza ciężarówek. Poza tym i tak nie byłoby gdzie zaparkować ważącego często z załadunkiem 40 ton samochodu.

 

- Kiedy zjeżdżamy parking na przymusowy postój na weekend, jesteśmy jak w więzieniu. Parkingi są daleko od miasta, często oprócz łazienek, nie ma na nich niczego, w dodatku są zamykane na kłódkę – opowiada Piotr.

 

Dwa dni siedzi się przy swojej ciężarówce. Można pochodzić wokół niej. Niektórzy kierowcy ze sobą gadają, ale wielu zamyka się w kabinach, opowiada Piotr. Pichcą coś do jedzenia na kuchenkach, które ze sobą wożą. Każdy ma butle gazową i większość jakieś weki z domu. Niektórzy piją w soboty, potem w niedziele trzeźwieją. Większość kierowców ma nadwagę, mają za mało ruchu.

 

Piotrowi udało się jednak kilka miast zobaczyć. Żeby zwiedzić Mediolan, musiał przeskoczyć ogrodzenie i szedł 6 kilometrów pieszo do stacji metra.

 

- Ale ten czas na parkingu bardzo przygnębia. Tęskni się za domem, nie ma co ze sobą zrobić. Ile można gadać czy coś oglądać? Popada się w taki marazm, co z tego, że jestem we Włoszech czy w Hiszpanii, jak widzę tylko pole, od którego oddziela mnie drut? - mówi Piotr.

 

Jesteśmy jak psy

 

Śpią w kabinach, jedzą nieregularnie, najczęściej żywność zabraną z domu, z Polski. Większość z nich ma najniższą krajową, zarabiają na dietach, które teoretycznie są po to, by utrzymali się za nie na wyjeździe. Ale te diety to ich główny zarobek, dlatego raczej nie chodzą do drogich restauracji.

 

- Zależy ile i w jakim systemie się jeździ, ale kierowca tira może zarobić od 6 tysięcy do 10 tysięcy złotych miesięcznie, powiedzmy, że średnio 7 – 8 tysięcy złotych. Mnie też skusiły zarobki i miłość do motoryzacji. Ale czasami zastanawiam się, czy nie rzucić tego w cholerę i nie znaleźć stacjonarnej pracy – mówi Piotr.

 

Z drugiej strony jednak podkreśla, że jest w tym zawodzie jakaś magia. Kiedy zjeżdżają do domu, są jak marynarze na lądzie, ciągnie w trasę. I choć może się wydawać, że ta jazda na autostradzie to tylko monotonia, Piotr mówi, że każdy kilometr nawet tej drogi, którą jechało się tysiąc razy, jest za każdym razem inny. Inaczej padają promienie słońca, zmieniają się pory roku, zmienia się krajobraz.

 

- Ja dziś widziałem taki wschód słońca, jakiego nie widziałem jeszcze nigdy w życiu. I to jest to, dlaczego też kochamy jeździć. Czasami myślę, że to rodzaj choroby – opowiada Piotr.

 

Ale zaraz dodaje, że po latach za kółkiem psyche jednak siada, pojawia się depresja. Samotność bywa bardzo dołująca, do tego dołącza się klaustrofobia. Godzinami są zamknięci na małej przestrzeni, skazani na siebie, na swój refleks. Chwila nieuwagi może skończyć się tragedią. Do tego dochodzi presja czasowa, wymagania spedytorów, pracodawców. I ciężkie warunki w trasie, o których opowiadał.

 

- Ale jeździmy mimo to, choć może czasami trudno to zrozumieć. Z drugiej strony, jest takie powiedzonko, że jesteśmy jak psy – śpimy w budzie, jemy z miski i sikamy na koła. I coś w tym jest... – kończy swoją opowieść Piotr.

 

Magdalena Gorostiza

Tagi:

życie ,  kierowca ,  społeczeństwo , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót