Partner: Logo KobietaXL.pl

Marta miała wtedy 35 lat. Męża, dom, trójkę dzieci. On lekarz robiący specjalizację, ona pięła się po szczeblach bankowej kariery.

- Miała być parka, urodziły się bliźniaki, zamiast wyczekiwanej córeczki, dwaj chłopcy. Starszy syn miał wtedy siedem lat, maluchy pięć. Kołowrót, życie bez chwili wytchnienia, zresztą sama nie wiem, czy to można nazwać życiem – mówi Marta.

Mąż na dyżurach, po pracy w przychodniach, po nocach zakuwał do kolejnej specjalizacji. Obydwoje zmęczeni, wykończeni, czasami pełni rożnych pretensji. Ona, że on nie poświęca czasu dzieciom, on, że ona nie rozumie jego sytuacji. Marta nie ma z tego okresu najlepszych wspomnień. Starszego syna ze szkoły odbierała teściowa, Marta leciała po bliźniaki do przedszkola, pod drodze odbierała syna od teściowej, wracała koło godziny 17 do domu i nie wiedziała, w co ma ręce włożyć.

- Dobrze, że obiadów nie musiałam gotować, ja żywiłam się w barku, mąż w szpitalu, dzieci w przedszkolu i u teściowej – wspomina Marta.

Ale i tak było co robić, pranie, sprzątanie, kąpiel, kolacja. Potem wracał zmęczony mąż, nie mieli czasu ani siły na romantyczne wieczory, kolacje przy świecach, dbanie o swój związek.

- Nie byliśmy i nie jesteśmy złym małżeństwem. To był taki etap w naszym życiu, że każde miało wszystkiego dosyć – mówi Marta.

 

Centrala banku organizowała szkolenie w ośrodku nad jeziorem, od czwartku po południu do niedzieli, z oddziału wytypowano Martę. Cieszyła się na ten wyjazd, wolała nawet nudne wykłady, byleby tylko na kilka dni się oderwać od kieratu. Dzieci zostały pod opieką teściowej, Marta spakowała małą torbę podróżną i wsiadła w samochód.

 

- Moja teściowa była złotą kobietą, naprawdę pomagała nam zawsze jak mogła. Moi rodzice mieszkali daleko, tylko na nią mogłam zawsze liczyć – uśmiecha si do swoich wspomnień Marta.

 

Na miejsce dojechała koło godziny 16. Poszła się zarejestrować.

- W recepcji siedział młody blondyn o intensywnie niebieskich oczach. Przeczytałam na plakietce, że ma na imię Maciek. Zmierzył mnie wzrokiem, lekko się uśmiechnął, a mnie dosłownie serce zamarło. Poczułam się nagle jak nastolatka – opowiada Marta.

 

Kiedy podawał jej plakietkę z wypisanym imieniem, delikatnie musnął rękę Marty. Ona mówi, że nigdy nie zapomni tego dotyku. Dosłownie przeszły ją dreszcze. Poszła do swojego pokoju, rozpakowała rzeczy i wyszła na plażę nad jezioro. Po raz pierwszy od siedmiu lat mogła nie mieć oczu wokół głowy, a zamknąć je i delektować się spokojem.

- Uczucie nie do opisania, żadnych krzyków, wołania „mama, mama”. Mogłam leżeć i nic nie robić, zwyczajnie bajka – mówi Marta.

 

Wieczorem było integracyjne ognisko. Lato w pełni, gitara, śpiewy.

- To był lipiec jak teraz, a ja czułam się jak w czasach studenckich. Luz, trochę alkoholu, stałam się kompletnie inną osobą. Zniknęła przygarbiona Matka Polka, odzyskałam swoją kobiecość. Jak to niewiele potrzeba do szczęścia – śmieje się Marta.

 

Maćka na ognisku nie było,zjawił się dość późno. Siadł po przeciwnej stronie Marty i wpatrywał się w nią intensywnie. A ona? Ona czuła się jakby ktoś lat jej nagle ujął, motyle latały po brzuchu, miała wrażenie, że nagle znowu stała się piękna.

 

Następnego dnia trudno jej było się skupić na nudnych wykładach. Wieczorem była dyskoteka. Szła na nią jak nastolatka, pełna nadziei na niezwykły wieczór. Maciek pojawił się też z opóźnieniem, nie tańczył, siedział przy stole i sączył drinka. Kiedy jednak poleciał kawałek Bee Geesów, „How deep is your love”, poprosił Martę do tańca.

 

- Normalnie nogi się pode mną ugięły, nie potrafię opisać tego uczucia. Stateczna mężatka, matka trójki dzieci, odpowiedzialna pracownica banku na odpowiedzialnym stanowisku. A tu, jakby nic innego nie istniało. Tylko ja i on i ta piosenka – wspomina Marta.

 

Pamięta jego dotyk, pamięta jego ciało, pamięta ten taniec i nie zapomni go do końca życia. W nocy Maciek przyszedł do jej pokoju. Nie oponowała, teraz wie, że to była jedna z piękniejszych nocy w jej życiu.

 

- Obce, muskularne ciało, żadnych planów życiowych, żadnych rozczarowań, żadnych zobowiązań. Ten seks był taki pierwotny, trochę szalony, trochę dziki. Nigdy później nie miałam takich doznań – mówi Marta.

 

Rano poszli do jeziora, popłynęli w milczeniu na sąsiednią opustoszałą plażę. Znowu był seks i Marta mówi, że było jej nawet wszystko jedno, czy ktoś ją z Mackiem tam zobaczy.

 

- Mój mąż był ciągle zmęczony, jego ciało już czuło skutki jego trybu życia. Nigdy nie był pięknie zbudowany. A Maciek, Maciek był jak młody bóg, nie mogłam rąk od niego oderwać – wspomina Marta.

 

I choć miała momentami przebłyski, że przecież robi źle, że zdradza męża, to co w niej zapłonęło było silniejsze od rozsądku.

- Wiedzieliśmy obydwoje, że to jest tylko ta chwila, że potem nie będzie telefonów ani spotkań, że każde pójdzie swoją drogą. Że to się nie powtórzy nigdy więcej. Był wtedy we mnie wtedy również taki smutek, żal, tęsknota jakaś ogromna. Myślenie, że może trzeba było inaczej układać sobie życie, że ten kierat mnie zabija. Ale jednego, czego chciałam, to wykorzystać ten moment do końca – mówi Marta.

 

Kolejna noc spędzona z Maćkiem, ciało już bardziej znajome i oczywiste. On wyjechał w niedzielę rano, nie było żadnych romantycznych rozstań, ona została jeszcze w ośrodku.

Po wykładach znów poszła nad jezioro.

- Popłynęłam daleko, jakbym chciała zmyć z siebie jego dłonie, jego pocałunki, jakby woda miała mieć moc oczyszczającą. Ale każda komórka mojego ciała już tęskniła za jego dotykiem. Ta kąpiel też była magicznym przeżyciem – mówi Marta.

 

Do domu wróciła wieczorem. Dzieci już czekały, mąż nawet przygotował kolację. Zjedli szybko, bo chciał przeczytać jakieś najnowsze badania dotyczące chirurgii laparoskopowej. Marta nawet ten szczegół pamięta dokładnie.

- Nic się nie zmieniło, wróciłam do swoich obowiązków. Ale wróciłam odmieniona, uwierzyłam znowu w swoją kobiecość, w swoją atrakcyjność. Choć oczywiście życie się nie zmieniło, nie stało się nagle lżejsze, łatwiejsze, dalej byłam wyczerpana i zmęczona. Ale miałam do czego wracać, zdarzało się, że odpływałam w siną dal na chwilę – mówi Marta.

 

Nigdy więcej męża nie zdradziła, nie było już nigdy ani okazji, ani podobnej magii jak wówczas. Nie żałuje, nic się nie stało, są nadal dobrym małżeństwem. On jest znanym lekarzem, ona dyrektoruje w jednym z banków. Dzieci dorosły, oni jeżdżą po świecie. Ale to tamte trzy dni z Maćkiem należą do jej najpiękniejszych wspomnień.

 

Magdalena Gorostiza

 

P.S. Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione.

Tagi:

zdrada ,  romans ,  wakacje , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót
Wyszukiwarka
Newsletter
zapisz