Partner: Logo KobietaXL.pl

Czytałam gdzieś, że codziennie 80 osób zdobywa Kilimandżaro, a dwa razy tyle próbuje wejść na ten szczyt. Co przyciąga ludzi do tej góry? Co sprawiło, że ty też chciałeś ją zdobyć?

Tego dnia, kiedy zdobywałem szczyt, było ich zdecydowanie mniej – głównie z powodu małej pory deszczowej i czasu poza sezonem. Bywają dni, że wchodzi tylko jedna osoba lub nikt. Ale wracając do pytania – Kilimandżaro jest najwyższym wzniesieniem Afryki, zaliczanym do Korony Ziemi, jednym z największych samotnych masywów górskich na świecie i jedynym miejscem na tym ciepłym kontynencie z całorocznym śniegiem, jest magiczną, majestatyczną, piękną górą widoczną z wielu kilometrów.

Widoki na Kilimandżaro.

 

To wszystko zapewniło jej ważne miejsce w kulturze. Pisano o niej książki i śpiewano piosenki, a dziś ludzie marzą o wejściu na jej szczyt. Gdy kupiłem bilet do pobliskiej Kenii, chciałem spróbować wejść na Kilimandżaro. Z Nairobi do Moshi w Tanzanii, skąd rozpoczyna się trekking, można dojechać autobusem w 7 godzin, a więc nie jest daleko. Polacy okupują pobliski Zanzibar w Tanzanii. Ja wolałem trochę się powspinać, tym bardziej, że robię to dosyć często. Kilka lat temu udało mi się zdobyć Toubkal w Maroku (4167 m n.p.m.) – najwyższą górę Afryki Północnej w Atlasie Wysokim. Tym razem chciałem czegoś więcej.

 

Niezwykła przyroda.

 

Byłeś przygotowany do tej wyprawy, czy decyzja zapadła nagle? Każdy może spróbować swoich sił?

W czasie przygotowań do samotnej podróży do kilku krajów Afryki Wschodniej – Kenii, Tanzanii, Ugandy i Rwandy – pojawiła się myśl o Kilimandżaro, choć nie jest łatwo włączyć taki punkt do programu, gdyż jest to atrakcja wymagająca poświęcenie minimum tygodnia. Warto przed wspinaczką popracować nieco nad kondycję fizyczną. U mnie wystarczyło to, że bardzo dużo chodzę z turystami jako przewodnik po Lublinie i Lubelszczyźnie. Szlak na najwyższy szczyt Kilimandżaro, czyli Uhuru Peak (5895 m n.p.m.), nie jest trudny technicznie, z wyjątkiem kilku skalistych ścieżek i miejsca o uroczej nazwie – Kissing Rock, gdzie trzeba się mocno przytulić do ściany i bardzo uważać na zachowanie równowagi, aby nie spaść z wąskiej ścieżki. Każdy może spróbować takiej przygody, pod warunkiem, że ma wystarczająco dużo siły na kilkudniową wspinaczkę i pokonanie dystansu kilkudziesięciu kilometrów – raz w górę, raz w dół, nie boi się stromych, śliskich skał oraz dobrze znosi symptomy choroby wysokościowej, która zdarza się prawie każdemu powyżej 4000 metrów. No i oczywiście trzeba się zaopatrzyć w odpowiednie wyposażenie, przede wszystkim ciepłe i wodoodporne ubrania.


Jak wygląda i jak długo trwa wyprawa? Jaki jest koszt?

Wszystko zaczyna się w uroczej miejscowości Moshi, gdzie działają firmy organizujące wyprawy. Na Kilimandżaro nie można wejść samodzielnie. Potrzebna jest cała ekipa – główny przewodnik, przewodnik pomocniczy, kucharz, „kelner” i tragarze. Do końca nie wiedziałem, z kim jeszcze będę się wspinał. Okazało się, że jestem sam, a „obsługiwać” mnie będzie… siedmiu mężczyzn, co na początku wydawało się nieco krępujące. Nie jest to jednak nic nadzwyczajnego – wielkość ekipy zależy od ciężaru wnoszonego ładunku: bagaży, namiotów, sprzętu kuchennego i jedzenia, którego ma starczyć na prawie tydzień dla wszystkich. To cudowni ludzie, przyjaźni, pomocni i z dużym poczuciem humoru.

 

 

Potrzebna jest cała ekipa.

To oni nawołują „pole, pole!” (stało się to hasłem wspinaczek), dbając, aby szło się „powoli, powoli”, co sprzyja zachowaniu zdrowia. Pracują bardzo ciężko, wchodząc na tę górę objuczeni tobołami ważącymi po kilkadziesiąt kilogramów. Niosą je na plecach, głowach czy piersiach. Robią to kilka razy w miesiącu, zazwyczaj w bardzo lichym obuwiu, bo na lepsze ich nie stać. Ten obraz ich pracy był najsmutniejszym z całej wyprawy. Jestem wdzięczny Michaelowi Gitahi Gichigo, Shafii Kanyinyi (moim wspaniałym przewodnikom), George’owi Otieno Ochola i The White Gazelle Tours & Enterprises za zorganizowanie fantastycznej wyprawy oraz wszystkim pozostałym, dzięki którym zdobycie Kilimandżaro było możliwe.

Jest kilka szlaków prowadzących na szczyt. Ja wybrałem Machame Route, który jest uważany za drugi pod względem trudności. Po drodze spaliśmy w kilku obozach, z których ostatni – Barafu Camp – jest ulokowany na wysokości prawie 4700 m n.p.m. Miałem namiot tylko dla siebie. Poza nim stawiano namiot jadalny, a posiłki przygotowano w namiocie kuchennym, w którym też spała obsługująca mnie ekipa – tam nie miałem wstępu. Posiłki były serwowane w międzyczasie lub w obozach. Były bardzo obfite, bo podczas wspinaczki trzeba dużo jeść i pić, nie tylko z powodu energii potrzebnej podczas wysiłku, ale również, aby złagodzić symptomy choroby wysokościowej. Posiłki były zróżnicowane i do samego końca, o dziwo (bez lodówki), świeże i wyjątkowo smaczne, a to za sprawą fantastycznego kucharza Izaaka.

 Czujesz, że możesz wszystko...

Szczyt zdobyłem 14 listopada 2023 roku o 9.10 rano po nocnym podejściu. Pogoda na Uhuru Peak okazała się fantastyczna – nie było chmur, mimo że doskwierały mróz i wichura. A po ok. 62 kilometrach i 6 dniach zeszliśmy do bramy wyjściowej z Parku Narodowego Kilimandżaro – Mweka Gate.

Koszt całej imprezy zaczyna się mniej więcej od 2000 dolarów amerykańskich. Poza tym wypada zapłacić chłopakom napiwek. Są liczne dyskusje w Internecie, jaka powinna być jego wielkość. Bo nawet standardowe 10% od 2000 dolarów to niemało. Widząc jednak trud pracy przewodników i całej ekipy obsługującej, nie miałem wątpliwości, że godziwy napiwek po prostu im się należy.

 

Co było dla Ciebie najtrudniejsze podczas tych dni?

Gdybym miał wchodzić na Kilimandżaro po raz drugi, wybrałbym inną porę roku, gdy deszcz nie pada tak często i obficie, choć mogło być jeszcze gorzej podczas dużej pory deszczowej. Najbardziej męcząca okazała się wędrówka w wilgotnym lesie u podstaw masywu. Trudno tam oddychać. Nie jest przyjemnie też brnąć przez potoki po śliskich kamieniach. Buty i ubrania, jakkolwiek nie byłyby odporne na wilgoć, są przemoczone już na samym początku, choć jeszcze tyle jest do przejścia. Do spania w namiocie, zimna, byle jakiej higieny osobistej, pokrytych szronem prowizorycznych toalet (w obozach) lub ich braku na szlaku można się przyzwyczaić. Gorzej z chorobą wysokościową, która podobno zdarza się częściej osobom wysportowanym niż tym mniej fit (to o mnie). Na wysokości powyżej 4 tysięcy metrów trudno wytrzymać rozsadzający głowę ból, osłabienie, wymioty czy nawet halucynacje. Dlatego część wspinających wycofuje się. Jest grupa ludzi, którzy aklimatyzują się szybciej i lepiej – okazuje się, że ja do nich należę. Niemniej jednak na szczycie człowiek i tak jest wyczerpany po kilku dniach wędrówki, tym bardziej, że tlenu jest niewiele. Na górę powinno się wchodzić co najmniej o jeden dzień dłużej, niż ja to zrobiłem, dla lepszej aklimatyzacji i mniejszego wyczerpania. Polecam 7 lub więcej dni. Jedyne, co mnie spotkało złego, to mocno uszkodzony paznokieć u stopy po kilkunastogodzinnym schodzeniu w dół. A sprawne nogi bez żadnej infekcji były potrzebne przed kolejnymi punktami afrykańskiej przygody.

 

Niesamowita przyroda.

 

Jak się czułeś po zdobyciu szczytu? Co to dla ciebie oznacza?

Wszelkie trudy wspinaczki wynagradzają widoki i piękno przyrody na szlaku. Mija się endemiczne rośliny, które rosną wyłącznie na Kilimandżaro. Do namiotów podchodzą zwierzęta, resztki jedzenia kradną wielkie kruki, które się niczego nie boją. Ze szczytu przy dobrej pogodzie widać lodowce, a wschód słońca oglądany ponad chmurami z wysokości prawie 6 kilometrów zapiera dech w piersiach (i tak już pozbawionych tlenu). Wspinając się i schodząc w dół, moi przewodnicy wielokrotnie wymieniali się informacjami w ich ojczystym suahili z innymi, których mijaliśmy.

Po zdobyciu szczytu.

 

Na końcu powiedziano mi wreszcie, o czym między innymi były te krótkie rozmowy. Zastanawiano się, czy ten z Polski da radę przejść ów trudny szlak w tak zawężonym czasie i jeszcze z dodatkowym „bagażem” z przodu. Dał radę, co, jak mi mówiono, na długo zostanie zapamiętane w okolicy. Po zdobyciu najwyższej góry Afryki człowiek czuje się wyśmienicie i ma wrażenie, że może wszystko. W życiu, bo tam – tyle, na ile ta piękna i groźna góra, ów cud natury, pozwoli.

 

Rozmawiała Magdalena Gorostiza

 

Fotografie z archiwum Dominika Maińskiego

Tagi:

podróże ,  Dominik Maiński ,  Kilimandżaro , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót