Wygląda to tak, jakby modelka chciała z obrazu uciec albo w ogóle zapomniała, że do niego pozuje i że to ona ma być w centrum. A przecież nie jest. Nie ona. W centrum jej świata jest dziecko i to ono ma być na pierwszym planie. Jego grymasy, jego czułości, ale też jego śniadanie i czyste nogi. Nie ma w tych obrazach wystudiowanej słodyczy, jaka od czasów Rafaela rządzi tematem macierzyństwa w sztuce. Żadnych anielskich uśmiechów ani głębokich spojrzeń posyłanych nam, widzom, przez kobiety upozowane na Madonny z Dzieciątkiem. Tutaj portretowane matki mają nas w nosie. Tutaj nikt się do nas nie czuli. Tu każda scena to trzepot nerwów albo cicha demonstracja siły: oto moje dziecko, a w tle ja, najwierniejsza strażniczka jego świata. Popatrzcie:
![](https://4.bp.blogspot.com/-iIJ4Vta_d0A/U4O6csjiECI/AAAAAAAAD0I/cLgmnnINCHI/s1600/1a.+%25C5%259Aniadanie+w+%25C5%2582%25C3%25B3%25C5%25BCku%252C+1897.jpg) |
Śniadanie w łóżku, 1897 |
![](http://2.bp.blogspot.com/-znE6GsJGJzI/U4O616LWBdI/AAAAAAAAD0Q/hAttWwcufFU/s1600/1b.+K%25C4%2585piel%252C+1893.jpg) |
Kąpiel, 1893 |
![](http://3.bp.blogspot.com/-c2hgPgpxbX8/U4O7VKyCMCI/AAAAAAAAD0U/dNWS1nc0-rQ/s1600/2.+Maternit%C3%A9+(Brustnuckeln),+1890.jpg) |
Macierzyństwo, 1890 |
![](http://2.bp.blogspot.com/-RA8n0yDLkZk/U4O7fW8GhzI/AAAAAAAAD0c/Sy7oPiYoxfg/s1600/3.+Mother+and+Child,+1897.jpg) |
Matka i dziecko, 1897 |
![](http://1.bp.blogspot.com/-UblNW83bDYE/U4O7mC8M2gI/AAAAAAAAD0k/dd4qzjMUMgI/s1600/4.+Mother_and_Child_oko%C5%82o+1889.jpg) |
Matka i dziecko, ok 1889 |
![](http://1.bp.blogspot.com/-6ZZBVJEvG1Q/U4O7rvAU6aI/AAAAAAAAD0s/U92EGIGlrBw/s1600/5.+Pierwsza+pieszczota+dziecka,+1891.jpg) |
Pierwsza pieszczota, 1891 |
![](http://3.bp.blogspot.com/-cwwPyMpKJQ8/U4O719t8S0I/AAAAAAAAD00/OkQGbmnMnNI/s1600/5a.+Young+Thomas+and+His+Mother,+1893.jpg) |
Mały Thomas z matką, 1893 |
![](http://3.bp.blogspot.com/-Sb7dVuovbBs/U4O77SJR73I/AAAAAAAAD08/wm11mFQPrqI/s1600/5b.+mother-and-child-1880.jpg) |
Matka i dziecko, 1880 |
![](http://2.bp.blogspot.com/-zWQ0gwPpOmA/U4O8Ek3RJyI/AAAAAAAAD1E/vE_pwoostt0/s1600/5c.+Mother+Berthe+Holding+Her+Baby,+1900.jpg) |
Matka trzymająca dziecko, 1900 |
![](http://1.bp.blogspot.com/-CJA9Z645Fvw/U4O8KYcjjUI/AAAAAAAAD1M/FpBoXXaRvvE/s1600/6.+Young+Mother+Sewing,+1900.jpg) |
Młoda matka, 1900 |
![](http://3.bp.blogspot.com/-WXCYsyfR-Ao/U4O8QUNdNKI/AAAAAAAAD1U/07oU8n_CoM8/s1600/6a.+Mary_Cassatt_-_Summertime_-1894.jpg) |
Lato, 1894 |
![](http://1.bp.blogspot.com/-57wJRliqbY8/U4O8XjsJ0nI/AAAAAAAAD1c/RejY__DJHiY/s1600/7.+Auguste+Reading+to+her+daughter,+1910.jpg) |
Augusta czytająca córce, 1910 |
![](https://4.bp.blogspot.com/-V9y9t2gkqcg/U4O8eCuUzUI/AAAAAAAAD1k/ajsv9ZAE7Ds/s1600/8.+Rodzina,1893.jpg) |
Rodzina, 1893 |
![](https://4.bp.blogspot.com/-c-QpMxIU_j8/U4O8kbwLmYI/AAAAAAAAD1s/5K0bI0M2J7Q/s1600/9.+Matka+i+dziecko-Lustro,+1905.jpg) |
Lustro, 1905 |
![](http://1.bp.blogspot.com/-CJjDJ5yAgGg/U4O8p6Rhc5I/AAAAAAAAD10/eAGUEVXqQuQ/s1600/10.+Susan+pocieszaj%C4%85ca+dziecko,+ok.+1881.jpg) |
Susan pocieszająca dziecko, ok. 1881 |
![](http://2.bp.blogspot.com/-Muy5yUFajNc/U4O8wrlQdtI/AAAAAAAAD18/a6MDfAGBc2s/s1600/11.+Przeja%C5%BCd%C5%BCka+%C5%82%C3%B3dk%C4%85,+1893-94.jpg) |
Przejażdżka łódką, 1893-94 |
![](https://4.bp.blogspot.com/-RznrUO_2u6g/U4O84SQNUGI/AAAAAAAAD2E/K-Wyojiv6QU/s1600/12.+Pod+kastanowcem,+1998.jpg) |
Pod kasztanowcem, 1898 |
Dziś te obrazy uznawane są za jedne z najlepszych scen macierzyństwa w historii sztuki, ale niewiele brakowało, a mogły wcale nie powstać. Malowała je bowiem w ostatnich dekadach XIX wieku kobieta, Amerykanka Mary Cassatt. Wszystko działo się w czasach, w których nikt nie miał specjalnej ochoty oglądać narodzin damskich talentów. Zanim więc Mary zabrała się do roboty, musiała sobie najpierw z tą rzeczywistością poradzić.
Start jest niezły. Mary przychodzi na świat w 1844 roku w zamożnej rodzinie bankiera z Pensylwanii. Dzieciństwo ma sielskie/anielskie. Kochający rodzice, gromadka braci i sióstr, piękny dom w Filadelfii, najlepsi nauczyciele, a w ramach edukacji z historii sztuki - podróże po Europie. Problemy zaczynają się, gdy dziewczynka kończy 15 lat i postanawia wyruszyć w świat samodzielnie. Marzenie ma tylko jedno - chce malować. Ale nie tak, jak panienki i panie z jej sfery, pacykujące akwarelki w ogrodzie. Jej chodzi o sztukę, a nie obrazki do bawialni. O taką sztukę, która da spełnienie i zapisze życie. No i pozwoli na nie zarobić. Wie, że pierwsze, co musi zrobić, to znaleźć się w gronie profesjonalistów. Akademia Sztuk w Pensylwanii to jest to!
Ojciec, usłyszawszy o zamiarach córki, reaguje jak na ówczesnego ojca przystało. „Wolałbym cię widzieć martwą!” - ryczy. Ale ostatecznie zgadza się, by studiowała. Akademia przyjmuje już kobiety, a ukończenie takich kursów nie oznacza jeszcze, że przyzwoita panna spędzi całe życie umazana farbą w jakiejś pracowni na poddaszu. W końcu się ustatkuje, wyjdzie za mąż i czas wywieje jej z głowy durne myśli. No tak. Racja. To najczęstszy scenariusz. Ale akurat nie w tym przypadku. Nie w przypadku perfekcjonistki, której zdaniem sztuka wymaga pełnego poświęcenia. I która jest na nie gotowa.
![](http://2.bp.blogspot.com/-QPxLoN3DcpQ/U4PCg4QZm8I/AAAAAAAAD2c/YOxALYpwxk0/s1600/mcclogo.jpg) |
Mary w czasach paryskiej edukacji |
Mary idzie do Akademii i spędza w niej kilka lat. Coraz bardziej sfrustrowana. Denerwuje ją ślimaczy tok studiów, złości protekcjonalny stosunek do kobiet. Niestety, tam też dbają o przyzwoitość. Nieliczna grupka studentek ma osobny program, w którym akty maluje się na podstawie gipsowych odlewów. Studium ludzkiego ciała z natury? Zapomnijcie! Mary wie, że chcąc wyjść ponad tę wyrobniczą przeciętność, musi jechać tam, gdzie bije serce artystycznego świata - do Paryża.
Wyjeżdża tam dwa razy. Pierwszy kilkuletni pobyt dziewczyny jest kursem rzemiosła. Który musi sama sobie zorganizować. Paryska Szkoła Sztuk Pięknych jest zamknięta dla kobiet, trzeba zabiegać o indywidualne zajęcia. Mary jakoś udaje się zdobyć dojścia do uznanych akademików, Jean-Léon Gérôme przyjmuje ją na lekcje. No i jest Luwr, gdzie razem z tłumem podobnych sobie dziewczyn spędza godziny na kopiowaniu obrazów - to jeden z popularniejszych wówczas treningów zostawionych samym sobie młodych malarek (kursy samokształcenia, powiedzielibyśmy dziś).
Naprawdę ważny będzie drugi wyjazd trzydziestoletniej już Mary. Bo w Ameryce jakoś jej nie idzie. Maluje obrazy, nawet je wystawiają, nawet chwalą, ale nikt nie kupuje. Filadelfijska prasa traktuje ją lekceważąco, jako „uzdolnioną i interesującą się rysunkami córkę znakomitej miejscowej rodziny”, choć w rzeczywistości jest przecież świetnie przygotowaną profesjonalnie malarką. W końcu przychodzi intratne zlecenie. Arcybiskup Pittsburgha zamawia u niej kopie kilku obrazów Correggia. Honorarium jest spore. Wystarczy - myśli Mary - na podróż do Europy i na pokrycie części pobytu. Postanawia wracać.
I chwała Bogu, że wraca, bo dzięki temu narodzi się Mary Cassatt, jaką dziś znamy. Przełomem jest spotkanie Edgara Degasa, mistrza awangardy, którą wówczas stanowią poczciwi impresjoniści. Mary będzie potem opowiadać o piorunującym wrażeniu, jakie zrobiły na niej ich płótna. Gdy pierwszy raz zobaczyła obrazy Degasa w oknie paryskiej galerii, zamarła na całe godziny z nosem rozpłaszczonym na szybie, chłonąc każdy ich szczegół: „Były tym, co zmieniło moje życie”. Zachwyt Degasa po obejrzeniu jej obrazów nie jest tak entuzjastyczny, ale jednak jest. „Oto ktoś, kto czuje jak ja” - mówi. I serwuje Mary komplement: „Większość kobiet maluje tak, jakby ozdabiała kapelusze. Ty nie”.
![](http://3.bp.blogspot.com/-4-PILxG2p6o/U4PDrUi_DhI/AAAAAAAAD2k/msgjRhwfu2A/s1600/Edgar+Degas+,+Portret+panny+Cassatt,+c.+1876-1878.jpg) |
Panna Cassatt na portrecie Degasa, ok. 1876-78 |
Są podobni. I w sztuce, i w życiu. Dla obojga inspiracją są ludzie i ich codzienność, nie malują tych wszystkich wschodów i zachodów słońca, w ich sztuce prawie nie ma pejzaży. Oboje też pochodzą z tzw. dobrych rodzin, są świetnie wykształceni, czarujący i eleganccy, słyną z inteligencji, dowcipu i niemałego temperamentu. Na kolejne czterdzieści lat połączy ich przyjaźń, choć niektórzy są zdania, że także burzliwy romans. Tego się jednak nie dowiemy, bo Degas nie pisnął o tym słówka, a Mary przed śmiercią spaliła całą ich korespondencję. Oboje jak widać byli także dyskretni.
Odtąd Mary wystawia swoje obrazy z impresjonistami i wystawia z sukcesem. Jej prace są chwalone przez krytykę, znajdują nabywców. Już nie musi chałturzyć, żeby mieć na czynsz, eksperymentuje z nowymi technikami, tematami, krystalizuje się jej styl. Może i nie maluje - wedle słów Degasa - jak większość kobiet. Za to maluje kobiety. I to w najbardziej kobiecych rolach.
Matka i dziecko, jej ukochany temat. Modelkami nie są żadne sławne mamy, co częste w przypadku jej koleżanek-portrecistek. Zwykle to anonimowe dla widza osoby - kuzynki, siostry, sąsiadki. Uchwycone w chwili, w której wydają się kompletnie nieświadome, że pozują do jakiegoś obrazu, że ktoś je ogląda. To dlatego tak mało w tych wizerunkach kokieterii, a tak wiele prawdy.
Dlaczego akurat ten temat? Najłatwiej o proste diagnozy: Mary nigdy nie wyszła za mąż, nie urodziła dziecka, może więc malowanie scen macierzyństwa kompensowało ten brak? Może. Ale nie wiadomo, czy gdyby miała własną rodzinę te piękne obrazy w ogóle by powstały. A co do dzieci… Miała je przecież. Malowała je każdego dnia.
Piękne wspomnienie o Mary zostawił jej marszand René Gimpel, który odwiedził sędziwą już artystkę w jej domu w Grasse w 1918 roku. Przeżywała wtedy największy dramat swego życia. Po nieudanej operacji zaćmy niemal zupełnie straciła wzrok, całkowicie przestała malować: „Tak bardzo kochała słońce i odnajdowała w jego blasku tyle piękna, a teraz ledwie docierało do niej światło. (…) Brała w dłonie główki moich dzieci i niemal dotykając twarzą, wpatrywała się w nie uważnie, mówiąc: jak bardzo chciałabym je namalować”.
Dlatego na końcu tego postu będzie dziecko - powstała w 1878 roku „Dziewczynka w niebieskim fotelu”. Bardzo lubię ten obraz, bo taką ładną historię opowiada! Od razu widać, że mała urwała się z jakiejś rodzinnej uroczystości. Jest wystrojona w świąteczne koronki przepasane tartanową szarfą, do której dobrano skarpetki i kokardę we włosach, nosi eleganckie buciki ze srebrnymi klamerkami. Ale ta poza! Kolana rozrzucone, jedna ręka zatknięta za głowę, druga niedbale wsparta o fotel… To jasne, że obok nie ma nikogo z dorosłych, który natychmiast kazałby jej ładnie usiąść, nie siać zgorszenia, a na koniec jeszcze dałby po łapach. Ale w pokoju jest pusto. Są tylko niebieskie kanapy i jeden mały znudzony pies. Dziewczynka może rozłożyć się jak jej najwygodniej i rozhuśtać marzenia. Będzie księżniczką? Artystką? Mamą? Nieważne, tak czy inaczej właśnie zbiera siły. W sposób najlepszy z możliwych - odważnie i po swojemu.
Cytaty zaczerpnęłam z książki „Twórcy” Paula Johnsona, Świat Książki, 2008
Zdjęcia: Wikimedia Commons, Web Gallery of Art