Partner: Logo KobietaXL.pl

Niewinny początek

Weronika pracowała w swoim urzędzie od kilku lat. Była sumiennym pracownikiem, docenianym przez kierownictwo swojego wydziału. Dwa razy awansowała i cieszyła się już dużym zaufaniem. Dostawała coraz większe projekty do realizacji. Nigdy nie było na nią skarg, co roku otrzymywała wysokie oceny pracy.

- To była moja druga firma w życiu zawodowym, stabilny, duży urząd – mówi Weronika – Jasne cele i zakresy obowiązków. Po pracy w prywatnej spółce, gdzie nigdy nic nie było pewne, bo zależało od humoru szefa, to był dla mnie raj. Wiązałam z tym urzędem swoją przyszłość.

Weronika pracowała w mieszanym zespole, większość osób była tuż po studiach lub koło czterdziestki. Panowała dobra atmosfera, jeśli pojawiały się problemy, nie były poważne. Po poprzednich wyborach do samorządu, sytuacja w urzędzie się zmieniła. Pojawił się nowy dyrektor, a wraz z nim kierownik, jego dobry przyjaciel i kolega z partii.

Weronika trafiła do zespołu kierownika Jacka, mieli wprowadzać nowe rozwiązania, sięgać po fundusze unijne na nowoczesne programy.

- Bardzo się na to cieszyłam, znam angielski, mam odpowiednią wiedzę i lubię wyzwania – wspomina Weronika. - Pierwszy projekt, który wspólnie realizowaliśmy, okazał się sukcesem. Dużo pracy włożyłam, aby pokazać szefowi ile potrafię. Dla niego stanowisko w urzędzie było nowością. Wprawdzie zdał egzamin konkursowy, ale znajomość kodeksu czy regulaminu to jedno. Doświadczenie to co innego. Wcześniej był pracownikiem mundurowym. Do nas trafił, gdy przeszedł na wcześniejsza emeryturę dla służb. Wielu rzeczy nie wiedział, bo skąd? Wszystko mu pokazywałam, a nawet za niego robiłam niektóre procedury. Tak rozumiałam wtedy pracę w zespole.

Zaloty szefa

Relacja z nowym kierownikiem Jackiem, z zewnątrz wyglądała na wzorową. On szarmancki, sypał historyjkami z własnego życia, zawsze z uśmiechem, nie żałował komplementów pod adresem Weroniki.

- W towarzystwie innych ludzi z wydziału potrafił mnie wychwalać, jak to znakomicie mówię po angielsku, jak ładnie wyglądam, a nawet że mam arystokratyczne rysy twarzy! – wspomina urzędniczka - To mnie krępowało, bo koledzy głupio się uśmiechali, do tego wszystkiego ja nie jestem jakąś pięknością, a ładnie ubranych dziewczyn w naszej pracy jest dużo.

Potem były delikatne dotyki, niby przytrzymanie pod rękę w przejściu w drzwiach, pocałunek w policzek na pożegnanie, przed weekendem. Potem nawet na powitanie, rano w pracy.

- Nie chciałam robić scen, to było niby takie światowe zachowanie, jak bohema artystyczna, taki niewinny cmok w policzek – opowiada Weronika – Ale te gesty i ta bliskość, nienaturalna, zaczęła być krępująca. Nikt tego w pracy nie robił. Facet ma żonę, dzieci, a nawet wnuka. Do tego ciągle rozprawia o wartościach, rodzinie i tego typu historiach. Coś tu mocno nie grało.

Zaczęło się psuć, gdy Weronika nie chciała pojechać na wyjazd służbowy z kierownikiem Jackiem. On nalegał, twierdził, że muszą jechać we dwoje, bo to bardzo ważne szkolenie.

- Ten kurs był mało ważny, dla mnie nic nowego, on rzeczywiście mógł coś skorzystać. Ale gdy to powiedziałam kierownikowi, obraził się – mówi – Stwierdził, że chyba nie do końca jestem oddana tej pracy, bo najwyraźniej mi nie zależy na kształceniu. No to pojechałam.

Podróż była niemiła, Jacek się nie odzywał, a Weronika czuła się, jakby popełniła wobec tak dobrego szefa, jakieś przestępstwo. Teraz wie, że zastosował wobec niej bierną agresję. Chciał ją ukarać.

- Na szkoleniu starałam się jak mogłam, by go udobruchać, znałam kilka osób z innych urzędów, więc przedstawiałam kierownika, jako niezwykle inteligentnego i świetnego szefa. Poskutkowało, w końcu zaczął się zachowywać jak dawniej – opowiada Weronika – Wieczorem był bankiet, oczywiście musiałam brać udział razem z kierownikiem. Jacek się wystroił, mocno spryskał wodą kolońską i trzymał mnie, jakbyśmy byli parą. Gdy już trochę wypiliśmy, zaczął obejmować, a gdy chciałam wracać do pokoju, uparł się, że mnie odprowadzi. Zaczął mi się ładować do środka, gdy przy drzwiach podziękowałam za wieczór, już bez udawania przyparł mnie do ściany i zaczął całować! To było obrzydliwe, odepchnęłam go. Pamiętam ten wściekły wzrok i jak wysyczał – Pożałujesz idiotko!

Zemsta odrzuconego

Zaczęło się zaraz na drugi dzień po powrocie. Jacek rozpowiadał, niby w sekrecie, jak to Weronika się spiła na imprezie podczas szkolenia i nie wiadomo co i z kim robiła. To była sensacja, bo dziewczyna uchodziła do tej pory za spokojna osobę.

- Przyszłam do pokoju socjalnego na kawę od razu wyczułam, że coś jest „nie halo” – wspomina – Koledzy zaczęli rzucać jakieś teksty, typu „cicha woda”. Nie wiedziałam o co chodzi. Jacek, traktował mnie jak powietrze. To akurat rozumiałam, ale reszta zespołu doszła do wniosku, że to kara za wstyd jaki mu przyniosłam na szkoleniu. W końcu zlitowała się moja koleżanka Basia i opowiedziała mi w tajemnicy co kierownik rozgaduje. W nerwach poszłam do niego i spytałam dlaczego to robi, a on udał głupiego i zapytał: „A co ja takiego robię? O co ci w ogóle chodzi i abym się w końcu zajęła pracą, a nie jak zwykle plotkami.”

Dla Weroniki to był szok. Nikt jej wcześniej tak brutalnie nie potraktował. Nie wiedziała, jak ma się zachować. To był początek mobbingu.

- Najpierw ośmieszał mnie na zebraniach, że ubieram się jak na imprezę a nie do pracy, albo, że użyłam jakiegoś słowa i nie mam pojęcia co znaczy – wylicza – Oczywiście zanim wytłumaczyłam, że doskonale wiem co znaczy, on przewracał oczami albo kiwał z politowaniem głową. Zawsze ktoś się śmiał. Gdy próbowałam się bronić, to było kwitowane, moją kobiecą nadwrażliwością. Robił ze mnie histeryczkę.

Zdenerwowana Weronika zaczęła robić błędy, pewnego dnia pomyliła Białą Podlaską z Bielsko-Białą. Kierownik wyśmiał ją przy wszystkich, że nie ma pojęcia o geografii ojczyzny na poziomie szkoły podstawowej. Podczas każdej przerwy kawowej albo na zebraniu musiał jej to wypomnieć. Zaczął ja nazywać Bielsko- Podlaska. Potem przyszło ignorowanie jej uwag i opinii podczas spotkań.

- Zrobił to przy zaproszonych specjalistach, podczas konsultacji. Zadałam ważne, według mnie pytanie, a on zaczął mówić, jakby mnie nie było. Ci ludzie się zorientowali i widać było, że jest im głupio. A ja ze wstydu i bezsilności, chciałam się zapaść pod ziemię – z trudem opowiada Weronika - Nieustannie krytykował, co robiłam, dawał mi sprzeczne polecenia, gdy pytałam co mam wobec tego robić, twierdził że sobie nie potrafię poradzić z prostymi zadaniami. Gdy przypominałam co wcześniej powiedział, wypierał się.

Kierownik zaniżył jej do minimum premię za wykonanie projektu. Za rzekomy niski wkład i małą kreatywność. Zaczął zabraniać jej chodzenia na urlop w dogodnym dla niej czasie. Zawsze coś znajdował do natychmiastowego zrobienia. Dostawała bezsensowne zadania, poniżej kwalifikacji, kserowanie dokumentów, porządkowanie archiwum, robienia całych stron, nikomu niepotrzebnych tabelek.

- Miałam już dość, zaczęłam chorować, nie mogłam spać – przyznaje Weronika – Zebrałam się na odwagę i poszłam do niego wyjaśnić nasze relacje. A on mi wprost powiedział, że nie ma tu dla mnie miejsca i że zrobi tak, że sama odejdę.

Odejdź albo walcz

- Zrozumiałam, że muszę podjąć decyzję co dalej – opowiada urzędniczka – Byłam na przegranej pozycji. On nigdy przy świadkach wprost mnie nie zaatakował. Ludzie wiedzieli, że zachowuje się po chamsku, ale się bali zadzierać, bo to przyjaciel dyrektora, albo mieli to gdzieś. Poszłam po radę do pani mecenas. Wszystko dokładnie jej opowiedziałam. Niestety nie miałam dowodów na piśmie ani na nagraniach, a na wsparcie zespołu nie mogłam liczyć.

Od prawniczki Weronika dowiedziała się, że jest Art. 94 § 2 Kodeksu Pracy, który jasno określa, że: „Mobbing oznacza działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi, polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika, wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej, powodujące lub mające na celu poniżenie lub ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników.”

- Według prawa mogłam złożyć skargę do Państwowej Inspekcji Pracy, albo zebrać dowody i założyć sprawę przeciwko urzędowi o nękanie w pracy - wymienia Weronika - Nie chciałam sięgać po te środki, bo nikt za mną nie stał. Pomyślałam o naszym zakładowym związku zawodowym. Zapisałam się i opowiedziałam związkowcom, z czym się borykam. Jest już po rozmowach z naszym dyrektorem, który był niemile zdziwiony całą sytuacją. Oczywiście mój prześladowca się wszystkiego wyparł. Ale osiągnęłam tyle, że otrzymałam propozycję przejścia do innego wydziału na podobne stanowisko. Przyjęłam ją i jestem zadowolona. Stres i uraz psychiczny po tych miesiącach gehenny, niestety jeszcze nie minął. Ostatnio zadzwoniła do mnie Basia, koleżanka z dawnego wydziału. Kierownik Jacek znalazł sobie kolejną ofiarę. Będzie miała łatwiej, bo w urzędzie już wiedzą, że jest mobberem. Może zdobędzie dowody i to on będzie musiał odejść.

 

Imiona i niektóre szczegóły zostały na prośbę bohaterki zmienione.

Źródła:

https://www.pip.gov.pl/dla-pracownikow/porady-prawne/mobbing-i-dyskryminacja

 

Tagi:

mobbing ,  praca ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót