Partner: Logo KobietaXL.pl

Ewa na zamkniętej grupie napisała dramatyczny post. Że czuje się jak w pułapce, bo każą jej zabierać męża do domu. A ona zwyczajnie nie da rady. Bo przed upadkiem jeszcze trochę chodził, a teraz będzie leżący. Więc tak naprawdę co może zrobić? Czy można zmusić ją do zabrania męża?

Napisałam do niej, szybko odpowiedziała, rozmawiałyśmy już kilka razy. Ewa jest rzeczowa i konkretna. I wykończona sytuacją, w której się znalazła. Ostatecznego rozstrzygnięcia jeszcze brak.

 

„Byłaś zwyczajnie głupia, mamo”

 

Swojego męża zna ponad dwadzieścia lat. Wspólnych dzieci nie mają, on dzieci wcale nie ma, ona ma dwójkę dorosłych – syna i córkę.

Była z Markiem w związku partnerskim, jak mówi była wielka miłość, układało im się naprawdę dobrze. Niestety, Marek zachorował, przyszedł udar. Odebrało mu prawą stronę, praktycznie zabrało mowę. Ewa pielęgnowała i rehabilitowała. Uznała, że muszą się pobrać.

- Byłam u dwóch prawników, mówili, że jeśli będę jego żoną, będzie mi łatwiej załatwiać różne formalności – mówi Ewa. - zdecydowałam się na ślub. Ja go zwyczajnie wtedy kochałam, nie przewidziałam tego, co przyniesie przyszłość, bo Marek zaczął odmawiać i leczenia i usprawniania.

Co rok było coraz gorzej, zaczęły się napady agresji. Ewa dźwigała męża do łazienki, bo jeszcze przed wypadkiem jakoś chodził, karmiła, przebierała, zmieniał pampersy. Poznała, czym jest samotność, bo znajomi zniknęli. Rodzina męża też się nim nie interesuje. Więc życia żadnego nie ma. Jest strach, beznadzieja, brak perspektyw.

- Moje dzieci mi pomagały, nie ze wzgląd na niego, ale na mnie. One go nienawidzą, bo zmarnowałam przy nim życie – opowiada Ewa. - Mówiły mi, że ten ślub był pomyłką. „Jaka ty głupia byłaś mamo” – słyszałam ciągle. Niestety, mają rację, byłam zwyczajnie głupia.

 

„Proszę zabierać męża do domu”

 

Dwa tygodnie temu Marek upadł niefortunnie, Ewa nie była go w stanie utrzymać. Poszło mu całe kolano, zerwane więzadła, zmasakrowane łękotki. Trafił do szpitala, gdzie został zaopatrzony. To akurat ta zdrowa noga. Przez dłuższy czas chodzić nie będzie.

- W tym szpitalu zrobiła się bardziej agresywny, nie dawał się karmić, dwa razy podniósł na mnie rękę – mówi Ewa. - Ja nie wiem, na ile on jest świadomy, a na ile nie wie, co robi. Zaczęłam się go bać, bo napady agresji miewał już wcześniej.

Lekarz zaprosił Ewę na rozmowę. Powiedział, że mąż jest gotowy do wypisu, bo w szpitalu więcej już niczego nie da się zrobić. Była przerażona, ogarnął ją strach.

- Uświadomiłam sobie, że nie dam rady zajmować się nim w takim stanie. Ani fizycznie, ani psychicznie – mówi Ewa. - w szpitalu dwie osoby go przekręcały, żeby mu zmienić pieluchę. Jak ja mam to zrobić sama jedna?

Powiedziała lekarzowi, że męża nie zabierze, że nie ma zwyczajnie jak. Usłyszała, że to nie problem szpitala. Karetka zawiezie go do domu, a jak nikt go nie odbierze, to Ewa zapłaci za nadprogramowy pobyt.

- I wie pani co? - mówi mi Ewa. - Ja wyszłam ze szpitala i wtedy po raz pierwszy w życiu dostałam ataku paniki.

 

Bezduszne przepisy

 

Pojechała do domu, wpadła w czarne myśli. Zastanawiała się długo, czy można jej tak męża dosłownie na siłę do domu wcisnąć? Bo ona nie da rady, jest tego więcej niż pewna. Nie wyobraża sobie kolejnych lat więzienia. Oszaleje, zwariuje. I nie rozumie, dlaczego są takie bezduszne przepisy.

 

- Zgodnie z przepisami ustawy o działalności leczniczej pacjent zostanie wypisany ze szpitala, gdy jego stan zdrowia nie wymaga dalszego udzielania świadczeń zdrowotnych – tłumaczy adwokat Seweryna Sajna.

Jeżeli pacjent jest małoletni lub niezdolny do samodzielnej egzystencji, przedstawiciel ustawowy pacjenta albo osoba, na której w stosunku do pacjenta ciąży ustawowy obowiązek alimentacyjny, nie odbiera pacjenta w wyznaczonym terminie, gmina właściwa ze względu na miejsce zamieszkania pacjenta, pokrywa koszty transportu sanitarnego do miejsca zamieszkania. Szpital zawiadamia właściwy urząd gminy/ ośrodek pomocy społecznej/ o nieodebraniu pacjenta i organizuje transport sanitarny na koszt gminy. Gmina ma prawo zażądać zwrotu kosztów poniesionych z tego tytułu od przedstawiciela ustawowego małoletniego pacjenta albo od osoby, na której w stosunku do pacjenta ciąży ustawowy obowiązek alimentacyjny.

 

- W przypadku nieodebrania pacjenta ze szpitala w wyznaczonym dniu, wskazane osoby są zobowiązane pokryć koszty dalszego pobytu w szpitalu, który w tej sytuacji nie jest uzasadniony ze względów medycznych , a odbywa się wyłącznie ze względów społecznych – dodaje adwokat Sajna. - Przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, które regulują stosunki rodzinne i wynikające z nich wzajemne prawa i obowiązki członków rodzin, nie nakładają na dorosłych członków rodzin bezwzględnego obowiązku sprawowania osobistej opieki nad innymi dorosłymi członkami rodzin, niezależnie od ich sytuacji rodzinnej, finansowej i zdrowotnej. W przypadku , gdy nie ma osoby , która mogłaby zapewnić opiekę osobie niezdolnej do samodzielnej egzystencji, taki chory może zostać umieszczony w zakładzie opiekuńczo-leczniczym lub domu pomocy społecznej, z tym, ze musi wyrazić zgodę. W przypadku braku zgody chorego zezwolenia na umieszczenie w takiej placówce udzieli sąd rodzinny na wniosek np. członka rodziny, który nie może się podjąć opieki, ale też ośrodka pomocy społecznej.

 

Ewa podkreśla, że w przypadku Marka trudno o świadomej zgodzie mówić. Kiedy jeszcze był w lepszej formie, zrobił jej pełnomocnictwo notarialne do reprezentowania go przed urzędami. Czy więc to ona będzie decydować? Tego też nie jest do końca pewna.

 

 

„Zabiję i jego i siebie”

 

Ewa czepiała się różnych rozwiązań. Wymyślała przedziwne scenariusze. Że może zostawi męża w brudnych pampersach, niemytego i sama zadzwoni na skargę do opieki społecznej? Może wtedy ją ktoś od niego uwolni? Wiedziała jedno, w domu go nie chce. Poszła do lekarza po raz kolejny.

- Poprosiłam, żeby go przetrzymali w tym szpitalu, ja coś będę załatwiać – mówi Ewa. - Wytłumaczyłam co i jak. Powiedziałam też, że jak mi go oddadzą, zabiję najpierw jego, potem siebie. Bo to też jedno z rozwiązań, które brałam pod uwagę.

Lekarz niechętnie przystał na prośbę Ewy, choć oskarżył ja o szantaż. Skierował ją jednak do pielęgniarki środowiskowej, z którą Ewa zaczęła załatwiać pobyt w zakładzie leczniczo-opiekuńczym.

- Mieszkam kawałek od Krakowa, niedaleko od nas jest taki ośrodek – mówi Ewa. - Złożyłam dokumenty, ale jest spora kolejka i nie wiem teraz, jak to będzie. Czy doczeka w tym szpitalu, czy będą go chcieli odwieźć do domu? Marek na razie godzi się na takie wyjście, o ile do końca rozumie, o co chodzi. Co jednak będzie, kiedy w domu zmieni zdanie? Ja jestem kłębkiem nerwów.

 

„Wstyd się modlić o cudzą śmierć”

 

Ewa jest w rozsypce. Finansowo też stoi kiepsko. Pobiera świadczenie pielęgnacyjne oko 2,5 tys. złotych, jej mąż ma tylko 500 plus dla osób niepełnosprawnych i zasiłek pielęgnacyjny, niewiele ponad 200 złotych.

 

- Ja przestałam pracować niedługo po jego chorobie – tłumaczy Ewa. - On nie ma niczego, zawsze dorabiał gdzieś na boku. Jak człowiek jest zdrowy, to wydaje mu się, że tak będzie wiecznie.

 

Jeśli odda męża do zakładu, straci świadczenie. Ale dzieci obiecały pomoc na starcie, zarejestruje się też jako bezrobotna. Woli nędzę niż niewielkie świadczenie i więzienie u boku chorego męża. Chciałaby zadbać o siebie. Ma skierowanie do psychiatry i do ortopedy. Wszędzie ogromne kolejki, a ona musi być leczona. Prawa ręka odmawia już całkowicie posłuszeństwa.

Czeka więc pełna nerwów na wieści z zakładu, kiedy przesunie się kolejka, kiedy będą mogli przyjąć Marka.

- Tylko wie pani, jak tam się miejsce zwalnia? ktoś musi odejść. Ja wiem, że wstyd się modlić o cudzą śmierć – mówi Ewa. - Ale ja nie mam już innego wyjścia.

 

Magdalena Gorostiza

 

Imię bohaterki zostało zmienione.

 

Tagi:

związek ,  choroba ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót