Partner: Logo KobietaXL.pl

Nina trafiła do korporacji Marka na praktyki. Studiowała zarządzanie na prestiżowej warszawskiej uczelni. Zwrócił na nią uwagę, bo choć nie była klasycznie piękna, była bardzo zgrabna. Zawsze ubrana na czarno z włosami czarnymi prawie do pasa. Na jednym z zebrań zabrała głos, okazało się, że dziewczyna jest w dodatku inteligentna. Wpadła Markowi w oko, ale nie robił żadnego ruchu. Wyróżniała się na tle koleżanek, które wraz z nią trafiły na praktyki.

Pewnego dnia sama jednak do niego podeszła z prośba o wyjaśnienie jakiejś kwestii. Rozmawiali dosyć długo, innym razem spotkali się w służbowej kuchence i wypili na tarasie wspólnie kawę.

 

Marek zaprosił ją na kolację. Powiedziała, że nie może długo siedzieć w mieście, bo wynajmuje stancję pod Warszawą i ma w nocy problem z dojazdem. Im dłużej jednak Marek z nią obcował w pracy, tym bardziej czuł, jak się zakochuje. Dziewczyna była młodsza o siedem lat, ale on nie widział w tym problemu. Była nad wiek dojrzała i poważna.

 

W końcu zaprosił ją na imprezę w weekend, zaproponował u siebie nocleg. Nina się zgodziła, zabrała ze sobą szczoteczkę do zębów i zwiewną koszulkę. Oczywiście po imprezie wylądowali w łóżku i Marek poczuł, że jest zakochany na maksa. On, korpozwierzę, zdeklarowany singiel, poczuł, że spotkał na swojej drodze właściwą kobietę. Szybko zaproponował Ninie wspólne mieszkanie w swoim apartamencie na Mokotowie.

 

Wyraziła zgodę, przywiozła torbę rzeczy, matę do jogi, którą rozłożyła na stałe w salonie, bo tam miała piękny widok do medytacji. Zrobiła w lodówce porządek, mówiła, że jest weganką, unikała też jak ognia glutenu, prowadziła życie zero waste i to wszystko robiło wrażenie na Marku.

- Zakochany facet głupieje, miłość jest ślepa, to prawda, a ja oszalałem na jej punkcie – mówi Marek.

 

O sobie Nina mówiła niewiele, pochodziła gdzieś z drugiego końca Polski, do domu praktycznie nie jeździła. Zachwytu nad dziewczyną nie podzielała matka Marka. Kiedy pierwszy raz zawiózł ukochaną do Konstancina, do domu rodziców, matka poczuła się urażona, kiedy Nina odmówiła posiłku. Nie chciała nawet szparagowej fasolki – bo masło jest od zwierząt, a bułka tarta ma gluten. Markowi imponowały zasady Niny, matka jednak uznała, że dziewczyna mogła się ten raz ugiąć.

- Jej nie zależy na naszej akceptacji, uważaj synu – stwierdziła.

 

Na święta Nina zjawiła się z pudełkami ze swoim jedzeniem, co matka Marka uznała za nietakt. Próbowała zakochanemu synowi przemawiać do rozsądku, ale to była syzyfowa praca.

 

Marek uwielbiał city breaki, na weekendy latał do Londynu, Paryża, Madrytu. Nina na początku stanowczo odmówiła, tłumacząc się brakiem pieniędzy. To też mu się spodobało. Ale czemu mieli siedzieć w domu? Marek pieniądze miał, więc szaleli razem po Europie.

Widywali się właściwie wieczorami, kiedy on wracał z pracy. Nina czasami znikała na soboty czy niedziele tłumacząc, że musi dorobić jako hostessa. Uważał, że to super z jej strony, że nie chce go naciągać, że chce być niezależna.

 

Matka pukała się w czoło, gdy jej to opowiadał. Mówiła, żeby policzył pobyt w apartamencie, wyjazdy zagraniczne, kolacje w drogich restauracjach. Ale on nie chciał słuchać. Uwielbiał to, że gdy gdziekolwiek się pojawiał z Niną, skupiała na sobie uwagę innych mężczyzn. Można rzec, prawdziwa sielanka. Ona zawsze zachowywała się w porządku, mieli o czym rozmawiać, choć czasami zdawała się być nieobecna. Marek widział ich przyszłość w różowych barwach.

 

Ich związek trwał już trzy lata, Nina kończyła studia. Marek postanowił zrobić jej niespodziankę. Kupił bilety do Dominikany, drogi zaręczynowy pierścionek. Postanowił oświadczyć się ukochanej na drugim końcu świata.

 

Nina z wyróżnieniem obroniła dyplom, była więc tym bardziej ku temu wspaniała okazja. Trzy dni po obronie, kiedy Marek wrócił do domu, nie było jednak ani Niny, ani jej rzeczy. Na stole we flakonie stała samotna róża, klucze do mieszkania i obok kartka, na niej jedno zdanie - „Wybacz, ale chyba jednak do siebie nie pasujemy”.

 

- Nie mała nawet odwagi, żeby mi to osobiście powiedzieć, ot tak, znikła z mojego życia. Moja miłość, moja nadzieja, moja ukochana – mówi Marek z bólem ale i z ironią.

 

Sam pojechał do Dominikany, zaręczynowy pierścionek wrzucił tam do morza. Przysiągł sobie tedy, że nigdy więcej nie będzie szukała z żądną kobietą związku.

 

Jesienią do pracy do korpo Marka przyszłą Aneta, koleżanka z roku Niny. Poszli któregoś dnia razem na lunch, opowiedział jej o swoim związku.

 

- Wiem wszystko. Ona jest z małej wsi pod Białymstokiem przyrzekła sobie, że się wyrwie, że zrobi oszałamiającą karierę. Ma na imię Janina, ale Nina brzmi dostojniej. Żeby móc studiować w Warszawie, podjęła się opieki nad starszym małżeństwem, to dlatego wieczorami nie mogła wychodzić. Nie była żadną weganką, uznała jednak, że to uczyni ją bardziej interesującą – Aneta pogrzebała w telefonie i pokazała grupowe zdjęcie dziewczyn pozujących z hot dogami. Wśród nich Nina, z apetytem pałaszująca glutenową bułę z mięsną kiełbaską.

 

- A ciebie wybrała, bo zrobiła dobry research, kto jest w firmie singlem z własnym mieszkaniem – dodała Aneta, podkreślając, że jej przykro. Co jednak miała zrobić, pewnie wtedy i tak by jej nie uwierzył? I Marek wiedział, że to niestety prawda

 

Później Marek usłyszał, że Nina jest w związku z dyrektorem banku, w którym dostała pracę. Kiedy on był w Dominikanie, ona z nowym partnerem bawiła na Teneryfie.

 

- Cóż, potraktowała mnie jak bankomat i akademik zarazem. Co mogę z tym teraz zrobić? Tylko przyznać rację matce – mówi Marek. I dodaje, że dostał życiową nauczkę, nosi w sobie zadrę. I że woli być singlem.

 

Magdalena Gorostiza

 

P.S. Imiona i niektóre szczegóły zostały zmienione

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tagi:

zdrada ,  związek ,  toksyczny związek , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót