Partner: Logo KobietaXL.pl

Zdecydowałam się opowiedzieć swoją historię ku przestrodze, dla innych kobiet. Może też szukam zrozumienia? Związałam się z mężczyzną, który ma córkę z poprzedniego związku. Nazwę ją Kasia, choć naprawdę ma ona inaczej na imię. Kiedy poznałam swojego męża miał lat 37, ja 28. Nie przeszkadzała mi ta różnica wieku, uznałam, że fajnie, że facet jest poważny, ma doświadczenie, miał już inne podejście do życia. Jego córka, Kasia, miała wówczas lat 10. Spotykaliśmy się, ale mieszkaliśmy osobno. Ja mam swoje mieszkanie, on swoje, kupił je po rozwodzie. Kasia wówczas za bardzo mi nie przeszkadzała.

Tak naprawdę widywałam ją dość rzadko. Nie była nigdy dla mnie zbyt miła, ale wówczas mój partner tłumaczył to tym, że to w końcu tylko dziecko. Że potrzebuje czasu, żeby do nowej sytuacji przywyknąć. Kiedy zabierał ją do siebie na weekendy, chodziliśmy najwyżej na wspólny obiad. Nie spędzałam wówczas z Kasią zbyt dużo czasu, ona mieszkała u swojego ojca, ja u siebie. Partner wywiązywał się z ojcowskich obowiązków nienagannie. To też mi się podobało. Uznałam, że facet jest odpowiedzialny, więc jak będziemy mieć własne dziecko, to też się nim zajmie.

Po dwóch latach znajomości postanowiliśmy się pobrać. Mieliśmy zamiar sprzedać swoje mieszkania i razem może zbudować dom. Na początek jednak postanowiliśmy je wynająć i dla siebie też znaleźć coś do wynajęcia. Oboje pracujemy w dużych korporacjach, zarabiamy niezłe pieniądze. Wynajęliśmy nowy apartament, bardzo ładny, pięknie wyposażony, w pastelowych tonacjach. Mieliśmy się do niego wprowadzić zaraz po ślubie i po naszej podroży poślubnej. Ślub braliśmy w 2019 roku w lipcu. Po kilku dniach od wesela lecieliśmy na grecką wyspę, tam zaplanowaliśmy tygodniową podróż poślubną. Jakiś tydzień przed ślubem, eks mojego przyszłego męża zapowiedziała mu, że musi iść do szpitala na zabieg. On ma się zając wówczas córką. To był czas naszego planowanego wyjazdu i zaoponowałam. Ona ma niepracująca matkę, zabieg był planowy i byłam pewna, że specjalnie ustaliła datę, żeby pokrzyżować nam plany. Ale mój partner był nieugięty – tłumaczył, że jest ojcem, ma jedyne dziecko i jego obowiązkiem jest się zająć małą, kiedy jej matka jest w szpitalu. To był pierwszy poważny zgrzyt. Z trudem załatwił miejsce w samolocie, w hotelu zamówił do pokoju dostawkę.

Ślub nie był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Myślałam wyłącznie o tym, że zamiast romantycznego wyjazdu na grecką wyspę, czeka mnie niańczenie dwunastolatki. Przełknęłam jednak tę gorzką pigułkę, bo czego nie robi zakochana kobieta. Te wakacje były straszne. Mała nigdzie nie chciała chodzić, najchętniej siedziała w pokoju oglądając idiotyczne filmiki na komórce. Prosiłam, żeby używała słuchawek, ale ona wydymała tylko usta i mówiła, że jej matka twierdzi, że słuchawki szkodzą na słuch. Jakby oglądanie godzinami idiotycznych filmików samo w sobie było zdrowe. Mój mąż próbował łagodzić spory, ale zawsze stawał po stronie córki. A to, że Kasia stresuje się operacją matki, że musi przywyknąć do kompletnie nowej sytuacji. A ja? Zamiast cudownego czasu, romantycznych spacerów i upojnego seksu, musiałam znosić rozwydrzoną dwunastolatkę. Wróciliśmy do Polski, okazało się, że jej matka zaraz po wyjściu ze szpitala, przeniosła się chorować dalej razem z córką do matki. Mówiłam mężowi, że dał się nabrać, że to była tylko zagrywka. Ale on uważał, że to ja przesadzam, że wyłącznie spełnił swój obowiązek. Na szczęście Kasia wolała siedzieć u babci, niż przyjeżdżać w lecie do miasta.

Problem zaczął się więc po wakacjach. W co drugi piątek mój mąż zjawiał się w naszym apartamencie ze swoją córką. Kasia miała zwyczaj robienia bałaganu, ale sprzątać po sobie nie chciała. Używała w łazience mojego ręcznika jako dywanika, po kąpieli wszystko było zalane wodą, w swojej szczotce znajdowałam jej długie włosy. Rozmawiałam z mężem, aby zwrócił jej uwagę, bo to już duża panna. Moje polecenia Kasia ignorowała, jego wykonywała z dużym ociąganiem, albo odkładała na tak zwane później. Piękne pastelowe kanapy i dywany pełne były po jej wizytach plam, które później próbowałam wybawiać. Ja szanuję cudzą własność i było mi głupio przed właścicielami apartamentu. Kasia wychodzić nigdzie nie chciała, czas spędzała głównie z komórką. Jedynie na hasło „zakupy” był w kilka minut gotowa do wyjścia. Mąż płacił wysokie alimenty, Kasia jednak stale czegoś potrzebowała. A to bluzy, a to spodni, oczywiście z markowych sklepów. Nie chciała iść na spacer, do kina, na ciekawa wystawę do muzeum. Wszystko kręciło się wokół gadżetów, na które wiecznie naciągała ojca.

Byłam tym zmęczona, jego uległością, jego brakiem chęci, by małą zainteresować czymkolwiek innym. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, mówił, że jest szczęśliwy, stać go na to, widzi, jak córka promienieje, kiedy wraca z wypchaną torbą. Tłumaczyłam, że wychowanie dziecka polega zgoła na czym innym. Mówił, że zrozumiem, jak się dochowam swojego, na razie on swoją córkę, będzie wychowywał, tak jak zechce. Zaczęły się konflikty między nami. O te plamy, o bałagan, o wywalanie nieustające pieniędzy na kaprysy księżniczki. Potem nadeszła pandemia i lockdown. Matka Kasi wymyśliła, żeby córka mieszkała tydzień u nas, tydzień u niej. Zaprotestowałam, oboje pracowaliśmy na zdalnym, ona siedziała w domu bezrobotna, bo miała swój salon kosmetyczny, który musiała zamknąć. Mąż oczywiście się zgodził. To był dla mnie prawdziwy horror. Na szczęście mała sama zrezygnowała po jakimś czasie, bo przestałam się z nią patyczkować i kazałam po sobie sprzątać. Oczywiście były awantury, mąż stawał po jej stronie, ale ja też już miałam tego dosyć.

Coraz bardziej jednak docierał do mnie fakt, że Kasia jest punktem zapalnym. Że coraz bardziej męczą mnie jej wizyty, że nie mam ochoty próbować się z nią dogadać. Ignorowała wszystkie moje propozycje, kupowane przeze mnie prezenty ostentacyjnie zostawiała u nas w domu, często nierozpakowane. W stosunku do mnie była niemiła i arogancka. A ja byłam zmęczona słuchaniem argumentów męża, że „Kasia wyrośnie”. Matka Kasi po pandemii nie odbudowała swojego biznesu, w końcu zdecydowała się wrócić do rodzinnego miasta, 120 km od naszego. Wyprowadziła się wraz z córką w połowie 2021 roku. Mąż niewiele miał w tej sprawie do powiedzenia, ale postanowił, że dalej będzie utrzymywał z Kasią kontakt, że ona będzie do nas przyjeżdżać na co drugi weekend. Jej matka nie zgodziła się, aby nastolatka sama jeździła busem, choć byłaby pod opieką kierowcy, a mąż odbierałby ją z dworca. Zaczęły się peregrynacje. Mąż w piątek po pracy robił 240 km, wieczorem przyjeżdżał z Kasią. W niedziele popołudniu odbywał tę samą trasę. W co drugi weekend około 7 godzin za kółkiem, w zależności od ruchu na drodze i warunków. Mówiłam mu, że to idiotyzm, że wydaje pieniądze na benzynę, tylko dlatego, żeby spełniać kaprysy swojej eks. A pobyt Kasi jak zwykle ograniczał się do wyjścia z ojcem na zakupy i siedzeniem godzinami w komórce.

A ja coraz częściej uświadamiałam sobie, że mam tego zwyczajnie dość. Dość zmarnowanych weekendów, dość humorów naburmuszonej nastolatki, dość dyskusji na temat jej wychowania. Doszło do tego, że już w środę przed jej przyjazdem ogarniał mnie czarny humor, zaczynał mnie boleć brzuch, na samą myśl, że ją zobaczę, robiło mi się słabo. Te dwa i pół dnia razem z Kasią były dla mnie wielką traumą. Kiedy więc mąż zapowiedział mi, że w wakacje 2022 roku wyjedziemy na dwa tygodnie do Turcji z jego córką, coś we mnie pękło. Powiedziałam, że nigdzie nie jadę, że niech jedzie sobie sam. Że mam dość, że nie chcę już widywać jego dziecka. Moje stare mieszkanie akurat miało się zwolnić, studenci wyjeżdżali po sesji. Nie przedłużyłam im umowy. Wróciłam do siebie, całe lato robiłam remont, kupiłam nowe meble, zmieniłam kuchnię. Wreszcie minął ból brzucha, kamień spadł mi z serca. Na jesieni złożyłam papiery o rozwód.

Wiem, że w dużej mierze sama sobie jestem winna, bo powinnam była przewidzieć konsekwencje. Nie wiem, dlaczego wyobrażałam sobie, że związek z facetem z dzieckiem miałby wyglądać inaczej. Nie wiem też, dlaczego założyłam, że obce dziecko będzie dla mnie miłe. Przede wszystkim nie wiem jednak, czemu nie przewidziałam tego, że to dziecko będzie mi towarzyszy nieustająco, że stanie się częścią mojego życia. A ja na to nie byłam zwyczajnie gotowa.

Nie wiem, ile kobiet staje przed podobną decyzją. Może moja historia w jakiś sposób pomoże im dokonać wyboru.

Tagi:

związek ,  dziecko ,  życie , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót