Partner: Logo KobietaXL.pl

Choć od tamtej pory minęło ponad trzydzieści lat, Miśka mówi, że tego strachu nie da się zapomnieć. Był cały czas, dławił, aż od niego mdliło. Cały czas myślała, że za chwilę straci z tego strachu przytomność.

- I tylko oglądasz te majtki w te i wewte – dodaje. - Szukasz, może jednak nadejdzie ten okres, gdzieś tli się jeszcze nadzieja, ale z dnia na dzień słabsza i słabsza.

Dlaczego teraz przypomniała mi się historia Miśki? Może przez tę dyskusję o aborcji?

Z Miśką byłyśmy bardzo blisko podczas studiów, potem nasze drogi się rozeszły. Byłam jedną z nielicznych osób, które wiedziały, że przerwała ciążę. Nikt się tym szczególnie nie szczycił. Wbrew opowieściom o tym, że „za komuny” kobiety traktowały taki zabieg jak antykoncepcję, że skrobanki robiło się z marszu i bez żadnego wstydu. Może były i takie, ale ja ich nie znam.

 

Opowiesz mi swoją historię?

 

Ucieszyła się, kiedy zadzwoniłam.

- Chce o tym napisać, nie bój się wszystko pozmieniam, interesują mnie tylko twoje odczucia – mówię.

- Pisz – odpowiada szybko – Może komuś ta historia uświadomi cokolwiek.

Zaczęło się banalnie, skończyło fatalnie. Ona lat 20, na drugim roku studiów, chłopak, nazwijmy go Jacek, rok starszy. Jedynak, matka znana lekarka, ojciec znany dyrektor.

 

Zawiodła prezerwatywa

 

Już w zasadzie byłoby przed rozstaniem, chodzili od ponad roku, ale jakoś się to rozłaziło.

- W gruncie rzeczy był strasznym egoistą – mówi Miśka. - Rozpieszczony, egocentryk. No i strasznie bał się swojej mamusi. Twardą ręką dom trzymała.

Sypiali ze sobą od czasu do czasu, kiedy nadarzała się okazja. Przecież nie da się tego robić w pokoju, kiedy w sąsiednim siedzą rodzice. Czasami wymykali się przed południem z uczelni, ale Miśka mówi, że zawsze była wtedy jakimś strachem podszyta, że ktoś  znienacka do domu wejdzie.

- Ale chciało się przecież tego seksu – wspomina. - Wiek był po temu stosowny.

Związek jednak już się rozpadał, praktycznie przestali się spotykać, kiedy Miśka z przerażeniem odkryła, że może być w ciąży.

 

Moralność pani Dulskiej

 

- Pamiętasz moją matkę? - musisz pamiętać. - Powiedz koleżance, żeby zdjęła buty, nie wracaj za późno do domu, co sąsiedzi powiedzą? Może zamiast wychodzić, lepiej by się było trochę pouczyć. Boże, jaka zrzęda. - mówi Miśka.

Poza tym pani Dulska, bo jak podkreśla Miska najważniejszy były pozory i tak zwana opinia. Oboje rodzice pracowali w urzędach, matka miała taki „biurowy” charakter i myślowe horyzonty podobne.

- Jak ja nie chciałam być taka jak ona - śmieje się Miska. - Taka upierdliwa, taka nudna, taka wiecznie bojąca się o opinię innych. Taka zasadnicza w tej swojej drobnomieszczańskiej moralności.

 

Dlatego niechciana ciąża nie była w domu tematem, nawet do dyskusji. Miśka mówi, że matka by ją zabiła, jeśli nawet nie dosłownie, to na pewno psychicznie.

- Zacięte usteczka, sapanie, prawie spazmy – już ją widzę - dodaje. - I mówienie, jaki wstyd, jaki wstyd. Poleciałaby do rodziców Jacka, żeby się ze mną żenił, wymusiłaby to na sto procent, jak nie prośbą to groźbą. On by nie chciał, jego mamusia również, ale pewnie by to zrobiła. Takie czasy wtedy były, że facetom w takiej sytuacji trudno się było wykręcić.

 

Osaczona

 

Kiedy okres nie nadchodził, liczyła, że jeszcze przyjdzie. Zdarzało się, że czasami się parę dni spóźniał. Ale kiedy minęły dwa tygodnie, nadzieja była coraz słabsza. Jej miejsce zaczął zajmować strach, który wkradał się wszędzie. Czuła go w brzuchu, w sercu, w gardle. Paraliżował, odbierał zmysły, osłabiał.

- Za nic nie chciałam całej tej sytuacji i tego dziecka – mówi. -Żadna opcja nie była dobra. Ślub na siłę wykluczony, dziecko bez ślubu – porażka, matka by mnie zniszczyła i kto by je utrzymał?, oddać po porodzie i chodzić z brzuchem po mieście? - matka nie oddałaby wnuka, wolałaby do końca życia  grać rolę cierpiętnicy. Ja bym się w tym wszystkim nie liczyła, o mnie nikt by nie myślał.

Rada nie rada powiedziała Jackowi.

- Było jak w Autobiografii Perfectu prawie – wzdycha. - Powiedział, ze ma sesję i nie wie co ma zrobić. Mało nie umarł ze strachu. Kiedy oznajmiłam, że nie chcę rodzić, odetchnął głęboko z ulgą. Powiedziłam tylko, żeby załatwił kasę.

Bo do państwowego szpitala nie chciała iść, choć aborcje były wtedy bez większego problemu i za darmo. Ale te kobiety, które miały pieniądze, wolały zrobić zabieg dyskretnie, w prywatnym gabinecie.

- W państwowym szpitalu ślad zostawał w papierach – mówi Miśka. - A poza tym trzeba było jeszcze odbyć rozmowę, już nie pamiętam z drugim lekarzem, czy psychologiem? Było coś takiego.

A może po takiej rozmowie zmieniłaby zdanie i urodziła jednak dziecko?

- Nie było takiej siły i argumentów – odpowiada. - To nie był czas na takie decyzje. Z Jackiem nie chciałam być, w domu było jak było. Musiałam skończyć studia i się usamodzielnić. Nie byłam gotowa na dziecko, nie umiałabym go kochać.

- Skąd wiesz? - pytam.

- Wiem – odpowiada. - Bo wiem, co to jest niechciana ciąża.

 

Była tylko ulga

 

Jacek załatwił pieniądze, na zabieg pojechała do znanego lekarza, który cieszył się bardzo dobrą opinią. Tani nie był, ale trudno. W gabinecie dwie podobne do niej były już po zabiegu. Pamięta, że telepała się jak liść osiki, dosłownie, latały jej zęby.

- Majka ze mną była , ona mieszkała na stancji – mówi Miśka. - Potem u niej spędziłam noc. Rzekomo wyjechałam na trzy dni na wycieczkę.

Kobiety pocieszały Miśkę, że nie boli, że nic się nie czuje, że wszystko będzie dobrze. Potem głupi Jasio i szczęk narzędzi.

- Nie wiem, kwadrans? Pół godziny? - nie pamiętam. - Nie myślałam wtedy o niczym, tylko o tym, żeby było już wszystko za mną - mówi.

Po zabiegu przyszła ulga, ogromna. Nic więcej, żadnego żalu, wyrzutów sumienia, Miśka nie uważa, że aborcja jest tym samym co zabicie człowieka.

- To jest płód, w dodatku w moim brzuchu – mówi. - Zabierzecie go sobie i chowajcie beze mnie. Bez mojej macicy. Od razu. Jak ma cztery dni albo cztery tygodnie. Dacie radę? To niech nikt nie mówi, że zabiłam człowieka, który jest oddzielnym bytem.

 

Za kilka lat wyszła za mąż, urodziła już świadomie dwoje, dziś dorosłych dzieci.

- Cieszyliśmy się na ich przyjście, chcieliśmy ich z mężem – mówi Miśka. - To było świadome macierzyństwo. A jaki byłby los tamtego, niechcianego przez nikogo dziecka?

 

 

Powiedz, że zrobiłabym to raz jeszcze

 

Miśka mówi, że z przerażeniem patrzyła, jak zmieniało się prawo o dopuszczalności przerywania ciąży.

- Szczęście, że to za komuny było, wtedy nikt nie robił jakiegoś problemu z aborcji. Ale też kobiety nie szczyciły się tym, że przerwały ciążę. Jak dziś słyszę te bzdury, że na aborcje szło się, jak z marszu, to ręce opadają. Pamiętasz, kilka dziewczyn wpadło, wyszły za mąż i rodziły? - wspomina. - Ale każda historia jest inna.

 

- A gdyby Jacek chciał, gdyby miała inna matkę? To czy ona, Miska też by urodziła?- pytam.

 

- Po co gdybać, było jak było, w mojej sytuacji najlepszym wyjściem byłą aborcja - mówi. - Nie miałam natury jakiejś świętej, żeby z brzuchem się po przytułkach tułać albo głowę popiołem posypywać cale życie. Chciałam skończyć studia, usamodzielnić się, a dopiero potem mieć dzieci. I tak się stało. I jestem zadowolona z życia.

- A gdybyś była bezpłodna po skrobance, to co wtedy?- pytam.

- Ale nie byłam, może miałam fart. Ja do dziś pamiętam ten obezwładniający strach, to przerażenie, tę niechęć, do tego czegoś, co rosło w moim brzuchu – mówi. - Tylko inna kobieta, co to przeszła, może to zrozumieć. A już na pewno żaden facet, który stoi i bajdurzy o ochronie życia. Są sytuacje w życiu kobiety, kiedy zwyczajnie nie może urodzić dziecka. I to ona musi sama podjąć decyzję, a przede wszystkim mieć do niej prawo. Ja bym jeszcze raz to samo zrobiła. Tyle tylko, że dziś musiałbym wyjechać zagranicę.

 

Magdalena Gorostiza

 

 

Tagi:

aborcja ,  ciąża ,  życie ,  dzieci , 

Kliknij, aby zamknąć artykuł i wrócić do strony głównej.

Polecane artykuły:

Podobne artykuły:

Powrót